środa, 29 lutego 2012

po drodze * i kilka słów o 'wstydzie'


jeszcze tylko kawa
po drodze
w miłym towarzystwie
koniecznie
a potem już praca
tylko
i pewnie spacer z psem nad ranem ;-)
łajdak jeden
tak mnie urządzić
dzisiaj jestem niczym zombie

***

i piosenka jeszcze
głos niezwykły
odkrycie
że mam słabość wielką do tego utworu
żadna tajemnica ;-)
więc tu w takim wykonaniu


jak wam się podoba?

***

jejku, aż dwa posty dzisiaj
ale taka data to nieczęsto
chodziłam do szkoły z dziewczyną, która urodziła się właśnie 29 lutego
ciekawe jak to się liczy
dzieli?
mnoży?
zabawne

***

nadal myślę o tym filmie
dobry był
świetny nawet
chociaż coś tam mi zgrzytnęło
bo 'wstyd' to nie jest film wybitny
ale rola fassbendera owszem
wybitna
i bolesna

długo nie mogłam dojść do siebie po 'wstydzie'
otrząsnąć się
po filmie poszłam jeszcze do 'kulturalnej' na wino, ale byłam chyba nieobecna
przynajmniej myślami

co mi nie zagrało?
stanowisko reżysera
że przykazał mi potępiać
może i żałować
ale jednak potępiać
bohatera, świat, nas ludzi
kilka mocnych scen
przejmujących
grymas twarzy fassbendera
i napięcie
mulligan też świetna
jak zawsze
jej rola - dziewczyny, która pragnie wszystkiego naraz – prawdziwej miłości, poczucia bezpieczeństwa, chwilowej uciechy, sukcesu, bliskości – i tak bardzo jej to wszystko nie wychodzi...
równie dramatyczna

bach mi nie pasował
naprawdę
to było pretensjonalne trochę
zupełnie nieprzystające
bacha słuchają bałaganiarze głównie
dla kontrastu ;-)
minimaliści i esteci niekoniecznie, hihi

dobrze, że widziałam te dwa filmy jeden po drugim, w krótkim odstępie
'wstyd' i 'sponsoring'
to, co kompletnie nie wyszło szumowskiej, znakomicie się udało mcqueenowi
tak uważam
to, co szumowska liznęła ledwie, mcqueen wybebeszył
i nie chodzi tu o mocne sceny
chodzi o emocje pewne
moje i (w zamyśle) bohaterów

'wstyd' zapamiętam
głównie przez rolę mf
choć nie tylko

wydaje mi się, że znam kilka takich osób
smutne


dobry, naprawdę dobry film
zatem koniecznie


dobrej nocy
zastanawiam się właśnie, jak do domu wrócę
bo w centrum wwy paraliż
podobno
mecz na narodowym









trochę słońca na dzień dobry
zachodzącego
tak dla przekory ;-)

pzedwczorajsze niebo
urodzinowe
:-)
z kuchennego okna

o 3.35 spacerowałam po okolicy 
odziana w kraciaste spodnie od piżamy
puchową kurtkę męża
futrzane buty (własne) 
i czapkę uszankę
kto ma psa - ten zrozumie ;-)
cudem mnie nie zatrzymano
bo wyglądać to musiałam zjawiskowo
czapkę zdjęłam po minucie
upał
wiosna
ludzie!!!
10 stopni
i to plus
:-)

że do rana oka nie zmrużyłam?
ech, zaczynam się przyzwyczajać powoli
rozdział doczytałam za to
no i dokończyłam pracę ;-)
pożytecznie
nie ma co








dobrego dnia!

mój skończy się dziś baaaradzo późno
o ile się w ogóle skończy ;-)

 1,2,3,4...

a o filmie wieczorem dopiero, OK? 
o 'wstydzie' znaczy się


wtorek, 28 lutego 2012

farby, książki, sentymenty * wczoraj 'wstyd'


