Gaston*, znaczy się ;-)
M. wspólnie z Tatusiem zadecydowali, że zamieszka biedronka w małym drewnianym domku parkingowego stróża ;-)
Ledwie co zaczęła się wygodnie mościć na drewnianym foteliku, Chłopcy zafundowali jej przejażdżkę.
Najpierw stylowym chevroletem cabrio, potem hippisowskim volkswagenem ;-)
A na końcu nawet i karetką!
Wielce wyrozumiały owad...
Nawet szalona podróż zdalnie sterowanym autem nie zrobiła na biedronce większego wrażenia ;-)
A ja umierałam ze śmiechu na kanapie, przysłuchując się Tatusinej narracji do wszystkich tych przygód lokomocyjnych Gastona, hehehe!
Czy ja już mówiłam, że Tatuś M. mógłby zostać zawodowym komikiem? Ale skąpi nam i szczędzi podobnych atrakcji, niestety. W każdym razie nieczęsto mogę go uprosić o podobny stand-up. Bo generalnie to ukrywa się za maską człowieka bardzo serio ;-) a o niekwestionowanym talencie komediowym wiedzą tylko nieliczni i najbardziej zaufani, hehe!
No i w ogóle czasem Mu zazdroszczę, że jakiś taki kreatywny bardziej jest ode mnie w temacie zabaw z Dzieckiem...
M. bardzo był wizytą biedronki przejęty :-)
Przyglądał jej się uważnie i zachęcał do szczekania (miłośnicy wspomnianej* kreskówki dobrze wiedzą, o co chodzi!) - wielce go swoim milczeniem zawiodła...
Jakiś czas temu kupiłam bardzo sprytny wynalazek - duży plastikowy słoik zamykany wieczkiem z powiększającego szkła. Byłam przekonana, że posłuży nam dopiero za jakiś czas. Dobrze, że sobie o tym słoju przypomniałam :-) Ileż radości z oglądania biedronki było!!!
I chichotów, kiedy biedny Gaston wylądował na grzbiecie, nieporadnie przebierając łapeczkami... Ech, mam nadzieję, że obrońcy praw zwierząt wybaczą mi, że nie od razu pospieszyłam biedronce z pomocą ;-)
Gastonowi - z wdzięczności za dostarczenie tylu atrakcji - zwróciliśmy oczywiście wolność.Choć nie jestem teraz przekonana, czy postąpiliśmy słusznie... Wszak zimno już trochę za oknem ;-(
Teraz M. z naszym zaczarowanym słoikiem wytrwale spaceruje - trafiają do niego różne skarby i znaleziska: kamyk, szyszka, zwiędły liść klonowy, kawałek brzozowej kory - siadamy potem na ławce i podziwiamy mikroświaty w powiększeniu. Dziś w ten sposób poznęcaliśmy się nad rodziną mrówek! Ale zrozumcie, wszystko w szczytnym, naukowym celu!!!
***
M. przechodzi fazę: Mamy nigdy dość! Mama towarzyszyć musi we wszystkich grach i zabawach, we wszystkich wygłupach, spacerach, przy zasypianiu obowiązkowo, śniadania tylko z Mamą, podobnie kolacja... Taki etap wzmożonej miłości i zapotrzebowania na bliskość. Mimo nieustannej właściwie mojej obecności...
'Ciem Mama', 'Mama odź', 'Mama nie pa pa', 'Mama tu tu tu' - od rana do wieczora... Oj, bywa ciężko, bywa... Bo jak tu pogodzić jakiekolwiek sprawy i terminy zawodowe z absorbującym 2,5-latkiem wspinającym się po oparciu fotela, podczas gdy próbuję wysłać maila czy zamknąć jakiś tekst... A zabawy i układanki, z którymi znakomicie sobie radził w pojedynkę, nagle okazują się nieatrakcyjne ;-) i mój w nich udział wydaje się konieczny!
Ach, muszę psa wyszkolić w trudnej sztuce animacji chyba ;-) Mógłby się ten nasz kudłaty darmozjad przydać na coś, hehehe!
