środa, 31 sierpnia 2011

Na ostatni dzień wakacji...


Na ostatni dzień wakacji, dla mnie baaardzo pracowity, piosenka :-)



Stary temat z The White Album Beatelsów. Ale trochę inaczej.
Piosenka bardzo przeze mnie ulubiona ostatnio. Moim zdaniem Madeleine Peyroux urodziła się po to, żeby ją zaśpiewać :-)



I jeszcze stokrotki na ostatni dzień wakacji.
Bo takie stokrotki dziś rano wręczył mi M.
Mój Ptyś najukochańszy :-)

Gdyby miał kiedyś zostać bohaterem literackim, tak właśnie bym Go nazwała...

A Wy jak pieszczotliwie zwracacie się do Dzieci? Ja najczęściej właśnie Ptysiu... I Kukułko! Lub Kukurko :-) Czasem Pustułeczko, Lusiu albo Żuczku :-) No i Gałganku!!! Nierzadko ;-)
Ale po imieniu też się do Syna zwracam, hehe!
Za to ja nieodmiennie jestem dla M. Mamą. A Tatuś - Tatą :-)



***

Lubię środy.
Za wysokie obcasy, między innymi ;-)
Bo właściwie tylko w środy je zakładam...
Przynajmniej od pewnego czasu.

W środy jestem Mamą pośpieszną ;-)
M. niczym pałeczka w sztafecie - przekazywany z rąk do rąk na stacji metra W.
Bo ja pędzę dalej...
I sama nie wiem, czy lubię tę pośpieszną Mamę...
Czasem taka fajna mi się wydaje - taka, bo ja wiem, 'wielkomiejska' ;-) Na obcasach i w ogóle... Zabiegana. Odrobinę roztrzepana ;-) Z teczką pełną 'bardzo ważnych papierzysk' ;-) I z telefonem przy uchu...
Ale czasem wydaje mi się beznadziejna...
Z tych samych powodów.
Przypuszczam, że M. też szczególnie tymi obcasami nie imponuje ;-) Taka prawda...
I wolę tę Mamę nieśpieszną...
W mniej modnej sukience ;-)
I w wygodnych birkenstockach...
Naprawdę...
Po prostu lubię, kiedy przedpołudnie nam upływa nad pobliskim stawem...
Albo kiedy rozchlapujemy akwarelki na wielkich arkuszach brystolu...

Ale fajnie, ze mogę być i taką, i taką Mamą...
W zdrowych proporcjach.
I że póki co, mogę chlapać akwarelkami częściej niż rzadziej ;-)
Jeszcze przez jakiś czas...

Jednak te moje środy uwielbiam...
Za te wysokie obcasy ;-)
I za wielkomiejskość, której doświadczam, biegnąc późną porą przez Plac Trzech Krzyży...
Za tłum pod Sheratonem i gwar kawiarniany...
Za tramwaje i anonimowych przechodniów...

I za ten szum w głowie...
W środę jakby jeszcze bardziej intensywny!
Natłok myśli, tłum pomysłów...
Słów, które spisuje potem na marginesach niegdyś ważnych dokumentów, wracając metrem do Domu... Na marginesach książek albo w pełnych od liter notesach... Albo na odwrocie repertuaru kina Muranów;-)

Zbieram myśli, frazy, brzmienia...
No i gubię część, niestety...
I nie wszystkie odnajduję :-(

Może niektóre wrócą za tydzień?

I może kiedyś coś z nich powstanie?
Kto to wie...

Dobranoc!


wtorek, 30 sierpnia 2011

M., Bałtyk i 'Tunia' :-) oraz o litanii braków...

Jeszcze kilka migawek znad Bałtyku…

I słownik wyrazów nieco obcych, czyli wieczorna litania braków.
M. każdego dnia przed zaśnięciem powtarza cały długi ciąg wyrazów - w tym również tych odrobinę obcych, bo wyrazy to nierejestrowane w znanych nam słownikach ;-)

M. skrupulatnie zauważa i wylicza braki i nieobecności ;-)
Że czegoś albo kogoś NIE MA – to wydaje Mu się zdecydowanie bardziej godne odnotowania niż to, ze coś albo ktoś JEST.
Nazywa przedmioty głównie, kiedy ich ubędzie lub kiedy je miniemy- samochody, gdy odjadą, samoloty, gdy znikną ponad chmurami...