 


warsztaty malarskie

trzy kolory
pędzle
i trzy stemple
 dużo frajdy
i dużo sprzątania ;-)


wciąż jeszcze kredki cieszą m. bardziej
pędzlem nie tak łatwo operować
a z brudzeniem rąk ostatnio problem, hehe
czyścioch jakiś z tego m.

ale co tam
'bajki grajki' w tle
i malujemy




 'kot w butach'
nawet nie miałam pojęcia, że znam ten tekst na pamięć
duże fragmenty
z ulubionej mojej książeczki brzechwy z dzieciństwa
która zapodziała się gdzieś w naszym domu i nie mogłam tego przeżałować
jednak znalazłam egzemplarz - w dodatku dużo mniej wysłużony - na półeczce u babci b.
no i przygarnęłam
teksty znam na pamięć
no i ilustracje
ileż godzin spędziłam w domu mojej babci, na podłodze z blokiem rysunkowym, przerysowując te wszystkie wymyślne suknie dam z balu kopciuszka
wymyślałam im imiona, pamiętam
klotylda, rozalia, eulalia, honorata, petronela
takie właśnie


a'propos - prowadziłam też w dzieciństwie taki 'atlas koni' - duży zeszyt, do którego przyklejałam pocztówki z konikami ;-)
wszyscy mi takie pocztówki kupowali, pamiętam
na jednej stronie jeden koń
wymyślałam im imiona
fajna to była zabawa
potem miałam podobny zeszyt ze zdjęciami psów
też z pocztówek

i jeszcze taką teczkę miałam
w której gromadziłam kolorowe papierki po słodyczach ;-)
po czekoladach
najcenniejsze były te ze szwecji
no i z francji
jejku, ależ to były śmieszne czasy ;-)
śmieszne i straszne zarazem
jajku, jak to dawno było...

ostatnio, porządkując stare pudła w piwnicy u mamy, natknęłam się na kilka 'archiwalnych' papierków po donaldach
tych z historyjkami
po co ja to przechowuję? wyrzucić powinnam

no to tyle dzisiaj

no może jeszcze taka 'litografia' na koniec :-)
byk jak nic
prawda?
odbijam prace m. na czystych kartkach
 no i tak to wygląda


miłego dnia!

***

widziałam 'wstyd' wczoraj
no i trochę dojść do siebie po tym filmie nie mogę
serio
w głowie mam bałagan teraz
i bardzo mi źle

w dodatku od rana walczymy z jakimś paskudnym wirusem
katarem
i kaszlem
zalegamy w domu
zamiast działać zgodnie z planem
czyli po świecie włóczęgę uskuteczniać
w miłym towarzystwie
ech, szkoda...

jutro coś o 'wstydzie'
a na dziś to tyle

poniedziałek, 27 lutego 2012





kilka najzwyklejszych pocztówek
skądś tam
rejestr paru dni
spędzonych
po swojemu

na luzie
w ciszy
i bez fajerwerków










***


taki ogród na dachu
marzy mi się
coraz bardziej
polne kwiaty
i miłorząb
białe okna ze szprosami
i podłoga przedwojenna
koniecznie skrzypiąca
wielkie, wielkie drzwi
i pokoje w amfiladzie
ach
no jest temat :-)
jest

***

piosenka
którą uwielbiam
którą nucę
z rękami w kieszeniach
otulona ciepłym szalem
idę
sobie
całkiem sama
idę
w tłumie
then i'd sing cos i know how it feels...
:-)

wróciła zima
ale mam to w nosie
volume up
i już
;-)
od razu lepiej



nina
na wszystko

z życzeniami urodzinowymi dla kilku osób, które dziś właśnie świętują
:-*







piątek, 24 lutego 2012

jeszcze * turkus


 


marzy mi się jeszcze więcej turkusu
i piękna serwantka na moje zbiory
na ceramikę
którą uwielbiam
którą gromadzę
i od której tak przyjemnie się uzależniać
póki co poukrywane mam wszystko w kuchennych szafkach i... pod łóżkiem
marzą mi się ze cztery pokoje jeszcze ;-)




 na weekend zostawiam was z taką melodią
fajna do samochodu



za moim oknem
różnie
wiosna przyjdzie
albo i nie ;-)
chyba nie mam na to wpływu
i tak
znikamy
stąd
na kilka dni
moje tulipany zwiędną
trudno

  do zobaczenia zatem! 

