Trochę mam ten tydzień ‘wyjęty z życiorysu’.
Jakoś tak.
Niestety…
Powspominajmy zatem miniony weekend :-)
Który spędziliśmy Olą. Moją piętnastoletnią Chrześnicą.
Było wspaniale!
Była wyprawa do zoo :-)
I ‘Mewa’ Czechowa w TN. Moja ulubiona.
Miał być jeszcze ‘Nosferatu’ – coś dla O. - ale pechowo odwołano akurat
premierę! Diable sztuczki jakieś w tym Narodowym ;-)
Za to był film.
I dużo spacerów – w towarzystwie M. i tylko we dwie.
W sobotę to trochę kilometrów przedeptałyśmy ;-)
Był nawet spacer przez Ogród Saski po zmroku. I ulubiona
kawa na dachu Biblioteki Uniwersyteckiej…
Ach, trzeba pomyśleć o cieplejszych rękawiczkach ;-) Może
jakichś wysokich, wełnianych mitenkach?
Zajrzałyśmy do kilku księgarni. Odwiedziły kota Rudolfa w
Bagateli :-)
Pogawędziły trochę o literaturze (sic!)
I o szkole. Ja powspominałam ;-)
O życiu, o sztuce, o ważnych i mniej ważnych sprawach… A
nawet o tych kompletnie nieważkich ;-)
I dużo muzyki było. Bo moja O. pięknie śpiewa. Cudny,
głębokim altem. Szukaliśmy dla Niej repertuaru… Może to, co wyszperaliśmy z
naszej kolekcji płyt okaże się pomocne podczas najbliższych warsztatów?
|
Niebo nad BUW-em pręgowane…
|
A w tych wysokich trawach O. załapała się na fajną sesję ;-)
I Oli samochod marzenie! |
No i jeszcze coś z zoo. Do którego tak naprawdę wcale nie lubię zaglądać… Ale tym razem trzeba było oswoić M. z krokodylami ;-)
W chłodny, październikowy dzień zwiedzających bylo niewielu,
za to zwierzęta czuły się jakby swobodniej (sic!) – więc lwy głośno ryczały
(ku wielkiemu zachwytowi M.), a słonie miały wyjątkowo raźne miny :-)
W końcu udało nam się spędzić tez więcej czasu w ptaszarniach –
nawet sporo tam przepięknych okazów! Polecam :-) Zwłaszcza w chłodne dni!
Kwiatek okazał się być przeznaczony dla O. Ja się załapałam
na… kamień ;-) No, każdemu najwyraźniej według zasług, hehehe!
|
Pozdrawiam :-)
Serdecznie!
Dużo wypoczynku w weekend Wam życzę…
Mój będzie bardzo pracowity i obawiam się, że nie uda nam
się go spędzić tak, jak zaplanowaliśmy :-(
Cóż, trudno…
Może chociaż pogoda dopisze? Oby!
PS A po weekendzie genialna piosenka i jeden taki słoneczny
październikowy spacer :-) Miedzy innymi!
Do zobaczenia zatem!
Maggie, już się nie mogę doczekać spaceru z Wami:)))
OdpowiedzUsuńściskam ciepło:)))
O. wydaje się być ideałem:)
OdpowiedzUsuńPewnie szalenie miło jest jej przeczytać tyle ciepłych słów.
Dobrze, że są takie dziewczyny!
Bo i przywracają wiarę we współczesnych nastolatków:)
Świetne zdjęcia Maggie!
PS a Ty musisz być Matką Chrzestną idealną, Maggie:) zaczynam żałować, że takiej nie mam.
OdpowiedzUsuń4URSOUL, no nadjeżdżamy, nadjeżdżamy :-) I też doczekać się nie możemy!!! Tylko Wy się tam zdrowo trzymajcie, a nie tak jak ostatnio ;-(
OdpowiedzUsuńDelie, O. ideałem oczywiście nie jest ;-) Podobnie jak i ja, hehe! Ale w moim pojęciu chrześnicę mam idealną :-) A jako matka chrzestna staram się, staram, bo moi rodzice chrzestni są w każdym calu idealni i wysoko postawili poprzeczkę!!! I mam z nimi szczególne relacje! Czy ja w ogóle wspominałam, że Ola jest też matką chrzestną M.?
A moje relacje z Olą są o tyle też fajne, że dzieli nas zaledwie 16 lat różnicy ;-) To ułatwia sprawę, hehe! Bo nie o wszystkim jeszcze zapomniałam ;-)
maggie, dla mnie idealnie! moja Matka Chrzestna nie pamięta o moim istnieniu.
OdpowiedzUsuńDelie, toż to skandal! Ja bym się jej przypomniała! Z maczugą ;-)
OdpowiedzUsuńto Ojcu Chrzestnemu też musiałabym pomachać maczugą.
OdpowiedzUsuńjuż nie warto. tego się nauczyłam.
