czwartek, 14 lipca 2011

Misz-masz, czyli po trochę o wszystkim ;-)

Hmm, a to zagadka – byłam przekonana, że umieściłam tu we wtorek taki oto post…
Który wyparował albo też ta moja pamięć bardziej jest zawodna niżby się zdawało ;-)

Popołudnia…

Kiedy M. budzi się po przedobiedniej drzemce..
Odkładam książkę, po którą dopiero co sięgnęłam… No, kiedy już wszystkim innym przestałam się zajmować ;-)
Odkładam z westchnieniem zawodu i lekką boleścią… Ale widząc te szeroko otwarte, wyspane oczęta i uśmiechniętą, najsłodszą twarzyczkę, tylko sobie uświadamiam, że przez te dwie długie godziny zdążyłam się za nimi nawet stęsknić…

Odkładam książkę…
Może radio?
Ulubione Radio Nr 2 ;-) czyli Program II PR… M. tak zachwycająco reaguje na dźwięki…
Schubert. Sonata G-dur. I 4 Impromptus :-)
Schuberta baaardzo lubię…
I kolejny raz sobie obiecuję z tym moim graniem…
Wciąż za rzadko siadam do pianina :-(
Do Schuberta na przykład.

Brawa – M. oklaskuje poszczególne części utworów ;-) Oj, jeszcze zdąży nabrać odpowiednich manier, hehe!

Fortepian w słonecznym salonie… Willa, powiedzmy taka z początku lat 40-tych :-) Pootwierane na oścież okna i drzwi balkonowe… Trzepocące lniane zasłony na przemian odsłaniają i przysłaniają zieleń i upalne wakacje…
Schody do ogrodu… Trochę tajemniczego – po angielsku… Żadne tam uporządkowane japońskie trawniki zen czy francuskie klomby ;-)

Och, może wtedy siadałbym do nut częściej, kto wie?
 
M. – mały skrzacik biegnący z talerzem pełnym szparagowej fasolki…
Do wczoraj ulubionej ;-)
Dziś wygrał makaron! I fasolka jest bleee…
Makaron zjedzony, fasolka wraca do kuchni… Tak, tak, moje Dziecko odnosi własny talerzyk do kuchni :-) Samo z siebie!

Bilans dwulatka.
Jeszcze niedawno wydawał mi się taaak odległym wydarzeniem ;-)
Już za nami!

A przed nami kolejna odsłona wakacji…
O pierwszej odsłonie opowiem przy najbliższej okazji…
A było i słonecznie, i deszczowo…
I góry były…
I Przyjaciele… I spotkania z tymi Najbliższymi…
I pewna mała rudowłosa Wiewióreczka, która skradła mi serducho!
I jedno takie odkrycie niezwykłe. Towarzyskie odkrycie – siostrzana duszka i już! :-) Pozdrawiam, droga A. (vel M.)!
I bardzo, ale to bardzo nostalgicznie było… Bo takie nastroje dominowały głównie ;-)
A teraz ruszamy nad Bałtyk – już bardzo niedługo!
Czujemy się przygotowani do tematu, bo marynarskie, pasiaste t-shirty już wskakują do walizki ;-)

Teraz jeszcze parę spotkań, spacerów kilka, trochę filiżanek kawy, lampek wina w miłym towarzystwie… No i pracy trochę… Ale o tym kto by chciał pisać/czytać ;-) więc ten temat pominę, hehe!
Niech tu będzie wyłącznie wakacyjnie w to lato!

