Dzisiaj, bo potem już na nic nigdy nie ma czasu… Poza tym niedługo już wyjeżdżamy i w ogóle…
Trochę mnie Delie zainspirowała, pisząc o polowaniu na czekoladowe jajka…
No bo u nas to też żywa tradycja :-)
Ale po kolei…
Dla moich najbliższych Wielkanoc wcale nie jest radosnym Świętem... Trudna jest i bardzo, bardzo smutna...
W mniejszym stopniu dla mnie. A to dlatego, że to, co przykre i tragiczne miało miejsce jeszcze zanim przyszłam na świat... Chwilkę wcześniej...
Przed Wielkanocą się uciekało. Żeby nie pamiętać, nie myśleć, nie rozpaczać...
Rok w rok wyjeżdżaliśmy do Zakopanego...
I chyba dlatego ja akurat Wielkanoc uwielbiam :-)
I może ją trochę tym moim entuzjazmem i uporem w celebrowaniu odczarowałam :-)
Bo wspominam wiele przeszczęśliwych Świąt Wielkiej Nocy...
Głównie w Zakopanem. Choć mam równie szczęśliwe wspomnienia z tych spędzanych w Domu... Ze śniadaniem z dwustu jaj ;-) i poszukiwaniami zajączkowych upominków w ogrodzie… I czekoladowych jajek :-)
Ale Zakopane było najczęściej.
Zawsze w tym samym miejscu. W pensjonacie przy Drodze do Olczy. W tym samym pokoju - tym z największym tarasem i z widokiem na Nosal. Zazwyczaj w tym samym składzie. Rodzina plus Przyjaciele. Fajni ludzie. Dorośli i Dzieci :-) Wielkanocne śniadanie na ogromnym tarasie z widokiem na Nosal (jeśli pogoda dopisywała, a zazwyczaj dopisywała!) - na kilku stołach drewnianych i kilku składanych, turystycznych... Na góralskich stołkach i na krzesełkach ogrodowych. Bo trochę nas tam było zawsze wokół stołu!
Wycieczka z koszyczkiem do oo. Bernardynów – zaraz potem nad potok...
Spacery do Morskiego Oka, do Doliny Chochołowskiej, Doliny Białego... Krokusy... I gdzieniegdzie płaty śniegu. Wysoko w górach było biało. Narty na Nosalu i Kasprowym Wierchu. Lody na Krupówkach i porzeczkowy sok w Hotelu Sportowym. I obowiązkowo przed wyjazdem deser w Hotelu Kasprowy ;-)
W mniejszym stopniu dla mnie. A to dlatego, że to, co przykre i tragiczne miało miejsce jeszcze zanim przyszłam na świat... Chwilkę wcześniej...
Przed Wielkanocą się uciekało. Żeby nie pamiętać, nie myśleć, nie rozpaczać...
Rok w rok wyjeżdżaliśmy do Zakopanego...
I chyba dlatego ja akurat Wielkanoc uwielbiam :-)
I może ją trochę tym moim entuzjazmem i uporem w celebrowaniu odczarowałam :-)
Bo wspominam wiele przeszczęśliwych Świąt Wielkiej Nocy...
Głównie w Zakopanem. Choć mam równie szczęśliwe wspomnienia z tych spędzanych w Domu... Ze śniadaniem z dwustu jaj ;-) i poszukiwaniami zajączkowych upominków w ogrodzie… I czekoladowych jajek :-)
Ale Zakopane było najczęściej.
Zawsze w tym samym miejscu. W pensjonacie przy Drodze do Olczy. W tym samym pokoju - tym z największym tarasem i z widokiem na Nosal. Zazwyczaj w tym samym składzie. Rodzina plus Przyjaciele. Fajni ludzie. Dorośli i Dzieci :-) Wielkanocne śniadanie na ogromnym tarasie z widokiem na Nosal (jeśli pogoda dopisywała, a zazwyczaj dopisywała!) - na kilku stołach drewnianych i kilku składanych, turystycznych... Na góralskich stołkach i na krzesełkach ogrodowych. Bo trochę nas tam było zawsze wokół stołu!
Wycieczka z koszyczkiem do oo. Bernardynów – zaraz potem nad potok...
