To dziś dwa słowa o zabawkach :-)
Jakoś się nie mógł doczekać publikacji ten post, hahaha!
W ogóle tyle ich czeka już zakolejkowanych...
Mało, mało, mało czasu...
Na wszystko.
Bo tyle się dzieje...
Każdego, każdego dnia :-)
No to o zabawkach.
W ramach noworocznych porządków - prawdziwy remanent ;-)
Odzieżowy głównie... Przerzedzamy szafy!
No i przyszła też pora na selekcję zabawek...
Nie ukrywam, sporo ich.
Za dużo!
O wiele za dużo!
Kiedyś sobie obiecywałam, że w tym temacie pozostaniemy wierni programowi minimum ;-)
No ale wiecie...
Ten, kto sam ma Dzieci, chyba dobrze mnie rozumie, hahaha!
Często sobie myślę, że M. tak wyśmienicie potrafi się bawić tekturową rolką po ręczniku papierowym albo kawałkami drewna...
Więc po co to wszystko?
Te kosze wiklinowe pełne zabawek, kartony samochodzików, pudła klocków.
Układanie, przekładanie, upychanie...
Ratunkuuuuu!
I to jak się rozmnażają resoraki, wagoniki...
Staramy się kupować 'z głową' - zabawki trwałe, mądre, które wystarczą na dłużej - takie też M. otrzymuje w prezencie.
Ale...
I tak sporo tego!
I chyba tak już zostanie ;-)
Pokolenie nadmiaru.
Choć ponoć to my mieliśmy już o wiele za dużo...
Na tych pierwszych zdjęciach - zabawki nasze.
Moje i Tatusia M.
Update: brata Tatusia M. ;-) Właśnie mnie uświadomił, że sam z nimi nie miał nic wspólnego, hahaha! Ale to chyba detal - tak czy tak są stare ;-)
Mój jest ten hipopotam Lego. Przetrwał blisko 30 lat (podobnie jak mój JEDYNY duży zestaw klocków Basic - czyli dzisiejsze City - i wydaje mi się, że przez te wszystkie lata nie zaginął ani jeden klocek!). A ten hipopotam znajdował się w pierwszym mini zestawie, który sprezentował mi mój Tato Chrzestny :-) Zestaw składał się z kilku klocków, czerwonego łóżeczka, hipopotamka właśnie, czterech kwiatków i konewki :-) W drugim zestawie znajdowała się biała owieczka (i ją również przechowuję!), fotel, toaletka i mała brązowa szczotka do włosów :-)
Przez długi czas owieczka i hipopotamek były moimi największymi drogocennościami :-)
Zresztą dziś pełnią rolę osobliwych 'talizmanów' - noszę je ze sobą w torebce!
Jeśli chodzi o przytulanki z dzieciństwa to moje wszystkie przetrwały (no, te najbardziej ukochane). Tatuś M. miał ulubionego pieska z pluszu - bodaj żółtego... Niestety, piesek nie zachował się :-( Czego bardzo, ale to bardzo żałuję...
Poniżej parę 'najpierwszych' przytulanek M. :-)
Kilka zostało przekazanych dalej, część trafiła do naszej 'skrzyni skarbów', a niektórymi wciąż M. się bawi :-)
Musiałam je sfotografować. Dla pamięci.
W lewym górnym rogu misio-pozytywka - pamiętam, że kupiliśmy go od razu, kiedy okazało się, że zostaniemy Rodzicami :-) i M. słuchał jej, będąc jeszcze po drugiej stronie brzucha :-)
Gra moją ulubioną kołysankę LaLeLu :-)
Ten biało-niebieski również pochodzi jeszcze z czasów SPRZED ;-)
Dostałam go (tzn. M. dostał) od Ady, mojej Przyjaciółki - i jakoś tak M. sobie tego misia ulubił - do dziś często z nim zasypia!
A to pierwsza książeczka M. :-)
Dziś 'czyta' ją Lenka!