Podpisuję się pod słowami Delie - obie musicie być świetne!!!Chciałabym mieć taką chrześnicę, ale i taką mamę chrzestną. Świetnie spędziłyście czas ;) Ja z moją mamą chrzestną mam średnie relacje, a tata chrzestny zmarł, gdy miałam trzy latka, a podobno wielbił mnie nie mniejszą miłością niż swoją córkę.
OdpowiedzUsuńMaggie, co to za kamienica? Gdzie ona jest, bo nie poznaję.I co to za legenda??
A Oli samochód - marzenie ma mój mąż ;) Tylko w innym kolorze, pomarańczowym. Stary, w świetnym stanie, jest jego oczkiem w głowie. Jak nim jedziemy wzbudza ogromne zainteresowanie, szczególnie wśród dzieci i starszych panów. Jeden nawet kiedyś stał przy nim i płakał. Gdy podzesliśmy opowiedział, że miał kiedyś taki sam i wróciły mu młodzieńcze wspomnienia ;)
Za zoo nie przepadam, jakoś mnie wprawia w smutny nastrój. A już totalnie nie znoszę cyrku!
Maggie, życzę Ci, by w czasie pracowitego weekendu znalazła się choć mała chwilka na odpoczynek ;)
Kemotko, mojej licealnej przyjaciółki tatuś miał takie cacko, ale w kolorze głębokiego granatu! Pięknie opalizujący w dodatku! Anka umierała ze wstydu, kiedy tatuś ją tym cackiem podrzucał do szkoły - zawsze go błagała, żeby wziął drugi samochód ;-) Nigdy jej nie rozumiałam! Dla mnie 'garbus' to legenda! Piękne są! Przepiękne! Także Wam zazdroszczę! Choć nie wiem, czy w oranżu to moja bajka ;-)
OdpowiedzUsuńCo do cyrku, to jestem również na nie - za jednym, jedynym wyjątkiem - ale to nie do końca cyrk, a raczej teatr cyrkowy (i bez zwierząt) - słyszałaś może o Cirque du Soleil - ja miałam szczęście widzieć ten cyrk dwukrotnie (spektakle Quidam i LaNouba) - wczoraj mi P. szepnął, że CdS przyjeżdża po raz pierwszy do PL (w styczniu, w Gdańsku). Od razu mówię, że są warci każdych pieniędzy, a spektakle na długo zapadają w pamięć! Polecam: http://www.youtube.com/watch?v=pwnQUJ_AfVo, http://www.youtube.com/watch?v=Mk5iG0_0Cho, http://www.youtube.com/watch?v=eB8kSKyeIz4 - zresztą poszperaj na YT - znajdziesz więcej :-)
Ech, muszę o nich napisać więcej w osobnym wpisie!
Napisz koniecznie! Coś mi się obiło o uszy, ale nigdy jakoś szczególnie nie zainteresowałam się tym. Za chwilę sobie pooglądam ;) A widziałaś film "Niebo nad Berlinem"? Za każdym razem jak oglądam ten film nie mogę wyjść z podziwu dla wyczynów Marion. Bardzo lubię ten film.
OdpowiedzUsuńCo do garbusów - uwielbiam te samochody. Osobiście wolałabym w innym niż pomarańczowy kolorze (ogólnie to chyba najmniej przeze mnie lubiany kolor), najchętniej właśnie w granacie, czerni lub ciemnej zieleni. Moim wielkim marzeniem ślubnym było pojechanie właśnie do ślubu garbusem. I dzień przed ślubem okazało się, że się spełni. Mój szwagier pożyczył samochód od znajomego. Był cudnie czerwony i do tego kabriolet (co ucieszyło mnie nico mniej - jechaliśmy do kościoła bez dachu, moja fryzura totalnie się zepsuła - choć była bardzo mało udziwniona i wręcz nieślubnie zwyczajna. Przez cały ślub miałam obsesję, że wyglądam jak śledź ;)) Jednak wrażenia z całej jazdy i emocji, jakie wzbudzaliśmy wśród przechodniów - bezcenne ;))) Warte były zepsutej fryzury. Ja uwielbiam przejażdżki naszym garbusem z mocno trzeszczącym radiem, czuję się wtedy trochę tak jakbym przeniosła się w czasie ;))
Oj wierzę ;-)
OdpowiedzUsuńU nas by z kabrioletem nie przeszło - lało na potęgę ;-)))
A fryzurę miałam do ślubu, hmm... codzienną! Prawie ;-)
Fajne te Wasze przejażdżki!
A o CdS napiszę. Niedługo!
jakie Ola ma piękne długie włosy! lekko pofalowane! ach ... przecudne :))
OdpowiedzUsuńMartensy wciąż w modzie??? Osobiście w czasach liceum zdarłam dwie pary. Dodam, że służyły mi o każdej porze roku :)
OdpowiedzUsuńMi także podobają się włosy O. Śliczne!