Przewrotnie!

A wieczorami, przed zaśnięciem, brzmi to jak litania:

Nie ma Ciocia (dominują formy mianownikowe, dopełniaczowe raczej z rzadka ;-)
Nie ma Babcia.
Nie ma Uja (wujka)
Nie ma Miam (kota)
Nie ma Haua (psa)
Nie ma Mu (krowy)
Nie ma Pam (pana)
Nie ma Pepa (świnki)
Nie ma… (i tu następuję cały długi ciąg wyrazów – wymienię ledwie kilka z niezwykle bogatego słownika M.)

GUŁA = odkurzacz (!)
GUGI = ogórek (wyłącznie kiszony)
NIANIA = Hania
DIDI = dziecko
BUŁA = bułka, ale również burza
BRUM BRUM = auto
CIUCH CIUCH / CIUCHCIA = pociąg
TUŃ = słoń
KUŃ = koń
BIM BAM = zegar oraz dzwon
CIACIO = ciastko
PIPA = samolot
KULIK = królik

No i najważniejsze:

Nie ma TUNIA!!! A TUNIA to motocykl!!! Oraz motocyklista ;-)
Ostatnio temat przewodni każdego spaceru i każdej wycieczki!
Żółto-czarny motor SUZUKI, który musiał zastąpić żółto-czarną HONDĘ zakupioną przedwczoraj przez Tatusia M. i utraconą wczoraj przez Mamusię (oczywiście!) najprawdopodobniej w metrze :-(
TUNIA zdetronizował ulubione lokomotywy, a nawet ukochanego Pana Królika, z którym M. nie chciał się rozstać…
Teraz rządzi TUNIA.
Tylko dlaczego motocykl to TUNIA???
Czy ktoś ma pomysł?

Ta wieczorna litania braków brzmi naprawdę przejmująco…
Mam nadzieję, że w psychologii rozwojowej nie interpretuje się podobnych zachowań jako coś niepokojącego :-(
Dodam tylko, że M. zna (i stosuje) też słowo TAK! Choć wyraz NIE rozbrzmiewa w Jego ustach zdecydowanie częściej! Podobnie jak woli pożegnania (PA PA!) od powitań ;-) W każdym razie o tych pierwszych nigdy nie zapomina (swoją drogą rozczulające są te Jego każdorazowe pożegnania z dziećmi na placu zabaw, z mijanymi osobami, zwierzątkami – dziś nawet pożegnał mijaną gąsienicę!), za to z krótkim słowem na dzień dobry bywa gorzej… Najczęściej muszę Mu jednak przypominać!
Zastanawiające…

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

***


Bardzo, bardzo fajny dzień!
Trzy mamy, trzech Synów.
I to jakich fajnych!
Małgosia i Krzyś, Zuza i Julek, no i my :-)
Dłuuugie przedpołudnie w czarodziejskim ogrodzie...
(Tu parę zdjęć stamtąd jeszcze z początku lata.)
Bardzo, bardzo lubię to miejsce... Za ciszę, spokój i ten niezwykły ogród pełen zakamarków... I za dzwonki powieszone na gałęziach starych kasztanowców... Tajemniczy ogród w samym sercu miasta!
Dla wtajemniczonych ;-)



Fajny, bardzo fajny dzień...
Odrobinę już jesienny nawet!
Prawie wrześniowy...
Stąd takie dziś zdjęcia :-)
Nadmorskie, nie-nadmorskie... Choć drzewo było z widokiem na morze!