 I jeszcze SŁOWA, SŁOWA, SŁOWA! Te nowe :-) Których coraz więcej przybywa z każdym dniem… Jak KLÓLIK na przykład! I GULELEK (ogórek!) oraz PIMPIN (pingwin) ;-)

Ach, M. w tej chwili paraduje po pokoju z kartonowym wiaderkiem po drewnianych klockach (w którym chwilę temu dźwigał zresztą zeszłoroczne kasztany) – i to na głowie!!! I w nowej, ulubionej koszulce – z salamandrą :-) Ciociu E., dziękujemy! Choć nasza pani doktor salamandrę wzięła za słonia - M. był tym faktem skonsternowany, hehe!
Zaraz ruszamy na kolejny dzisiaj spacer… Do największej piaskownicy – i tylko do piaskownicy, bo pląsy i akrobatyczne sztuczki na drabinkach surowo dziś wzbronione – M. trochę kontuzjowany :-(
Nadwerężony mięsień, obdarte kolano, stłuczony paznokieć - w takim stanie poszliśmy na bilans… Witajcie wakacje!!! ;-)
Ja również z kontuzją… Ale to już zupełnie inna historia…
;-)))

Pozdrawiam!

Ktoś ma ochotę na tego Schuberta? Zapraszam!!! Kiedyś to potrafiłam zagrać :-) Dawne dzieje...



I jeszcze kilka słów o muzyce… O spotkaniach, którym muzyka towarzyszy. 
O poniedziałkowym wieczorze z A., moją dawną ‘współspaczką’ z lat studenckich… O tym, jak biegiem, w deszczu, topiąc sandały w kałużach, próbowałyśmy się przedostać z jednej ze śródmiejskich kawiarni do samochodu zaparkowanego przy Pl. Konstytucji… I o dalszej części wieczoru, który z A. spędziłyśmy na podłodze w naszym mieszkaniu, przeglądając kartony z płytami…
I tak z kolejnych pudeł wyciągałyśmy ulubione, dawne płyty i słuchałyśmy ich we fragmentach, co i rusz wyłuskując jakąś perełkę… Ekscytując się jak gdybyśmy po raz pierwszy tych wszystkich utworów słuchały ;-) Fajny wieczór… Teraz sobie uświadomiłam, że nawet filiżanki herbaty Aśce z tego wszystkiego nie zaproponowałam ;-) Wybaczy… Mam nadzieję!

I kolejny wieczór – wtorkowe spotkanie na Saskiej Kępie. U E. i P.
Znakomita kolacja i znakomity deser… Atramentowy makaron z krewetkami i zanurzone w rumie wiśnie z musem czekoladowym… Naprawdę znakomite!
I znakomita też kolekcja winylowych płyt, którą pozwoliłam sobie uporządkować ;-), wyszukując w tej pokaźnej stercie prawdziwe cacka… Klasyka rocka (ach, jak dobrze na winylu brzmi ten temat), klasyka jazzu, muzyka poważna i trochę egzotyki ;-)
Kolekcja, która trafiła w ręce E. trochę przypadkowo… Z bardzo smutną, pzrejmującą historią w tle, więc może o niej nie będę tutaj wspominać…
Długi wieczór… I długa droga powrotna ;-) Zwłaszcza, że M. nocował u BeBe :-) więc pośpiechu nie było!

A dziś spotkanie z Krzysiem i Małgosią – najpierw pozwoliłyśmy się nieco UWOLNIĆ przy Dąbrowickiej 8D, a potem ruszyłyśmy na spacer po Parku Skaryszewskim. M. drzemał sobie nad Jeziorkiem Kamionkowskim, Krzyś wylegiwał się na trawie, a my z porcją lodów w wafelku gapiłyśmy się w toń wody i gawędziły sobie… O tym i o tamtym… Głównie o tym, jak się zabawnie ten nasz los plecie ;-) 
O tym, kogo po drodze się mineło jedynie, a z kim przyszło strawić beczkę soli… Miłe, fajne przedpołudnie. Dzięki :-)
A dzień zapowiadał się marnie – potężną ulewą o poranku… Za to potem było już tylko lepiej (z jednym, króciutkim deszczowym epizodem w drodze powrotnej!).