O. na tych zdjęciach jak Alicja w Krainie Czarów w zielonych martensach :)) Super :)
OdpowiedzUsuńMagdaleno, ech, kto Jej ich nie zazdrości? ;-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMamis, chyba w modzie ;-) Tez nosiłam, a jakże! Latem również ;-) Wiem, o czym mówisz, hehe!
Anik, bo to trochę taka moja Alicja w Krainie Czarów jest :-)
OdpowiedzUsuńDokładnie, moja też była codzienna! Tylko wymodelowana u fryzjera, czego na co dzień nie robię. Nie przyznałam się nawet fryzjerce, że robi mi fryzurę na ślub ;))) I welonu nie miałam!
OdpowiedzUsuńSuper zdjecia i jakie fajne to Wasze spotkanie.., a wlosy Oli takie piekne, zazdroszcze bo tez bym chciala miec takie a po ostatnim cieciu niestety siegaja tylko ramion... :-)
OdpowiedzUsuńUdanego weekendu zycze i do uslyszenia... :-) M
Ach, Kemotko - ta willa to Willa Pniewskiego, czyli Muzeum Ziemi na Skarpie :-) Znasz historię tego budynku? Jest niesamowita!
OdpowiedzUsuńMamsan, no właśnie - miałaś się pochwalić nową fryzurą!!!
OdpowiedzUsuńUściski :-)
Historia jest niewiarygodna.
OdpowiedzUsuńI pytanie co TAK NAPRAWDĘ oznacza na inskrypcja?
Wspaniale miec taka O. i dla O. miec taka Mame Chrzestna:)
OdpowiedzUsuńZ moja nie mam kontaktu, nigdy nie mialam. Pamietam, ze jeszcze jako dziecko dostawalam od niej prezent na gwiazdke ale nigdy nie bylo miedzy nami zadnej wiezi. Moj Chrzestny bylby na pewno inny. Niestety umarl majac 26 lat. Pamietam jeden prezent od niego. Kilkulatce dal pierwsza plyte CD - Pink Floyd. Mam ja do dzisiaj i jeszcze nie znajac angielskiego probowalam spiewac na cale gardlo "we don't need no education" ;)
I mam jedno jego zjdecie.
A martensy tez mialam zielone:) Na pogode i niepogode:)
Milego weekendu.
Delie: Z Wikipedii:
OdpowiedzUsuńSCANDIVS
DD AR
FX
TAMRC+
oznaczać ma: "Pnący się przebudował świątynię masonów i zamieszkał w niej".
P.S. Nie wiadomo w jakim języku jest ta inskrypcja. Niesamowita historia z tą willą, nie znałam jej, a mam ciarki na plecach też!
OdpowiedzUsuńMaggie, super masz Chrześnicę. Myślałam, że już nie ma takich nastolatek ;) I fajnie, że macie dobre relacje!
OdpowiedzUsuńPS. muszę sobie w wolnej chwili poczytać o tej kamienicy...
Za taką kuzynką każdy by szalał:D
OdpowiedzUsuńKemotko, czytałam to w wikipedii:)
OdpowiedzUsuńAle o ile znam łacinę trochę, to jakoś nie pasuje:) nawet skrótowo:)
dlatego zastanawiam się co NAPRAWDĘ to oznacza:)
Odnośnie willi Pniewskiego/dawnej siedziby masonów (wyszperałam w necie):
OdpowiedzUsuń„Pnący” to Pniewski, a napis sugeruje zachowanie pewnej ciągłości związku z pałacykiem nazywanym niegdyś Lożą Masońską.
Ta teza, z tym tłumaczeniem, jest dość mocno naciągana, bo po łacinie napis ten powinien brzmieć:
„Scandius templum francomurarorum aedeficiavit
et in id inhabitavit”, ewentualnie „Scandius arcem francomurarorum aedeficiavit
et in eam inhabitavit”.
Słowa te nijak nie pasują to wyrzeźbionych liter, o ile, rzecz jasna, jest to w ogóle łacina, natomiast Hass nie potwierdza jakichkolwiek związków Pniewskiego z masonami.
Być może to tylko taki ozdobny akcencik na elewacji? Ale kto to wie...
Bo może willa jednak kryje jakieś tajemnice związane z tym napisem :-)
W każdym razie ten dreszczyk na plecach nie bierze się znikąd ;-)
Naprawdę, to jeden z najbardziej niesamowitych budynków w Wwie! A ja w wolnym czasie powędruję chyba na Koszykową i zaszyję się w dziale Varsavianów... A potem może poczytam coś o warszawskiej masonerii. Kiedyś bardzo mnie ten temat intrygował - w moim Rodzinnym Mieście (w którym tradycje wolnomularskie były bardzo szerokie) znajduje się dużo budynków z podobnie intrygującą historią! Kiedyś próbowałam się nawet w temat zagłębić odrobinę, ale mi przeszło ;-)