Z żyrafką Sophie historia jest taka, że sama się taką bawiłam w dzieciństwie :-) Dostałam swoją Sophie od dalekiej ciotki z Francji :-) W spadku była ta moja - po ciotki wnuczkach! Uwielbiałam tę żyrafkę! Skończyła marnie - w paszczy psa :-(((
M. zatem doczekał się swojej - i to jedyna zabawka, którą z czystym sumieniem polecam każdemu na trudy ząbkowania! Był czas, kiedy bez żyrafki nie mogliśmy się nigdzie ruszyć! M. tarmosił ją bezdusznie, kąsał, zgryzał, pakował różki i nogi do buzi... Cierpliwie to wszystko znosiła!
Co ciekawe, Sophie była jedyną zabawką M., na którą ostrzył zęby Filip, nasz pies! Żadna inna zabawka tak go nie zainteresowała, nie kusiła! Coś musi być więc na rzeczy, zważywszy na smutny los, jaki spotkał tę moją ;-) Może zapach? Delikatny, bardzo charakterystyczny... Ale jakoś Filipa udało się przekupić - odpuścił z żyrafką, kiedy pozwoliliśmy mu porwać żółtą kaczkę kąpielową ;-) Ach, brzydko się z nią obszedł, haha!
Drewniany pajacyk po lewej to w spadku po Mikołaju. I bardzo, bardzo długo pajacyk nam służył! Jedna ze sprytniejszych zabawek - grzechocze, wygina się na boki... Bardzo trwała. Niedawno kupiłam spory ich zapas (są również w wersji dziewczęcej!) i prezentuję każdemu zaprzyjaźnionemu Maluchowi :-)
A ta grzechotka po prawej jest dla nas wyjątkowa, ponieważ była pierwszą, którą udało się M. samodzielnie wziąć do łapki :-) A nam udało się nagrać właśnie ten moment - szczerego, niemowlęcego zachwytu i zdumienia własnymi umiejętnościami :-)
No i pierwsze dwa autka! Ten różowy blaszany autobus/pandabus kupiliśmy w sklepie obuwniczym (sic!) - po przymierzeniu dwunastej pary sandałków zakup jakiejkolwiek nowej zabawki okazał się koniecznością - i przez długi czas był wielkim hitem!
A tu jeszcze dwie ważne przytulanki.
Ta po lewej to pozytywka (ta również gra LaLeLu) - i śmiało mogę powiedzieć, że była to (i chyba nadal jest) absolutnie najukochańsza zabawka M.
Miłość od pierwszego wejrzenia...
Już nie pamiętam, kto zauważył podobieństwo tego kociego pyszczka do maminej piersi :-) Ale o to chyba chodziło - z tego powodu właśnie ta przytulanka okazała się ulubioną! M. często próbował się do tego nosa przyssać ;-))) W każdym razie ten, kto zabawkę zaprojektował, był prawdziwym geniuszem! Chyba, że tak wyszło przez przypadek ;-)
A tego żółwia po lewej zakupił z kolei Tatuś M. - pani ekspedientka przekonała go, że wbudowany w żółwia moduł, imitujący rytm ludzkiego serca (serca matki!), ukoi zapłakane niemowlę, uciszy i w smutku utuli ;-) A ja w tym czasie zamiast wstawać i biec w stronę łóżeczka, spokojnie przewrócę się na drugi bok, snu nie przerywając. Kochany ten Tatuś M. ;-)
Dziecięcy płacz miał aktywować moduł - w praktyce moduł włączał się nieustannie, uruchamiany głównie przez szczekanie psa ;-) na które M. nie reagował, wybudzał się natomiast, słysząc dźwięki modułu, hahaha!
Odgłos to był przedziwny - trochę jak uderzanie blachą o blachę ;-) W każdym razie dźwięki mocno industrialne ;-) Ponoć takie dochodzą do uszu Dziecka, kiedy mieszka jeszcze w brzuchu Mamy...