Spacery do Morskiego Oka, do Doliny Chochołowskiej, Doliny Białego... Krokusy... I gdzieniegdzie płaty śniegu. Wysoko w górach było biało. Narty na Nosalu i Kasprowym Wierchu. Lody na Krupówkach i porzeczkowy sok w Hotelu Sportowym. I obowiązkowo przed wyjazdem deser w Hotelu Kasprowy ;-)
No i Śmigus-Dyngus w Zakopanem – ten, kto przeżył coś podobnego, wie o czym mówię…
Zawsze, gdziekolwiek Wielkanoc spędzaliśmy, obowiązkowym elementem było też polowanie na czekoladowe jaja :-) Na łakocie! I na drobne upominki… Które do ogródka podrzucał wczesnym rankiem Zajączek ;-)
Urocza tradycja…
W zeszłym roku ukrywałam je dla starszego braciszka M. (M. szukał ryżowych ciasteczek, hihi) – strojąc przy okazji drzewa w małe, nakrapiane jaja (niejadalne)!
Na pierwszym zdjęciu widać jedno - na tle naszej retro huśtawki i kwitnącego krzewu pigwy!
Poza tradycyjną rzeżuchą (za której zapachem swoją drogą nie przepadam) w glinianych donicach siejemy też owies; szykujemy zawsze wiosenne bukiety – z modrzewiowych gałązek (na których zawieszamy na konopianych sznurkach różnokolorowe jaja), forsycji, bukszpanu i tulipanów...
Wielkanocne koszyczki zdobimy barwinkiem i bukszpanem… Na moim ulubionym, tym, z którym jeździłam zawsze do Zakopanego, wiszą też maleńkie drewniane jajeczka – różnokolorowe – w paski, ciapki, każdym rokiem coraz bledsze… Wiszą na rączce i rytmicznie postukują, kiedy niesie się koszyczek…
Wielkanoc kulinarna to temat na osobną opowieść… Moją specjalnością są mazurki i pascha… W tym roku z nowego przepisu, który lada dzień będę próbować ;-)
Ach, no i wspomnę jeszcze o pisankach – choć akurat na ten temat obiecuję napisać coś więcej… I zilustrować przede wszystkim…
Bo pisanki to u nas ważna sprawa – każdego roku przygotowuje je dla każdego (imiennie!) moja Mama – farbowane w cebuli, a potem dekorowane…wiertłem dentystycznym! Jako, że Mama ma wprawę w temacie ;-) potrafi wyczarować na takim jaju najbardziej wymyślne wzory!
Ja próbowałam raz… Podziurawiłam tuzin jaj i… więcej się za to nie zabieram ;-)
Po Świętach takie jajo owijam w serwetkę i pakuję każde oddzielnie do małego słoiczka…Mam już całą kolekcję :-)
W tym roku je obfotografuję!
Myślę, że już w tym roku spróbujemy wspólnie z M. ozdobić parę jaj :-) W przyszłym spróbujemy wydrapać coś w wosku… Bo to też świetny sposób na ich dekorowanie…
A na razie kilka zdjęć…
Zeszłorocznych jeszcze – z Wielkanocy właśnie. Chłopcy polowali na jaja, a ja pstrykałam ;-)
Liczę na podobne słońce w tym roku! I na taką właśnie zieleń…
Słonecznego popołudnia!
Miało dzisiaj padać, a tutaj proszę…
A to miłorząb naszego M. :-)
PS Delie, w zeszłym roku farbowaliśmy jaja na turkusowo i zielono właśnie :-) W srebrne cętki!!! Spójrz:
Maggie, jak pięknie tu dziś u Ciebie, bardzo wiosennie i bardzo świątecznie. Nie ukrywam, że nastroiłaś mnie tym postem bardzo pozytywnie.