Z życzeniami spokojnego wieczoru...




niedziela, 28 sierpnia 2011

Upalnie... Bałtyk cd. I krótka relacja z weekendu :-)

Ach, no to jednak trochę sierpniowych, plażowych migawek na koniec weekendu…
Na ostatnią niedzielę :-)
Bywało upalnie…
Choć zdecydowanie bardziej znośnie niż wczoraj…
Bo wczoraj dosłownie wychodziliśmy ze skóry!
Trochę cienia udało się odnaleźć w lesie i za grubymi zasłonami z lnu…
Ale wentylator pracował na okrągło!

Za to wieczór postanowiliśmy spędzić jednak wśród murów…
Jazz na Starówce – ostatni tego lata…
Kiedyś staraliśmy się żadnego koncertu w tym cyklu nie przegapić – dziś różnie z tym bywa ;-)
W każdym razie wczoraj na Starówkę wieczorowa porą dotarliśmy!
Z M. :-)
Zagrał Omar Puente – kubański wirtuoz skrzypiec.
Zagrał Grechuty ‘Dni, których nie znamy’ między innymi!!!
I to była wyjątkowa chwila – bo coś w sobie ma ten utwór… Rozejrzałam się wokół i nie tylko mnie szkliły się oczy ;-)
‘Dni, których nie znamy’ na odrobinę kubańska nutę... Odśpiewane przez zgromadzony na Rynku tłum!
Co Wy na to?
Ja raz jeszcze poproszę!

M. pluskał się wokół ogona Syrenki :-)
Naturalnie na bosaka!
Bił brawo i tańczył…
I podśpiewywał.
A potem był długi spacer zaułkami Starego i Nowego Miasta…
Krzywym Kołem, Wąskim Dunajem, Kamiennymi Schodkami, ulicą Brzozową – jedną z najpiękniejszych…
Z kubkiem najlepszej w Warszawie kawy z lodami!!! Od lat bezkonkurencyjnej!!!
W stronę Rynku Nowego Miasta…
Tętniącego życiem w tę sobotnią noc!
Jarmark Produktów Regionalnych, konne dorożki, połykacze ognia i inne atrakcje ;-)
A ‘na wynos’ kurpiowskie chlebki i cała taca serów korycińskich, przy której to spędziliśmy dalszy ciąg wieczoru…
Wściekle mocny, dojrzały półroczny ‘śmierdziuch’ z Wiżajn… Nadnarwiański.
Albo ten z czubrycą… Lub mój ulubiony z 'przedwojenną' czarnuszką :-)
Mniammmm…
W sam raz do czerwonego wina!
W sam raz do tej płyty… Którą bardzo Wam na takie upalne wieczory polecam!!! 



Ulubiona plażowa zabawka M. Od 'Uja' ;-)



Dziś zdecydowanie chłodniej…
Popołudnie w Śródmieściu – 'Pchła Szachrajka' na letniej scenie plenerowej Teatru Polonia :-)
M. wytrwale śledził akcję przez jakieś 45 minut… Potem rozpoczęła się gonitwa i popisy kaskaderskie ;-)
Wylądowaliśmy więc w Parku Ujazdowskim…

Póki co spędzamy popołudnie w duecie…
Tatuś M. w pracy :-(
Ale kiedy wróci, zapachnie czosnkiem duszonym na oliwie, wrzucimy na patelnię cztery, młodziutkie cukinie, cztery dojrzałe pomidory, bukiet szałwii, ugotujemy makaron i otworzymy butelkę dobrego wina…
I obejrzymy jakiś film!

***

Takie tam…
Opowiastki na koniec sierpnia…
I piosenka.
Ze specjalną dedykacją dla M. :-)
Obowiązkowa w tę ostatnią niedzielę ;-)


Miało być jeszcze o lalu – ale o lalu musi być odrobinę później, bo lal powinien zostać najpierw porządnie obfotografowany! A no to czasu mi zabrakło ;-)
I o czymś tam jeszcze miało być…

Na jutro mamy tęgie plany towarzyskie :-)
Na pojutrze również!
Poniedziałek za zakrętem…
Do startu gotowi? Start!

Uch, no może uda mi się zaglądać tu bardziej regularnie…
Tymczasem ruszamy jeszcze trochę pospacerować…
Na niebie piętrzą się cumulusy – niczym podwieszone na niewidzialnych nitkach kłębki waty cukrowej…
Jakiż to piękny koniec sierpnia!