Bo fantazja mojego M. nie zna granic - około 25 sekund zajęło Mu wymyślenie i zrealizowanie pomysłu wrzucenia cytryny do czajnika!!! Gotowała się i gotowała w nim woda, a kiedy się wreszcie zagotowała, ze zdziwieniem odkryłam, że w środku pływa cała cytryna! Zdradziecki uśmieszek na twarzy M. nie pozostawiał najmniejszych wątpliwości, kto się kryje za niecnym występkiem ;-)
Z zamiłowania mój Syn jest również alpinista, niestety... Pod choinką znajdzie profesjonalną uprząż chyba... I nie wiem, kto by się najbardziej z niej ucieszy! Bo M. udało się wdrapać już na wszystkie nasze meble!!! Łącznie z pianinem!!!
Takie dni, kiedy wszystko wypada z rąk, klucze odnajdują się w skrzyni z klockami, a telefon dzwoni pomiędzy kołdrą a poduszką - coraz ich więcej...
Sterty papierów i zaległości rosną na każdej płaskiej powierzchni, a M. nie każdego dnia ma ochotę na poobiednią drzemkę. Mimo że jej bardzo potrzebujemy - i On, i ja... Moja TO-DO LIST pęka w szwach, a punktów odfajkowanych nie ubywa... Jak to się robi z dwójką, trójką dzieci? Zakładając, że niektóre Mamy muszą się obyć bez wynajętego sztabu pracowników najemnych ;-) No, ja właśnie do takich należę...
Nasz niezawodny babysitter ma grypę... Na grypę choruje i Babcia :-( Tatuś w żadnym razie nie może wziąć jutro dnia wolnego, a i ja MUSZĘ pracować...
Cierpliwość moich kolegów przetestowałam już wczoraj ;-) Było nieźle, bo M. w odpowiednim czasie zasnął, a potem spał w wózku przy otwartym oknie przeszło dwie godziny, podczas gdy my - omotani w płaszcze oraz szale ;-) - próbowaliśmy coś sklecić z literek naprędce, hehehe! Przy mojej ostatniej kropce M. się obudził.
- Na pilota masz tego Syna, czy jak? - zapytał mnie kolega ;-)
Może uda się z tym pilotem i jutro? Jeśli nie, skaczę z otwartego okna prosto na jesienny klomb ;-)
Żonglerka.
W tym się teraz specjalizuję ;-)
I ostatnio całkiem nieźle mi idzie! A piłeczek coraz więcej!!! Więcej i więcej. Za to ręce wciąż tylko dwie... I nie chce być inaczej...
A marzy mi się długi, leniwy weekend... I smażenie konfitur w miłym (i dorosłym) towarzystwie na przykład :-)
Marzenie ściętej głowy zdaje się!
Ale Wam takiego weekendu życzę!
A z moją Przyjaciółką zastanawiamy się, jaka jest idealna różnica wieku pomiędzy rodzeństwem...
I wychodzi na to, że zarówno M., jak i H. jeszcze długo pozostaną jedynakami ;-))))))))))))
Pozdrawiam!
PS A na dokładkę M. od rana zakatarzony. W czwartek mamy w planach podróż... Oby katar minął. Oby... Wyjmuję właśnie z pieca jabłka :-) Pieczone z cynamonem, wypełnione konfiturą z pigwy i posypane odrobiną cukru z prawdziwą wanilią. Ananasowe w smaku koksy i pierwsze szare renety. Podwieczorek... Cóż za miłe słowo...
Macie ochotę na jakąś piosenkę? Myślałam o jakimś ciepłym, męskim głosie na chłodny wieczór ;-) Myślałam o męskim głosie i pomyślałam o Suzanne Vega ;-)
Ten kawałek (tu w odrobinę innej od klasycznej wersji ) potrafi otulić niczym najcieplejszy pled...
Miłego wieczoru!