Rany julek, jak dobrze, że nie pamiętamy wiele z tamtych czasów...
Szczęśliwie moduł można było wyciągnąć z żółwiej jamy brzusznej ;-)
No dobra, to taki wpis zaległy :-)
Dziś nastąpiła kolejna wymiana zabawek z Hanią. To też znakomity wynalazek - takie cykliczne wymiany między Dziećmi!
Życzę Wam miłego wieczoru!
I udanego tygodnia :-)
Jutro może opowiem w kilku słowach o tym, co u nas ;-)
I o piątkowym koncercie.
To do jutra!
PS M. na misia mówi MI-CIO :-) Przez duże i wyraźne C :-) Bardzo, bardzo to lubię!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Maggie, M ma bardzo fajne zabawki!
OdpowiedzUsuńDla mojego Chrześniaka, który ma ich mnóstwo i tak najlepszy jest rondel i drewniana rogalka;););) Podobnie jak u M.;)
Myślę, że fajnie jest mieć zabawki, którymi bawili się nasi Rodzice;) Ja takich nie mam, ale też pewnie moi Rodzice nie mieli takich zabawek;)
Ja mam schowane swoje klocki lego - też nie zgubiłam żadnego elementu, pamiętam, że strasznie je szanowałam;) Może kiedyś moje dzieci będą je układać;)
Ze swoich zabawek pamiętam właśnie klocki, grubą lalkę i granatowy wózek, w którym nie mogłam jej upchać;)
Udanego tygodnia! Dla Ciebie i M.;)
U nas postanowienie było podobne - nie do końca polegliśmy, bo Gluś nie ma jakiejś powodzi zabawek, ale drobne samochodziki i piłki rzeczywiście mnożą się w dziwny sposób :)
OdpowiedzUsuńPrzytulanek u nas niewiele - Gluś ni lubił miękkich zabawek i zasypiał tylko z dłonią mamy lub taty ;) Fajnie przechowywac te najukochańsze zabawki...:)
A wymiana zabawek i książeczek praktyczna - też czasami tak robimy :)
u nas też dużo za dużo.Ale zrobić? A czas też na remanent, bo teraz duży pokój ma Jaga, ale na swoim będziemy jej mogli zaoferować prawie połowę tego co ma teraz (może troszkę więcej, ale nie wnikajmy) więc selekcja potrzebna ...
OdpowiedzUsuńHi hi :) taka Pani Hopopotam to był również moj skarb. Miałam ten zestaw http://img3.toysperiod.com/img/cache/21/800x600/d4e4o5g414p4n5x5m444s2w2f4x2q2w214i4w5d41433v234t20314x2.jpg
OdpowiedzUsuńminimalistyczna ilość kloców a po dziś dzień pamiętam ileż kombinacji tworzyliśmy ;)
U nas jest miziu :-) Ale niewiele tych miziów, bo prym wiodą samochodziki, odkurzacz oraz... mydła ;-))
OdpowiedzUsuńWszystkie zabawki (oraz mydła ;-)) w tajemniczy sposób rozprzestrzeniają się po całym domu - chyba wszyscy rodzice to znają ;-)))
Pozdrawiam ciepło :-)
Anno, a wiesz, moja Mama miała lalkę szmaciankę - moją imienniczkę ;-) Ale nie przetrwała, niestety...
OdpowiedzUsuńJa miałam wiklinowy wózek dla lalek. Ale woziłam w nim głównie miśki ;-) Lalek mało miałam.
Uściski!
Anik, a u nas piłki to tak po macoszemu ;-)
Zasypianie z dłonią - przerabialiśmy...
Magdaleno, powodzenia w takim razie :-) Fajne zmiany sie u Was szykują! Super!
Aniu/ZH, o to miałaś bardziej 'wypasiony', ho ho! Buźka!
Agnieszko, mydła??? Naprawdę? Ależ się uśmiałam! Rewelacja!!!
Pozdrawiam serdecznie :-)