A tu jeszcze nasza 'miejscówka' na plaży! Baaardzo ekskluzywna :-) Z prywatnym parasolem do dyspozycji i stolikiem z krzesełkami... Kto rano wstaje, ten... ma chody u 'szefowej' ;-) Więc korzystaliśmy!!!
Takich foremek wykopaliśmy spod piasku z tuzin... I z tuzin zgubiliśmy :-( Zgubiliśmy też naszą ulubioną, żółtą konewkę... Tego kapelusika nie zgubiliśmy jakimś cudem - co chwila trwały poszukiwania! A szukaj tu na piasku beżowego kapelusza ;-)

Tyle znad Bałtyku :-)

Pozdrawiamy!!!

czwartek, 25 sierpnia 2011

Jest mi tak jakoś... [update z piosenką]


Umknął mi jakoś ten sierpień...
Nie wiem nawet kiedy...
Umknął trochę bezpowrotnie :-(

Już nawet nie będę próbowała uporządkować tych wszystkich minionych już dni... Wszystkich wizyt, spotkań, podróży, olśnień, zachwytów i odkryć... Nie daję rady ;-) Tyle tego...
Może zimą się za to zabiorę? Nie wykluczam :-)

Na razie nich zabrzmi coś w czasie teraźniejszym ;-) W końcu 'zapiskami z teraźniejszości' ochrzciłam niegdyś tego bloga...
Zdjęcia z bardzo niedalekiej przeszłości... 
I niedalekiej przyszłości, mam nadzieję :-)


No więc, no więc...
Jesteśmy.
Z powrotem.
Choć przelotem ;-)
Bo za moment znów gdzieś ruszymy,,,

Niespokojny żywot mają nasze walizki w to lato ;-)
I dobrze!
Choć nie ukrywam, że trochę mam dość...
Pakowania i rozpakowywania... Przejazdów, wyjazdów, powitań, pożegnań, powitań, pożegnań. powitań... Podróży i dworców, i dróg zatłoczonych, i upychania wszystkiego do toreb i do bagażników.... Wrrrrr! Coś już we mnie krzyczy: DOŚĆ!
Czekam ciszy zimowej ;-)
Naprawdę!
Choć wiem, że kiedy na moment zastygnę, coś zaraz mnie będzie niosło... Dalej i dalej... Tam i z powrotem...

Lato nieuchwycone...
A może nieuchwytne w tym roku nawet...
Nieuchwytne i w górach, i nad Bałtykiem... I w tłocznych zakątkach Starych Miast... I w ogrodach nawet!
Leniuchowania było mało... Za mało :-(
I ciszy...
Stąd to przemęczenie?
Cóż...
Z dwulatkiem pod pachą? Śmieszne tak marzyć i marzyć o ciszy...

Chwile wytchnienia z książką - nieliczne... Bliskie zeru właściwie!
Czasu brakowało nawet na przewertowanie paru kolorowych magazynów i weekendową prasówkę ;-) Serio!
Czasu mi brak na teraźniejszość nawet....
Syndrom depresji?
...
!!!
???
Waham się, który znak interpunkcyjny tu najwłaściwszy ;-)

Odrobina wytchnienia z muzyką Turnaua... Jakoś w tym roku w ilości dużo większej niż homeopatyczna ;-)
Zamiast ciszy...

M. taki już - sama nie wiem, jak Go określić... 
Taki Chłopiec już!
Chłopiec...
Taki samodzielny!
Odważny!
Taki ładny...
Rozzłocone, rozjaśnione słońcem włosy i takie jasne, choć odcień to brązu, oczy...
Jak iskierki.
Taki uśmiech beztroski... Głośny, do rozpuku śmiech... Albo chichot łotrzyka :-)
I ta przenikliwość spojrzenia.
I tupot nóżek - uparcie bosych!
I opowieści - bez liku! Coraz więcej słów... Nowych!
Tyle czułości... 
I tyyyle energii...
Za dwóch, za trzech, za czterech...
Za jednego, dwuletniego zbója ;-)
Nieustannie w ruchu. I On, i ja...