wypoczywajcie

czwartek, 23 lutego 2012

bb * no to teraz ja ;-)


a miałam kontynuować tematy turkusowe dzisiaj ;-)

ania sprawiła jednak, że moje myśli pofrunęły w zupełnie inną stronę
i jestem jej za to wdzięczna
bardzo

od wielu miesięcy obiecuję sobie zabrać was na spacer po bb
po moim rodzinnym mieście
i jakoś nie potrafię
nie potrafię być turystką tam
czuję się tak bardzo 'ridiculous' fotografując te wszystkie 'moje' uliczki
'moje' zakątki
moje
i nie moje
już

za każdym razem, kiedy je odwiedzam, zdają mi się moje coraz mniej
to przygnębiające
ale już tak jest
musi tak być

to jedyne miejsce na świecie, za którym tak bardzo tęsknię
i o którym tak często myślę

to jedno zdjęcie
przykleiłam na lodówce
dla mnie wyjątkowe
pracownia, z okien której zostało zrobione, należała do mojego chrzestnego taty
lubiłam ten widok
najpiękniejszy* w całym bb
na góry, na teatr, na starą pocztę, na mury obronne wokół zamku

każdego ranka zastygam na moment
i patrzę
i trochę tęsknię
i trochę tam jestem
przez chwilkę chociaż

i ta stara pocztówka
wyszperana w którymś antykwariacie
często śni mi się takie bb
przedwojenne
którego nie mogli znać nawet moi dziadkowie
  do bb zjechali po wojnie dopiero
z kresów
ale mnie się ono śni

znam je na wylot
i nigdzie indziej nie czuję się tak bezpiecznie
i tak bardzo u siebie
nie chodzi nawet o te góry chyba
o bruk tu chodzi
o kilka uliczek
najpiękniejszych w świecie
o lody w delicjach
i o fontannę na placu chrobrego
o ulicę mickiewicza
o schodową
o grunwaldzką
i o willę sixta
o banialukę
o tę ruchomą wystawę u zegarmistrza
o cygański las
o kolejowy tunel pod hotelem prezydent
o rzekę, nad którą płaczą najpiękniejsze wierzby
o okrągły mostek
i o wszystko inne
o czym jednak dzisiaj na pewno nie napiszę, bo już mam mokre oczy

ale ponieważ lubię tęsknić, dobrze mi i tutaj ;-)
3.40
tyle czasu zajmuje mi dotarcie tam
nie tak wiele, prawda?

aniu, dziękuję...

na drugim zdjęciu u ani uliczka
bardzo szczególna
tuż obok mieszkałam...
i każdego dnia tamtędy przechodziłam
każdego!

heidi wspomniała o fotografie
który przy tej uliczce miał swój zakład
fotografa już tam nie ma :-(
legendarny mistrz glondys!
zrobił mi najpiękniejsze zdjęcie portretowe ever :-)
do maturalnego tablo - mam je jeszcze na dyplomie 
 to już bardzo starszy pan, jest pacjentem mojej mamy i ilekroć siada w poczekalni, zagadują go inni pacjenci, wyjmując z portfeli różne zdjęcia - jego autorstwa :-)

przy tej samej uliczce
mieszka b.
kobieta almodovara ;-)
prawdziwa artystka
odrobinę niespełniona
z nieodłącznym papierosem
w dłoni
z cygaretką taką
uszyła mi sukienkę ślubną
i podarowała ją 
w prezencie
naprawdę

tyle o bb
dzisiaj
może kiedyś będzie więcej

jest taka książka ewy kuryluk 'goldi'
niełatwa
jest w niej dużo o bb
i o wwie
i o jeszcze jednym mieście
bardzo dla mnie ważnym

dobrego dnia
nie mam piosenki na dzisiaj
ale od rana słucham annie lennox
poprawia mi humor
bo staram się nie zerkać w okno
strasznie jest
od rana leje
i wieje
dzisiaj u nas naleśniki
:-)

jutro wrócę do turkusów, ok?