OdpowiedzUsuńJa też lubię piec mazurki... w zasadzie święta dla mnie mogłyby się składać wyłącznie z samych jajek i mazurków :)
Piękne opowieść Maggie:-) Masz wspaniałe tradycje i wspomnienia z tych Świąt, mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńA jaja turkusowe świetne! Pisanki Chłopca z zeszłego roku też trochę trukusowe były:)
dzieki Tobie nie moge sie juz doczekac swiat! Fantastyczne takie wyjazdowe swieta, my zawsze spedzamy je w domu, czasem ewentualnie wpadamy do R. ;) Ja takze pieke mazurki, cala mase, bo to jedne z moich ulubionych ciast. A czy zamiescisz tu przepis na pasche? Ja nigdy nie robilam, a wtym roku planuje, uzbieralam juz kilka przepisow, ale zadnego z polecenia ;)
OdpowiedzUsuńsuper wiosennie. czekam na kolejne zdjecia jajek i dekoracji. przypomnialy mi sie moje zapakowane w serwetki. w tym roku swieta w austrii wiec bedziemy praktykowac robotki reczne z cebula i woskiem ;-) pozdrawiam slonecznie
OdpowiedzUsuńEnchocolatte, w takim razie bardzo mi miło :-)
OdpowiedzUsuńJakie te mazurki pieczesz? Bardzo jestem ciekawa...
Że z jajek i mazurków? Dla mnie jeszcze sernik i pascha - obowiązkowo... I taka boska baba kresowa :-) No i pasztety...
Delie, a jakie dłonie mieliśmy turkusowe potem ;-)
Ech, no trzymam się tych moich wspomnień i tradycji - to chyba dlatego, że daleko jestem ;-) więc tęsknię!
Kemotko, z chęcią Ci podeślę ten nowy przepis :-)
I zapytam o to samo co E. - jakie mazurki pieczesz?
Ucho od śledzia, będę cudne jak przypuszczam :-) Serdeczności! I miłego świętowania!
Maggie, napisałam Ci @ nawet duuużo @ ;)
OdpowiedzUsuńmusi być z kajmakiem. w zeszłym roku robiłam ten z przepisu Liski http://whiteplate.blogspot.com/2010/04/mazurek-dla-dorosych.html , ale wyszedł mi nieco za słodki jak dla mnie. Robiłam także z konfiturą różaną, choć na co dzień nie przepadam za smakiem różanym, to raz na jakiś czas ciągnie mnie do niego ;) W tym roku przygotuję na pewno z kajmakiem, z koglem moglem ( http://strawberriesfrompoland.blogspot.com/2010/04/sowoterapia.html ) oraz jeśli sił mi starczy mazurek cytrynowy z bezą (przepis jest w najnowszym numerze "Kuchni"), chyba że jeszcze jakiś inny wpadnie mi w oko ;) W najnowszym numerze Kuchni kusi mnie też tarta czekoladowa ze słonym karmelem oraz migdałowa z dżemem malinowym jako alternatywa dla mazurka. Jednak je chyba przygotuję już po świętach ;) albo przed.
OdpowiedzUsuńp.s.przypomniałam sobie, że rok temu robiłam także to: http://whiteplate.blogspot.com/2009/04/zamiast-mazurka-maslane-kwadraty-z.html i były wielkanocnym hitem w mojej rodzinie !!!!
OdpowiedzUsuńKemotko, odpisałam :-)
OdpowiedzUsuńOj, ja się 'Kuchnią' też inspiruję :-) U nas kajmak obowiązkowo :-) ale też pomarańczowy (ze skórki i miąższu) - poza tym daktylowo-orzechowy i tradycyjny bakaliowy z czekoladą! Zerknę też na przepisy, które polecasz... Mniammmmm!
OdpowiedzUsuńRóżany kiedyś robiłam - nie był hitem :-(
Za to wielkim powodzeniem cieszy się taki z resztek ;-) na samej pianie!
Och, te kwadraty - mniammm... Spróbuję w tym roku!
OdpowiedzUsuńA kogel mogel na kruchym - poezja... Moja Babcia robiła takie kruche maślane z koglem moglem właśnie na wierzchu (to rozkoszne chrup!) i mówiliśmy na te ciastka 'klawiszki' - nie wiem czemu... Oj, nie jadłam ich wieki...