***
Takie 'lato pachnące miętą' mi umknęło...
Jakoś tak...
Zbyt wiele wrażeń...
Zbyt wiele do zapamiętania...
I uszeregowania :-)

Ostrężyny i maliny...
Choć parę chwil w przydomowym chruśniaku... Niemal u schyłku lata.
I M. łapczywie pakujący do buzi te dojrzałe, rozgniecione w paluszkach owoce :-)
Takie obrazki - spokojne, nie te z drogi... 
Takie właśnie sobie przed snem kartkuję w wyobraźni...

I nucę przy okazji... Tę ostatnią piosenkę z jednej z moich płyt najulubieńszych... Piosenkę, o której mi przypomniałaś, droga M. :-)
I teraz ją śpiewam, śpiewam, śpiewam...

(...) Puste oceany.
Spokój gwałtowny. Może to już sierpień.
Może strach. Rozegrany przez nas umiejętnie.
Jest mi tak jakby już było za późno.
Może to sierpień. Ale drzew tu nie ma,
a sierpień zawsze dojrzewa na drzewach. 
(...)* 


Może następnym razem coś optymistycznego?
Bo dziś zmęczenie wzięło górę...
Niewyspanie...
I tęsknota.
I ten sierpień, co już niemal minął...
Niezauważenie...
I taka tkliwość i żal, że kolejne rozdziały przyjdzie nam zamykać... Niedługo...
To i dobrze, i nie...
Bo następny rozdział pozostaje jeszcze tajemnicą,,,

Czasem nie potrafię pisać o M., bo natychmiast szklą mi się oczy...
I słowa grzęzną...
I nie dowierzam, że to dzieje się naprawdę,,, Że JEST...
Ale że taki duży już...  Taki bardzo już dwuletni... Taki bardzo już osobny... Coraz bardziej...
Bezbrzeżna radość i euforia wschodów słońca do pary z refleksją i żalem o zachodzie... I tęsknota za czymś nieokreślonym... Unoszę się każdego dnia wysoko i spadam z hukiem... Taka natura. Beznadziejna :-(

Tyle w temacie psychoterapii ;-)
Jutro może będzie lepiej...

I jutro może opowiem Wam o pewnej lalce :-) A raczej lalku!
I o kilku spotkaniach!
Również o jutrzejszym :-)
Którego już nie mogę się doczekać!

Dobranoc!
A na dobranoc jabłko :-) Z ogrodu... 
Późno już... Chwilę temu dopiero wróciłam do Domu...
Dom już śpi...
Ja wciąż zasnąć nie mogę...
Chciałabym zabrać teraz psa na spacer plażą... Chciałabym, żeby Bałtyk był, o tak, na wyciągnięcie ręki...
Ale idziemy spacerować naszą aleją wśród lip przekwitłych...

Dobranoc...

I pięknie Wam wszystkim DZIĘKUJĘ za życzenia urodzinowe!!!  Bardzo, bardzo, bardzo pięknie!!!

*) fragm. wiersza Ewy Lipskiej *** (dotąd doszliśmy)

niedziela, 14 sierpnia 2011

31 ;-)


Uznałam, że to będzie żałosne – Bałtyk, ten okrutnie banalny zachód słońca na plaży i samotna dziewczyna z aparatem ;-)
Więc postanowiłam: żadnych zdjęć!
Ale jednak – nie wytrzymałam i pstryknęłam jedno jedyne. Takie pod sam koniec… Kiedy słońce już, już zanurzało się w morzu…

O takim wieczorze marzyłam. O takim właśnie solo! A kiedy trwał, marzyłam, żeby nigdy się nie skończył…

Po czym jednak stęskniłam się za M. i pobiegłam z powrotem, sprawdzić czy spokojnie śpi...

