Na ostatni dzień wakacji, dla mnie baaardzo pracowity, piosenka :-)
Stary temat z The White Album Beatelsów. Ale trochę inaczej.
Piosenka bardzo przeze mnie ulubiona ostatnio. Moim zdaniem Madeleine Peyroux urodziła się po to, żeby ją zaśpiewać :-)
I jeszcze stokrotki na ostatni dzień wakacji.
Bo takie stokrotki dziś rano wręczył mi M.
Mój Ptyś najukochańszy :-)
Gdyby miał kiedyś zostać bohaterem literackim, tak właśnie bym Go nazwała...
A Wy jak pieszczotliwie zwracacie się do Dzieci? Ja najczęściej właśnie Ptysiu... I Kukułko! Lub Kukurko :-) Czasem Pustułeczko, Lusiu albo Żuczku :-) No i Gałganku!!! Nierzadko ;-)
Ale po imieniu też się do Syna zwracam, hehe!
Za to ja nieodmiennie jestem dla M. Mamą. A Tatuś - Tatą :-)***
Lubię środy.
Za wysokie obcasy, między innymi ;-)
Bo właściwie tylko w środy je zakładam...
Przynajmniej od pewnego czasu.
W środy jestem Mamą pośpieszną ;-)
M. niczym pałeczka w sztafecie - przekazywany z rąk do rąk na stacji metra W.
Bo ja pędzę dalej...
I sama nie wiem, czy lubię tę pośpieszną Mamę...
Czasem taka fajna mi się wydaje - taka, bo ja wiem, 'wielkomiejska' ;-) Na obcasach i w ogóle... Zabiegana. Odrobinę roztrzepana ;-) Z teczką pełną 'bardzo ważnych papierzysk' ;-) I z telefonem przy uchu...
Ale czasem wydaje mi się beznadziejna...
Z tych samych powodów.
Przypuszczam, że M. też szczególnie tymi obcasami nie imponuje ;-) Taka prawda...
I wolę tę Mamę nieśpieszną...
W mniej modnej sukience ;-)
I w wygodnych birkenstockach...
Naprawdę...
Po prostu lubię, kiedy przedpołudnie nam upływa nad pobliskim stawem...
Albo kiedy rozchlapujemy akwarelki na wielkich arkuszach brystolu...
Ale fajnie, ze mogę być i taką, i taką Mamą...
W zdrowych proporcjach.
I że póki co, mogę chlapać akwarelkami częściej niż rzadziej ;-)
Jeszcze przez jakiś czas...
Jednak te moje środy uwielbiam...
Za te wysokie obcasy ;-)
I za wielkomiejskość, której doświadczam, biegnąc późną porą przez Plac Trzech Krzyży...
Za tłum pod Sheratonem i gwar kawiarniany...
Za tramwaje i anonimowych przechodniów...
I za ten szum w głowie...
W środę jakby jeszcze bardziej intensywny!
Natłok myśli, tłum pomysłów...
Słów, które spisuje potem na marginesach niegdyś ważnych dokumentów, wracając metrem do Domu... Na marginesach książek albo w pełnych od liter notesach... Albo na odwrocie repertuaru kina Muranów;-)
Zbieram myśli, frazy, brzmienia...
No i gubię część, niestety...
I nie wszystkie odnajduję :-(
Może niektóre wrócą za tydzień?
I może kiedyś coś z nich powstanie?
Kto to wie...
Dobranoc!