niedziela, 9 października 2011

Weekendowo :-)


Jedenaste. Noś przy sobie zawsze aparat fotograficzny ;-)
Telefon NIE służy (jak widać) do robienia zdjęć. Po prostu!

Mea culpa!
Spodziewałam się, że tylko przemkniemy w deszczu przez Powiśle, w drodze do Czułego Barbarzyńcy, tymczasem wylądowaliśmy znów na dachu BUW-u :-)
Z kubkiem kawy i z widokiem na rozchmurzone niebo.
I z młodą parą pozującą do zdjęć :-)
Deszcz nas złapał w drodze powrotnej...


Niedziela nie gorsza :-) Przedpołudniowy spacer po Łazienkach z K. i Dziewczynkami :-) 
I Ogród Botaniczny... Kolekcja liści i listeczków do Zosinego zielnika-nie zielnika... A ja zbieram liście miłorzębu. Bo to drzewo naszego M. Takie też zresztą Mu zasadziliśmy, kiedy się urodził! 
Wiewiórki - o dziwno - dopisały! Ale pawia wciąż ani jednego... 
M. i Zosia, kaczuchy, gondole, tłumy na alejkach, parę zdjęć... No i Tosia śpiąca w wózku.
No a po spacerze znakomitości dla podniebienia :-) w pewnym fajnym, starym-nowym miejscu... 
W którym M. miał sporo uciech,, a ja chwilę wytchnienia przy najlepszym na świecie tiramisu... Które z prawdziwym tiramisu właściwie nie miało wiele wspólnego, ale stąd chyba właśnie mój zachwyt ;-) 
W każdym razie po piątkowym poczuciu niemocy wychowawczej ślad nie pozostał... Choć mam świadomość, że to stan przejściowy jedynie ;-) 
Póki co, wybieramy się za małą chwilkę na koncert. Ach, no teatr, koncert, kino - dzieje się ostatnio i dziać się będzie... W dodatku w czwartek czeka nas wizyta gościa najmilszego z najmilszych ;-) a w tygodniu kilka jeszcze spotkań... I spacerów pewnie! I może jakieś ze dwa seanse w ramach WFF :-)

Sesja foto niczym z bergmanowskiej 'Siódmej pieczęci', prawda? ;-) 
No, prawie...
A prawie, jak ogólnie wiadomo, robi różnicę, hahaha!


***


Popełniłam wczoraj znakomity barszcz grzybowy. Odrobinę wigilijny :-)
Pochwalę się, bo bardzo z siebie dumna jestem!
Z pasztecikami barszczyk smakuje wyśmienicie - mniam, mniam...


***


Chciałam jeszcze dwa słowa o Tadeuszu Różewiczu.
No bo dziś świętuje 90-te urodziny!
Bo jest jednym z moich ulubionych, współczesnych poetów.
No ale jak tę poezję z barszczem grzybowym skomponować? ;-) 
Choć może w tym przypadku nie byłoby to aż tak niestosowne...

W każdym razie o Różewczu może kidyś indziej.
Napiszę tylko, że dawno, dawno temu, za górami, za morzami, za lasami ;-) chadzałam czasami na spotkania autorskie i to z Tadeuszem Różewiczem było jednym z najważniejszych. Inspirujących i niezapomnianych. 
W spotkaniu tym brał udział jeszcze inny znakomity poeta, Hans Magnus Enzensberger i w ciągu tych paru kwadransów dowiedziałam się więcej o życiu, o świecie, o sobie niż podczas niejednego cyklu wykładów akademickich! Więc chociaż tyle o Różewczu dzisiaj.
Może jeszcze to, że uwielbiam Jego poczucie humoru :-) 


***


A jutro wieczorem piosenka.
Jedna z moich ulubionych :-)
Jesiennych.


Wiecie co? Gdybym mogła sobie wymyślić nowy zawód, taki wyłącznie dla przyjemności, chciałabym prowadzić jakąś audycję muzyczną w radiu ;-)
Chyba sprawiałoby mi to wiele frajdy!

Do jutra!















10 komentarzy:

  1. O!Ja z przyjemnością słuchałbym Twoich audycji!!! Ja się przymierzam do zrobienia żurku - nigdy go nie gotowałam. To za sprawą wpisu Delie ;))) Hmmm...a może barszczyk, ale czerwony?z pasztecikami. Paszteciki - za Twoją sprawą. A barszczyk nie grzybowy, bo nie lubię!
    Liscie miłorzębu uwielbiam, planuję jeszcze tej jesieni parę uzbierać i oprawić sobie! Taki zielnik -niezielnik ścienny :)
    Maggie, a co to za staro-nowe miejsce??