*) równie piękny widok miałam z okien naszego mieszkania
na całą starówkę, na wieże siedmiu kościołów i na pasmo klimczoka
widok z okna - ważna rzecz
a może by tak tę moją leicę wypróbować w bb?
hmmm...



środa, 22 lutego 2012

turkus

na dobranoc plama turkusu
na dobre sny
i dobre jutro

i jeszcze coś takiego...
z płyty, którą bardzo się od wczoraj cieszę :-)







ech, no uwielbiam te wszystkie muzyczne podarunki od Tatusia M.
a zwłaszcza takie niespodzianki

***

śpijcie dobrze

powoli wrzucam do torby moje szpargały i długopisy
dopiero za chwilę kończę pracę
i wychodzę


późną nocą, już w domu, zaparzę herbatę
i będę słuchać danielssona
o tak
i przymierzę sukienkę
 nową
wiosenną
i buty
też nowe
czekają od poniedziałku
nierozpakowane
zupełnie niezasłużenie ;-)
bo ładne są
nawet bardzo


do zobaczenia

Ze spaceru... O spotkaniu z sarną :-)



Kilka migawek zatem...

Tamtego dnia spojrzałam w oczy sarnie. Po raz pierwszy z tak bliska. Po raz pierwszy z tak bliska w naturze, nie w zoo!
Razem ze starszym Braciszkiem M. wybraliśmy się na długi spacer - do sadu, na łąki, przez zagajnik... 
W jedno z moich ulubionych miejsc, u podnóża gór niemalże... Zabraliśmy ze sobą psa naszych Przyjaciół i ten zerwał się ze smyczy nagle - pognał za dzikim zającem.

Najpierw próbowaliśmy go dogonić. Bezskutecznie. Za zwierzyną pognał przecież...
Więc straciłam głos na parę godzin - tak się za psem wydzierałam ;-) Przy minus czternastu!
Ale się udało. Wrócił.
W samą porę go schwyciłam - bo sekundę później ujrzeliśmy sarnę!
Na wyciągnięcie ręki była... Dosłownie spod stóp nam wyskoczyła - zza najbliższej wierzby. Niezwykłe przeżycie. Zdecydowanie piękniejsze dla nas niż dla niej... Bo w jej oczach widoczne było jedynie błaganie... Stała nieruchomo, sparaliżowana strachem. Dziwnie się poczułam...
Mocno schwyciłam psa i sarna po prostu odeszła.
Długo jeszcze staliśmy tam z M. i z psem na krótkiej smyczy - podziwiając sarnę mknącą już na horyzoncie... Nie mogliśmy słowa wykrztusić z wrażenia.
Najpierw pożałowałam, a potem się ucieszyłam, że w odruchu nie sięgnęłam po aparat...



Powyżej staw - zamarznięty i pod śniegiem! Dawno temu jeździłam tu na łyżwach ;-) A jeszcze wyżej - sad, z którego pochodzą najwspanialsze i najzdrowsze owoce pod słońcem!!!