Z przyjemnością przeczytałam Twoją relację i myślę sobie, że takie wyjazdowe święta dłużej się pamięta i fajnie byłoby gdzieś wyruszyć w tym roku. Tylko, gdybyśmy wyjechali w podstawowym składzie czyli tylko nasza czwórka, to kto by przygotował te wszystkie pyszności? Może Pan Blikle :) ale to nie to samo :)
OdpowiedzUsuńAle fajne, kolorowe i wiosenne zdjecia i z przyjemnoscia Maggie zobacze Twoje wielkanocne jajeczka...! i wiesz, ze co do poszukiwan ogrodowych jajek to my tez czasami tak robimy ale skad dokladnie pochodzi ta tradycja tego niestety nie wiem... Pozdrawiam cieplutko. M
OdpowiedzUsuńach, jaja:)
OdpowiedzUsuńu mnie od zawsze malowane woskiem. nie wyobrazam sobie Świąt bez zapachu stopionego wosku na pokrywce od słoika. w tym roku też będą choćbym miała sama farbki produkować:)
mnie na Wielkanoc wystarczą mazurki! kajmakowy, czekoladowy i pomaranczowy. od kiedy pamietam, te same.
i pascha mamy, której w tym roku nie spróbuję.
i pewnie wielka baba z pomaranczowym lukrem, a co!
dziewczyny czekają na gorzkie zajączki, a jakże!:)
Maggie, przepyszne klawisze kupisz na bazarku kabackim. środkowa alejka, część bliżej mojego osiedla, dwie narożne piekarnie, te z chlebem na wagę. Klawisze się nazywają:)
OdpowiedzUsuńi teraz nie pozbędę się wizji jaj dekorowanych wiertłem dentystycznym :D muszę zapytać moją dentystkę czy ma artystyczną duszę ;)
OdpowiedzUsuńnie było mnie kilka dni, wróciłam i muszę teraz lecieć i poczytać zaległe posty :))
ooo, to ja musze wybrac sie na bazarek na Kabatach ;) po te klawisze. mam na nie ochotę. Maggie, kusi mnie ten mazurek także: http://ugotuj.to/przepisy_kulinarne/1,112811,9421284,Mister_mazurek_,,ga,,2.html
OdpowiedzUsuńMy też polujemy na jajka i łakocie. I też mamy dyndające drewniane jajeczka na rączce koszyczka, które z każdym rokiem są coraz bledsze. Marzy mi się kiedyś taka Wielkanoc w górach. Bardzo, bardzo, bardzo! Ale tylko mi i M. Reszta rodziny jest na nie, więc i tym razem spędzimy święta w stolicy. Choć akurat tym razem się cieszę, bo zdążyłam zatęsknić za Warszawą. Piękne opowieście, Maggie. I nie mogę się doczekać tych pisanek!
OdpowiedzUsuńMałgorzato, bardzo Ci taką Wielkanoc wyjazdową polecam :-) Jeśli pojedziecie w większym gronie, z łatwością można się podzielić pracami kulinarnymi ;-)
OdpowiedzUsuńA pan Blikle faktycznie dobry od Święta - niekoniecznie jednak Wielkanocnego, hehe!
Mamsan, no nie dziwota, że w Bullerbyn polujecie ;-) A zwyczaj wziął się z Wlk Brytanii :-) Tak gdzieś wyczytałam...
Nana, z tym pomarańczowym lukrem to mi dałaś do myślenia... Jak go robisz? Z cukru i soku po prostu? Czy jeszcze dodajesz skórkę... My robimy tradycyjny biały i posypujemy siekanymi cykatkami, ale pomarańczowy może być przepyszny :-)
Gorzkie zajączki też lubię :-)
I dzięki za klawiszowe namiary :-))) Jesteś kochana! Jutro się tam wybiorę!
Olga, zapytaj ;-) Koniecznie!!! W ramach przedświątecznego przeglądu stomatologicznego, hehe!
OdpowiedzUsuńFajnie, że wróciłaś :-)
Ewo, Wielkanoc w górach jest wyjątkowa, naprawdę! Szczególnie na Podhalu... Ale też na Żywiecczyźnie czy Nowosądeczyźnie - no wszędzie tam, gdzie te wszystkie zwyczaje jeszcze żywe!
A może takie same jajeczka mamy na tym koszyku, co? Nam zostały już tylko cztery :-(