    OdpowiedzUsuń
  2. zdjęcia świetne!bbbb podobają mi się te podkłady. czułę barbarzyńcę odwiedziłam w tamtym roku i nawet popijałam kawę obok włascicieli!obydwóch!:):)i wyszłam z kilkoma książkami:)a wiesz fajnie byłoby przeczytac u ciebie o takich warszawskich fajnych miejscach, bo kiedy tu jesteśmy to poszukujemy takich:)pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuły Barbarzyńca - bardzo mi się ta nazwa podoba, zresztą sam właściciel również :) i idę do tego barbarzyńcy i dojść nie mogę już któryś rok. Może kiedyś się uda :)
    Barszczyk z pasztecikiem na jesienną zmarźlinę - brzmi cudownie rozgrzewająco. Ja ugotowałam też mocno rozgrzewającą i mega czosnkową zupę mojej babci Niny - czyli rosyjskie śiii - idealne na taką porę. Może kiedyś coś więcej o niej napisze u siebie na blogu, bo warta jest opisania i spróbowania.

    A jak już będziesz miała ten program radiowy to daj znać, będę Twoją wierną słuchaczką, serrio!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na tę audycję radiową zatem:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Maggie, dla mnie juz jestes ogromna inspiracja muzyczna :) Takze Twojej audycji sluchalabym z wielka przyjemnoscia:) Milego tygodnia dla Was!

    OdpowiedzUsuń
  6. Maggie :D ehh :) cudnie byłoby w jesienny wieczór wracając do Domu słuchać w drodze Twojej audycji.
    Uwielbiam kiedy nawijasz pięciolinię na uszy ;).

    OdpowiedzUsuń
  7. I może to jest myśl ;) jeszcze nie radio... ale gdzieś publicznie udostępniona przez Ciebie playlista.
    Ja dziś http://grooveshark.com na siedzę :),
    jazzowo i "In a mellow tone" Delicatessen
    Serdeczności :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Maggie, ostatnio cierpię na brak czasu (znowu!) i rzadziej tutaj zaglądam. A zaglądam rzadziej, bo łatwiej znaleźć mi czas na inne blogi, gdzie spojrzę w locie na kilka zdjęć, przeczytam kilka słów, napiszę jedno zdanie i biegnę dalej. Tutaj tak nie potrafię, Ot co. Kiedy już wchodzę, rozczytuję się na dobre, słucham, czytam jeszcze raz. Nie potrafię inaczej. Twoja audycja ;) Byłabym stałą słuchaczką.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kemotko, ja żurku nie znosiłam w dzieciństwie. Polubiłam dopiero kiedy poznałam Tatusia M. - Jego Mama robi najwspanialszy na świecie i nauczyła mnie taki gotować :-) Teraz bardzo lubię żurek!
    Miłorzęby uwielbiam! Najpiękniejsze liście przywiozłam kiedyś z Rzymu - w tamtejszym Ogrodzie Botanicznym rosną prawdziwe olbrzymy! Jedno z moich ulubionych drzew! A co to za miejsce? Deli Es :-) Wiesz, o co chodzi?

    Monino, ja z właścicielem to miałam nawet sporo okazji, żeby pogawędzić ;-) Nie tylko o literaturze!
    Ale ja z branży literkowej ;-)
    Kiedyś nawet myślałam o takim przewodniku-mejscowniku subiektywnym... Zobaczymy! Może kiedyś?

    Enchocolatte, właściciel faktycznie niczego sobie ;-) A wiesz, że oni (też idąc tropem Hrabala) mieli kiedyś drugą księgarnię - Babmini di Praga (na Pradze, nomen omen!) - niestety nierentowną :-( więc się zwinęli! Na wpis o zupie czosnkowej czekam z niecierpliwością! Kiedyś znakomite zupy czosnkowe serwowała nam ciocia Hedwiga w Bratysławie, ale o przepis nie zapytałam, a ciocia już od dawna nie żyje...

    Delie, :-)

    Agnieszko, naprawdę? Jak miło!

    Zosiu, pięciolinię na uszy nawijać - muszę to zapamiętać! Och, powiem Ci, że marzy mi się bardzo taka autorska audycja! Może ktoś kiedyś spełni to moje marzenie? Może tu zajrzy ktoś ważny z radia? ;-)))
    Ach, i dzięki za podpowiedź!

    Ewo, wiesz co? Nawet nie wiem, co Ci odpisać... Bo to co napisałaś, dodało mi skrzydeł! Dziękuję! Więc pozwól, że odfrunę ;-) Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  10. Maggie, naprawde:) Bardzo lubie Twoje posty z muzyka w tle. I znalazlam juz dla siebie kilka muzycznych perelek. Niektore z Twoich propozycji slucham po kilka razy...i czasem sie przekonam, czasem nie. Tak czy siak masz we mnie wiernego "sluchacza" :) Milego dnia!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)