*) Kto zna i tak jak my uwielbia tę znakomitą kreskówkę pt. Małe Królestwo Bena i Holly? Moim zdaniem to jedna z najznakomitszych i najdowcipniejszych brytyjskich animacji dla najmłodszych - dzieło zresztą twórców słynnej Świnki Peppy :-)
Ja bym się na te jabłka wprosiła:) A tymczasem w sali gdzie siedzę od 7 rano skończyło się już powietrze jakies 5 godzin temu i przestałam przyswajać mniej więcej w tym czasie. Więc odpaliłam net! Jestem na nogach od 5 rano i spałam 3 godziny:(
OdpowiedzUsuńMamy taki słoik, dwa nawet;) Z robalami na wyposażeniu:) I mini lupy też. Chłopiec dostał cały plecak małego obserwatora owadów od Cioci:) Z mojego ulubionego sklepu.
Też mi się taki weekend marzy:) Na porządki jesienne i odgruzowanie:)
PS ale wieczór zamierzam spędzić w tajskiej knajpce w Sopocie;)
OdpowiedzUsuńKiedys czytalam artykul, ze idealna roznica wieku pomiedzy rodzenstwem to 4 lata ale z wlasnego doswiadczenia nie jestem tego teraz taka pewna... :-) a taki leniwy weekend tez mi sie marzy bo mam mnostwo rzeczy do zrobienia...
OdpowiedzUsuńSciskam. M
Nie chcę Cię martwić, ale u nas etap "tylko mama" trwa już jakieś dwa lata i póki co, tylko się nasila.
OdpowiedzUsuńPowodzenia :)
Delie, no i jak ta tajska knajpka? :-) Bo mam nadzieję, że to spotkanie dobiegło końca nim ją zamknięto ;-)
OdpowiedzUsuńO tak, widziałam taka skrzyneczkę obserwatora przyrody - super sprawa, ale M. jeszcze chyba musi dorosnąć ;-)
Mamsan, a jaka dokładnie jest różnica wieku między Twoimi chłopakami? Niektórzy mówią, że nie ma ani dobrej, ani złej różnicy - wszystko zależy od temperamentów Dzieci i modelu wychowania - i chyba od płci również... Pewnie tak właśnie jest!
Paula, tak przypuszczałam ;-) Że prędko Mu to nie minie, hehe! Jak my damy radę??? Ty jakoś dajesz?
no, zasugerowano, że za chwilę zamykają kuchnię:) a jedzenie świetne.
OdpowiedzUsuńMaggie - nie mam wyjścia, muszę dawać :) Wiesz, z jednej strony to takie słodkie, że jesteś nie do zastąpienia dla tego Chłopaczka. A z drugiej, hmm, jest to czasem trochę uciążliwe. Od jakiegoś czasu zaczęłam stawiać granice, np. dziś Cię kąpie tata bo..i podaje poważny argument. Nie ściemniam, nie wymyślam. I nie ustępuję. I tłumacze, gadam i gadam i tłumacze i przytulam.
OdpowiedzUsuńPaulo, u nas kąpiele to akurat codzienna domena Taty ;-) Ale masz rację - należy stopniowo i stanowczo stawiać opór nawet tym najsłodszym dwulatkom ;-)
OdpowiedzUsuńMaggie, otulam się piosenką i czytam o pieczonych jabłkach, które i my dzisiaj mamy w planach ;) Dobrze mi. Choć moglabym sę podpisać po wieloma zdaniami z Twojego dzisiejszego postu. O pękającej w szwach liście to do, o potrzebie bycia z mamą i tylko z mamą, w wersji x 3, o dorosłym wieczorze o zapachu pieczonych powideł... Dlaczego wszyscy mieszkają tak daleko??? Trzymam kciuki za dzisiejsze spotkanie. Mam nadzieję, że i tym razem pilot zadziała. Szkoda klombu ;)
OdpowiedzUsuńUściski!
Nie wiedziałam na co mam ostatnio ochotę - teraz wiem - pieczone jabłuszko. Dzięki. Napisałam @ - tylko może wpaść do Spamu wiec wysyłam przypomnienie. Pozdrawiam. AG.
OdpowiedzUsuń