Przypomniał mi się taki film sprzed lat. Hipnotyzujący. Z wystawy w Zachęcie. Choć - przyznam szczerze - wielką fanką wideo artu nie jestem ;-) - ten jeden zrobił na mnie potężne wrażenie... Oglądałam go i oglądałam, i przez długie kwadranse nie byłam w stanie przerwać tej projekcji, choć film trwał ledwie kilka minut. Ale wessał mnie i oczarował - światło i kolejne kadry, brzmienie fortepianu... Szczególny był jego klimat - subtelna opowieść, muzyczna narracja, dwie kobiety siadające kolejno po sobie do instrumentu, piękna willa w stylu modern, stłumione odgłosy wieczoru, no i sarna, zakradająca się nocą pod okna, krążąca wokół basenu. I tak da capo, da capo - kolejne takty, ujęcia, noc, dzień, noc dzień... I ta sarna stanowiąca clou projekcji...
Szukam tego filmu wszędzie, choćby wzmianki o nim. Nie zapamiętałam, niestety, kto był jego autorem. Lub autorką. Bo wydaje mi się, że to była kobieta. Pamiętam nawet plakat z tej wystawy, szukałam w archiwum Zachęty (które kończy się niestety na 2006 r.), w trzech językach szukam w googlu i nic, nic, nic... Zadzwoniłam już do E. - bo ona w temacie biegła ;-) No i w dalszym ciągu nic... Chyba umówię się na spotkanie z jakaś kuratorką z Zachęty :-)
Już się nawet zastanawiać zaczęłam, czy ten film mi się nie przyśnił... No wszystko możliwe ;-) bo dziwne sny miewam...
Ale może ktoś z Was widział ten film? Może w CSW to było, nie w Zachęcie? Może ktoś mi pomoże?


Pies uciekinier ;-) I wieeeelki przytulak :-) Ma na imię Cyrus i jest wielką miłością Starszego Braciszka M.



M. w topinamburze :-)
M
No i Braciszkowie razem :-)


Miłego dnia Wam życzę! To już chyba ostatnie zimowe migawki w tym sezonie tutaj ;-) Mam nadzieję! Bo mam zamiar buty już do szafy schować... Te zimowe!
Choć kiedy wczoraj wieczorem wracałam do domu i z nieba uparcie sypał śnieg, a w dodatku dął nieprzyjemny, zimny, mroźny wręcz, wiatr, zaczęłam w tę wiosnę wątpić :-(
Ale niech już nadejdzie w końcu i basta!


wtorek, 21 lutego 2012

Na słodko :-) I trochę o filmach...




Wydawało mi się, że najlepsze w życiu faworki zjadłam rok temu, kiedy K. i M. zjawili się z Hanią w ostatni weekend karnawału AD 2011 z wysokim stosem własnoręcznie wyrabianych i pieczonych. Myliłam się. W tym roku przeszli sami siebie!!! M. wałkował i tłukł (sic!) ciasto, a K. jest autorką (wciąż udoskonalanego) przepisu, odpowiedzialną za formowanie i smażenie. Niesłychani są! A ich faworki nie mają sobie równych!!! Wiem, co mówię - na faworkach znam się świetnie ;-) Te dwa cudem udało się przechować do sesji, hihi!
W przyszły roku postanowiliśmy dołączyć do karnawałowej trupy kulinarnej ;-) a K. obiecała nawet zdradzić mi sekretny przepis! Ha!

Karnawałowa rozpusta...
Ostatni taki weekend ;-)


Moim wkładem były kruche :-)
Ale za rok może z pączkami spróbuję, kto wie?