O Saskiej Kępie (ze zdjęciami) i o willi, w której mogłabym zamieszkać od zaraz ;-) opowiem więcej jutro… I jeszcze o książkach częściowo kucharskich coś będzie. I o muzyce na lato/a :-) I o literackich kąskach na wakacje.
Mam nadzieję, że się uda jeszcze przed wyjazdem z tym wszystkim…

Serdeczności! I spokojnego popołudnia!
A zdjęcia bardzo zaległe - z tego parku fontann nieszczęsnego ;-) W którym przed południem w poniedziałek żywej duszy nie było, więc polecam o tej porze właśnie!

12 komentarzy:

  1. Wrzucam sobie Shuberta do mojej mp3, zawsze gdy lecę gdzieś samolotem słucham muzyki poważnej i szukałam czegoś nowego czegoś, o czymś zapomniałam a kiedyś słyszałam i znalazłam . Dzięki Maggie ... piękna sonata.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zazdroszczę biegłości paluszków na klawiaturze, ja tylko troszkę:( Ale Schubert piękny. Ostatnio zasłuchuję się w Eriku Satie- miód na moje receptory nie tylko słuchu:DDD Pozdrawiam Cię serdecznie i M. też pozdrawia:))) Ale morza też Ci zazdroszczę, ależ dzisiaj zazdrośnica ze mnie blee... Buziole:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli wakacje pełną parą :)
    Bardzo lubię jak piszesz o muzyce...albo dowiem się czegoś nowego albo przypomni mi się akurat ten kawałek słuchany namiętnie jak akurat miałam się uczyć na chemię czy inną fizykę (brrrrr)...:)

    OdpowiedzUsuń
  4. super wakacje. fajnie, ze w miedzyczasie zagladasz i sie dzielisz wspomnieniami :-)
    zazdroszcze grania, ja jakos nigdy nie mialam okazji ale w sumie na nauke nigdy za pozno wiec kto wie, moze tez jak bedziemy mieli dom i salon z pianinem ...
    Na razie musialabym chodzic na cwiczenia z grania do tesciowej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. jej! Ile u ciebie się dzieje :)) i dobrze - niech dzieje sie jak najwięcej takich miłych rzeczy :) kontuzje niech was omijają...słów przybywa...
    A odczucia po drzemce Glusia mam podobne ;)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Milo mija Wam czas i duzo sie dzieje, aby tak dalej... czekam na kaski kulinarne, muzyczne i te literackie i na kilka slow o pieknej wspomnianej przez Ciebie willi ... :-) M

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale strumień świadomości! Pędzicie, ale w wakacyjnym klimacie - fajnie;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Swietny misz - masz. I oby tak dalej:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. nominowałam Cię do nagrody :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuję pięknie za wszystkie Wasze komentarze! Odpowiadam już hurtowo - przepraszam - ale to dlatego, że wciąż w biegu... Uff!
    Obiecuję jednak poprawę ;-)

    Magdaleno, aż się zarumieniłam - tak mi przyjemnie... Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ależ się u Was dzieje ;) I rzeczywiście pachnie wakacjami. Zazdroszczę tego polskiego morza, za którym ogromnie się stęskniłam. I tego tajemniczego ogrodu, nie zen i nie francuskiego - takiego nieuporządkowanego i magicznego właśnie. W takim miejscach najlepiej bawiłam się jako dziecko i takie miejsca najbardziej lubię do dzisiaj. Salon słoneczny z fortepianem i lniane zasłony. Zaczytałam się. Rozmarzyłam się. Udanego nadmorskiego urlopu w pasiastych bluzeczkach Wam życzę!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo lubię te Twoje warszawsko-kulturalne reportaże z muzyką w tle :)
    A ja bym chciała choć te kilka stron przeczytać podczas popołudniowej drzemki chłopców. Ale moje dzieci bardzo dbają, żebym się nie nudziła i za nimi nie tęskniła - kiedy jeden śpi, drugi zawsze dotrzymuje mi towarzystwa. A potem zmiana i na warcie stoi drugi :)
    Udanego wyjazdu! Żeby aksamitne wody Bałtyku wyleczyły Wam kontuzje :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)