M. – mały skrzacik biegnący z talerzem pełnym szparagowej fasolki…
Do wczoraj ulubionej ;-)
Dziś wygrał makaron! I fasolka jest bleee…
Makaron zjedzony, fasolka wraca do kuchni… Tak, tak, moje Dziecko odnosi własny talerzyk do kuchni :-) Samo z siebie!
Bilans dwulatka.
Jeszcze niedawno wydawał mi się taaak odległym wydarzeniem ;-)
Już za nami!
A przed nami kolejna odsłona wakacji…
O pierwszej odsłonie opowiem przy najbliższej okazji…
A było i słonecznie, i deszczowo…
I góry były…
I Przyjaciele… I spotkania z tymi Najbliższymi…
I pewna mała rudowłosa Wiewióreczka, która skradła mi serducho!
I jedno takie odkrycie niezwykłe. Towarzyskie odkrycie – siostrzana duszka i już! :-) Pozdrawiam, droga A. (vel M.)!
I bardzo, ale to bardzo nostalgicznie było… Bo takie nastroje dominowały głównie ;-)
A teraz ruszamy nad Bałtyk – już bardzo niedługo!
Czujemy się przygotowani do tematu, bo marynarskie, pasiaste t-shirty już wskakują do walizki ;-)
Teraz jeszcze parę spotkań, spacerów kilka, trochę filiżanek kawy, lampek wina w miłym towarzystwie… No i pracy trochę… Ale o tym kto by chciał pisać/czytać ;-) więc ten temat pominę, hehe!
Niech tu będzie wyłącznie wakacyjnie w to lato!
I jeszcze SŁOWA, SŁOWA, SŁOWA! Te nowe :-) Których coraz więcej przybywa z każdym dniem… Jak KLÓLIK na przykład! I GULELEK (ogórek!) oraz PIMPIN (pingwin) ;-)
Ach, M. w tej chwili paraduje po pokoju z kartonowym wiaderkiem po drewnianych klockach (w którym chwilę temu dźwigał zresztą zeszłoroczne kasztany) – i to na głowie!!! I w nowej, ulubionej koszulce – z salamandrą :-) Ciociu E., dziękujemy! Choć nasza pani doktor salamandrę wzięła za słonia - M. był tym faktem skonsternowany, hehe!
Zaraz ruszamy na kolejny dzisiaj spacer… Do największej piaskownicy – i tylko do piaskownicy, bo pląsy i akrobatyczne sztuczki na drabinkach surowo dziś wzbronione – M. trochę kontuzjowany :-(
Nadwerężony mięsień, obdarte kolano, stłuczony paznokieć - w takim stanie poszliśmy na bilans… Witajcie wakacje!!! ;-)
Ja również z kontuzją… Ale to już zupełnie inna historia…
;-)))
Pozdrawiam!
Ktoś ma ochotę na tego Schuberta? Zapraszam!!! Kiedyś to potrafiłam zagrać :-) Dawne dzieje...
I jeszcze kilka słów o muzyce… O spotkaniach, którym muzyka towarzyszy.
O poniedziałkowym wieczorze z A., moją dawną ‘współspaczką’ z lat studenckich… O tym, jak biegiem, w deszczu, topiąc sandały w kałużach, próbowałyśmy się przedostać z jednej ze śródmiejskich kawiarni do samochodu zaparkowanego przy Pl. Konstytucji… I o dalszej części wieczoru, który z A. spędziłyśmy na podłodze w naszym mieszkaniu, przeglądając kartony z płytami…
I tak z kolejnych pudeł wyciągałyśmy ulubione, dawne płyty i słuchałyśmy ich we fragmentach, co i rusz wyłuskując jakąś perełkę… Ekscytując się jak gdybyśmy po raz pierwszy tych wszystkich utworów słuchały ;-) Fajny wieczór… Teraz sobie uświadomiłam, że nawet filiżanki herbaty Aśce z tego wszystkiego nie zaproponowałam ;-) Wybaczy… Mam nadzieję!
I kolejny wieczór – wtorkowe spotkanie na Saskiej Kępie. U E. i P.
Znakomita kolacja i znakomity deser… Atramentowy makaron z krewetkami i zanurzone w rumie wiśnie z musem czekoladowym… Naprawdę znakomite!
I znakomita też kolekcja winylowych płyt, którą pozwoliłam sobie uporządkować ;-), wyszukując w tej pokaźnej stercie prawdziwe cacka… Klasyka rocka (ach, jak dobrze na winylu brzmi ten temat), klasyka jazzu, muzyka poważna i trochę egzotyki ;-)
Kolekcja, która trafiła w ręce E. trochę przypadkowo… Z bardzo smutną, pzrejmującą historią w tle, więc może o niej nie będę tutaj wspominać…
Długi wieczór… I długa droga powrotna ;-) Zwłaszcza, że M. nocował u BeBe :-) więc pośpiechu nie było!