***

Niedziela w kinie, spacer w deszczu :-( oraz torcik bezowy na osłodę ;-) Bo przemokłam na spacerze, a na filmie wynudziłam się jak mops ... Naprawdę, ani mnie nie zniesmaczył, ani nie poruszył. Raczej znużył, serio... Nic pewnie odkrywczego na temat 'Sponsoringu' tu nie napiszę, więc odsyłam do recenzji, pod którą mogę się obiema rękami podpisać.
Spodziewałam się filmu popisowego, tymczasem obejrzałam film daremny... Z którym Szumowska spóźniła się najmniej o dekadę. A sama realizacja - choć bardzo przyzwoita - na kolana mnie naprawdę nie rzuciła... Po '33 scenach', które poruszyły mną potężnie, 'Sponsoring' okazał się - jak dla mnie - filmem letnim, traktującym temat naskórkowo ledwie... Tak go odebrałam. W dodatku od pierwszej sceny irytowała mnie jedna z bohaterek - a raczej odtwórczyni roli, Joanna Kulig, aktorka, którą teraz chyba wszyscy się zachwycają, a ja po prostu nie mogę jej strawić... Jakoś tak 'na skróty' grała, trochę efekciarsko i w istocie w ogóle niczym mnie nie zabolała. Wrrr! Juliette B. - poza tym, że obnażyła całkiem nagą twarz (Naprawdę chapeau bas! Choć nawet bez makijażu jest niewiarygodnie piękna!) - zmęczyła mnie swoją postacią... I jedyną scenę, która utkwiła mi w ogóle w pamięci (jedna z finałowych, wokół stołu), ukradł Andrzej Chyra tym swoim obezwładniającym spojrzeniem. Więc tyle o filmie... Ale może to ze mną jest coś nie tak, bo wiem, że wielu osobom się podoba.


Za to gorąco polecam inny film, który właśnie obejrzałam - 'Musimy porozmawiać o Kevinie' - z niesłychaną Tildą Swinton. Aż słów mi brak dla opisania jej znakomitych ról - niedawno przypomniałam sobie taki film Erica Zonki sprzed kilku dobrych lat, pt. 'Julia'. Ktoś może widział? Nie był to film szczególnie głośny, ale rola Swinton - nie do zapomnienia!
O recenzję 'Musimy...' się bynajmniej nie pokuszę... Boję się zaryzykować stwierdzenie, że w zamyśle autorki nie był to wyłącznie psychologiczny thriller. Bo trochę mi pachniało grą z konwencją momentami, ocierało się o horror nawet - dlatego też nie potrafiłam w pełni chłonąć dramatu sytuacji. Ale sprawdźcie sami. Bo sama Swinton fenomenalna!

W niedzielę wybieram się na 'Wstyd'. I na 'Artystę'. 'Róża' i 'W ciemności' wciąż coś mi z kolejki wypadają...





OK, trochę dużo dziś tych zdjęć słodkości, no ale przecież dzisiaj ostatki.
Wybieramy się zaraz z Małg i K. na długi spacer... A po spacerze będziemy się grzać przy kominku :-) I w ogóle będzie nam dzisiaj dobrze, o!
Wczoraj też nam fajnie było! Iście karnawałowe szaleństwa - z psem i z Dzieckiem, i z Tatusiem M. :-) Tańce i wygłupy, a nawet fikołki! Jakoś tak Annie do nas przemówiła ;-) Klasyczną edycję jej 'Medusy' moja Mama dostała kiedyś w prezencie od swojego Brata i - mówiąc szczerze- przywłaszczyłam sobie tę płytę natychmiast, hahaha! I uwielbiam ją do dziś! Za to niedawno nabyliśmy tę wersję live z plenerowego koncertu w Central Parku. Równie świetna, co wydanie studyjne! Udało mi się również zdobyć DVD z tego koncertu - jak Annie świetnie tam się prezentuje w tej szkockiej kracie! Wow! A moim ulubionym kawałkiem Annie z tej płyty jest 'Train in Vain'  The Clash! O, to też jedna z TYCH piosenek na karnawał! I w jednej i w drugiej wersji oczywiście!

Z kolei tę piosenkę Annie dedykuję (z przymrużeniem oka!) jednej takiej Dziewczynie, której się własne zmarszczki coraz mniej podobają ;-) Dodam, że nieliczne ;-)))

(To dlatego wczoraj zapytałam, czy ją lubisz!) ;-)



Jutro zabiorę Was na spacer w jedno takie piękne miejsce... Jedno z moich ulubionych :-) Blisko gór...
A więc do zobaczenia!