A wieczór był niesłychany… Nie do opisania…
Po odrobinę deszczowym i mocno pochmurnym dniu, tuż po kolacji zajaśniało piękne słońce… Niskie już… Niemal zachodzące.
I niektórzy pobiegli na plażę…

Położyłam głowę na piasku, u stóp najpiękniejszej z wydm, słuchałam tego nieprzerwanego szumu fal i zachodziłam w głowę, jak to możliwe, że te piękne banały jednak nas tak wzruszają… Mnie w każdym razie bardzo :-)
Przynajmniej czasami!

I jeszcze do tego wszystkiego nieopodal usiedli piękni, młodzi ludzie z gitarami… I Chłopak z melodyką (cudny instrument, cudny!) – taką jakby ustną harmonijką z klawiszami.
I grali razem stare kawałki z lat 60-tych :-)
Najpiękniejsze radio retro… W najpiękniejszych okolicznościach przyrody ;-)

Ech, no taki to był wieczór…
Jakby urodzinowy odrobinę.
Bardziej nawet urodzinowy niż ten dzisiejszy ;-)

I jeszcze te jaskółki nad głowami w drodze z wydm…
I te gitary, i ‘Historia jednej znajomości’ w tle ;-)
Ofkors!
Cóż mogę na to poradzić, że bywam sentymentalna? :-))))
Na szczęście to mija ;-) To niegroźny stan przejściowy …

Pozdrawiam urodzinowo!
Wybiło 31 ;-)
Chyba fajny to wiek!

Dobranoc!

piątek, 12 sierpnia 2011

Bałtyk cd.




 




Zamiast słowotoku ;-) Bałtyk!
Mój Bałtyk!
Bez zbędnych wtrętów literackich :-)

Dzisiejszy wpis dedykuję pewnej Dziewczynie. W podzięce za uratowanie głowy ;-) I za dużo więcej!
Ze spóźnionymi życzeniami :-)
Najlepszymi...
Urodzinowymi!

***

A my dzisiaj świętujemy :-)
Zostać żoną najlepszego Przyjaciela i najlepszą przyjaciółką własnego Męża  - co o tym sądzicie?
Po pięciu latach wciąż twierdzę, że to znakomity pomysł!
I obyśmy tak uważali zawsze :-)

Udanego weekendu!!!












czwartek, 11 sierpnia 2011

Z powrotem!

Wróciliśmy...

Też miło :-)
Choć już oczywiście tęsknię za Bałtkiem, oj tęsknię...
Powoli, powoli wdrażamy się w domowe tryby i trybiki... Na razie pranie, pranie, pranie... I wszechobecny bałagan ;-) I nierozpakowane walizki! Pełne piasku!!!
Bałtyk nas pożegnał niewyobrażalnej urody zachodem słońca! Który podziwiałam przez bitą godzinę już w samochodzie - odwrócona tyłem do kierunku jazdy (nie, nie ja kierowałam!) :-) Z otwartą buzią! Z zachwytu otwartą!
To, jaki barwny spektakl zaserwowało nam tego dnia niebo, absolutnie przeszło moje wyobrażenie!!! Musicie mi wierzyć na słowo, bo aparat spoczywał głęboko w walizce, na samym dnie bagażnika ;-) Poza tym pod koniec wakacji i tak odmówił współpracy - w tej chwili 'leczy się' w serwisie. Zaszkodził mu nadmiar piasku ;-) W serwisie niebawem wyląduje również mój NOWY telefon!!! Zapiaszczony kompletnie! Wyłącznie z ogólnego kontekstu mogę się domyślić poszczególnych słów moich rozmówców ;-) Kłopotliwe to! Czytanie z ruchu ust szło by mi zapewne zdecydowanie lepiej ;-)
Ale jeszcze o wakacjach...
No więc dopisała nam pogoda... W co trudno było uwierzyć wszystkim tym, którzy spędzili ostatnie tygodnie w innych rejonach PL...
Naprawdę dopisała!
Było i słonecznie, upalnie nawet, i pochmurno... Na zmianę. Deszcze wyłącznie przelotne! I niedokuczliwe! I ciepłe! Pogoda bywała 'bałtycka' (moja ulubiona!) i bywało też (przez ostatnie 10 dni!) jak w Saint Tropez (co znoszę zdecydowanie gorzej!) Były chłodne, wietrzne poranki na pustej plaży (startowaliśmy już przed siódmą!) i poszukiwanie cienia w sosnowym lesie, kiedy w południe słońce paliło niemiłosiernie... Były groźne fale (które trochę wystraszyły M.) i było morze spokojne i ciche... Długie spacery brzegiem morza i chlapanie się w kałużach utworzonych przez te większe fale... Woda była ciepła jak nigdy! Pływaliśmy!!! Zachody słońca były i ciepłe wieczory... Było wspaniale...