A dziś spotkanie z Krzysiem i Małgosią – najpierw pozwoliłyśmy się nieco UWOLNIĆ przy Dąbrowickiej 8D, a potem ruszyłyśmy na spacer po Parku Skaryszewskim. M. drzemał sobie nad Jeziorkiem Kamionkowskim, Krzyś wylegiwał się na trawie, a my z porcją lodów w wafelku gapiłyśmy się w toń wody i gawędziły sobie… O tym i o tamtym… Głównie o tym, jak się zabawnie ten nasz los plecie ;-)
O tym, kogo po drodze się mineło jedynie, a z kim przyszło strawić beczkę soli… Miłe, fajne przedpołudnie. Dzięki :-)
A dzień zapowiadał się marnie – potężną ulewą o poranku… Za to potem było już tylko lepiej (z jednym, króciutkim deszczowym epizodem w drodze powrotnej!).
O Saskiej Kępie (ze zdjęciami) i o willi, w której mogłabym zamieszkać od zaraz ;-) opowiem więcej jutro… I jeszcze o książkach częściowo kucharskich coś będzie. I o muzyce na lato/a :-) I o literackich kąskach na wakacje.
Mam nadzieję, że się uda jeszcze przed wyjazdem z tym wszystkim…
Serdeczności! I spokojnego popołudnia!
A zdjęcia bardzo zaległe - z tego parku fontann nieszczęsnego ;-) W którym przed południem w poniedziałek żywej duszy nie było, więc polecam o tej porze właśnie!
Wrzucam sobie Shuberta do mojej mp3, zawsze gdy lecę gdzieś samolotem słucham muzyki poważnej i szukałam czegoś nowego czegoś, o czymś zapomniałam a kiedyś słyszałam i znalazłam . Dzięki Maggie ... piękna sonata.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę biegłości paluszków na klawiaturze, ja tylko troszkę:( Ale Schubert piękny. Ostatnio zasłuchuję się w Eriku Satie- miód na moje receptory nie tylko słuchu:DDD Pozdrawiam Cię serdecznie i M. też pozdrawia:))) Ale morza też Ci zazdroszczę, ależ dzisiaj zazdrośnica ze mnie blee... Buziole:*
OdpowiedzUsuńCzyli wakacje pełną parą :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię jak piszesz o muzyce...albo dowiem się czegoś nowego albo przypomni mi się akurat ten kawałek słuchany namiętnie jak akurat miałam się uczyć na chemię czy inną fizykę (brrrrr)...:)
super wakacje. fajnie, ze w miedzyczasie zagladasz i sie dzielisz wspomnieniami :-)
OdpowiedzUsuńzazdroszcze grania, ja jakos nigdy nie mialam okazji ale w sumie na nauke nigdy za pozno wiec kto wie, moze tez jak bedziemy mieli dom i salon z pianinem ...
Na razie musialabym chodzic na cwiczenia z grania do tesciowej ;-)
jej! Ile u ciebie się dzieje :)) i dobrze - niech dzieje sie jak najwięcej takich miłych rzeczy :) kontuzje niech was omijają...słów przybywa...
OdpowiedzUsuńA odczucia po drzemce Glusia mam podobne ;)
Pozdrowienia!
Milo mija Wam czas i duzo sie dzieje, aby tak dalej... czekam na kaski kulinarne, muzyczne i te literackie i na kilka slow o pieknej wspomnianej przez Ciebie willi ... :-) M
OdpowiedzUsuńAle strumień świadomości! Pędzicie, ale w wakacyjnym klimacie - fajnie;)
OdpowiedzUsuńSwietny misz - masz. I oby tak dalej:-)
OdpowiedzUsuńnominowałam Cię do nagrody :)
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie za wszystkie Wasze komentarze! Odpowiadam już hurtowo - przepraszam - ale to dlatego, że wciąż w biegu... Uff!
OdpowiedzUsuńObiecuję jednak poprawę ;-)
Magdaleno, aż się zarumieniłam - tak mi przyjemnie... Dziękuję!
Ależ się u Was dzieje ;) I rzeczywiście pachnie wakacjami. Zazdroszczę tego polskiego morza, za którym ogromnie się stęskniłam. I tego tajemniczego ogrodu, nie zen i nie francuskiego - takiego nieuporządkowanego i magicznego właśnie. W takim miejscach najlepiej bawiłam się jako dziecko i takie miejsca najbardziej lubię do dzisiaj. Salon słoneczny z fortepianem i lniane zasłony. Zaczytałam się. Rozmarzyłam się. Udanego nadmorskiego urlopu w pasiastych bluzeczkach Wam życzę!!!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię te Twoje warszawsko-kulturalne reportaże z muzyką w tle :)
OdpowiedzUsuńA ja bym chciała choć te kilka stron przeczytać podczas popołudniowej drzemki chłopców. Ale moje dzieci bardzo dbają, żebym się nie nudziła i za nimi nie tęskniła - kiedy jeden śpi, drugi zawsze dotrzymuje mi towarzystwa. A potem zmiana i na warcie stoi drugi :)
Udanego wyjazdu! Żeby aksamitne wody Bałtyku wyleczyły Wam kontuzje :)