Późne popołudnia nad morzem, ta pora - moja ulubiona - tuż przed zachodem słońca, kiedy na plażach jest pusto, bo już (albo jeszcze) prawie nikogo na nich nie ma... I to światło, takie trochę złote, trochę srebrne, trochę morelowe... Połyskujące platyną w morzu...
Trudno w to uwierzyć, ale w pełni sezonu zaznałam plaż pustych i niezaludnionych!
No, przeludnionych również ;-) Ale było dokąd zwiewać!
Był czas z Bliskimi...
Był tez czas taki tylko dla siebie...
Były Dzieci: Mikołaj, Hania i M.
Zaskakująca komitywa - tu wielkie ukłony dla ośmioletniego (no, prawie dziewięcioletniego) Mikołaja, najdroższego Braciszka M.
Bo towarzystwo dwulatków bywało dla Niego (jedynaka, w dodatku!) momentami uciążliwe... Oj, nawet bardzo! Takie dwulatki to jak szarańcza czasem ;-) I gorzej niż buldożery ;-)))
Cierpliwość i wyrozumiałość Mikołaja wszystkich nas wręcz zdumiewała i ogromnie wzruszyła... Czasami zdarzają się TAKIE dzieci. Cudowne!

Dobrze nam tam było!
I wesoło!
Z przerwami na mniej wesołe epizody ;-) ale o tym przy innej okazji!

Czyli jesteśmy z powrotem :-)
Przynajmniej na chwilę. Bo za parę dni znowu ruszamy w drogę!
Jednak zanim to nastąpi, odwiedzą nas znakomici Goście :-) I bardzo się na tę ich czterodniową wizytę cieszymy! Ogromnie! Plan wizyty napięty, oj bardzo napięty!!!
Ale chwilę wcześniej będziemy obchodzić piątą rocznicę naszego ślubu! Jutro :-)
I moje urodziny :-)
I upiekę może tort z tej okazji! Albo i dwa?
I będziemy tu i tam...
W Radziejowicach między innymi!
I kilka miłych spotkań przed nami jeszcze...
I mnóstwo spraw pilnych i bardzo pilnych do załatwienia ;-)
Buty kupić musimy na przykład!
To wszystko w najbliższych dniach...
Dziś tylko parę zdjęć! M. solo i w duetach :-)
Myślę, że więcej bałtyckich pejzaży zostawię już na wrzesień... Zresztą mam jeszcze tyle tutaj zaległości, że ho ho! Również fotograficznych :-)


 
 M. z Braciszkiem :-) Ukochanym!!! Najmilszym (i najładniejszym!) ośmiolatkiem na świecie :-)

I z najpierwszą, najważniejszą Przyjaciółką :-)
M.tutaj udaje surfera, hehe! Przynajmniej strojem!

***

Bardzo Wam dziękuję za wszystkie pozostawione pod ostatnim wpisem komentarze! Ja się okazuje, ktoś za nami tęsknił :-) To przemiłe!

Aj, no pewnie jutro tu wrzucę kilka słów i kilka zdjęć... Nie wytrzymam ;-)


Udanego popołudnia!!!

Ja zabieram się za kurki... Nie mogłam się oprzeć - tak się pięknie uśmiechały do mnie ;-)
Pierwsza w tym roku grzybowa uczta!!! 
Na ryby chwilowo coś nie mogę się patrzeć ;-))) Ale wrócę do tematu!