piątek, 23 kwietnia 2010

Są i ryby!





To srodkowe zdjęcie przywodzi mi na mysl okladkę do SHINE Joni Mitchell - fotografię ze spektaklu "The Fiddle and the Drum" Alberta Ballet.
Omal nie umarlam kiedy się dowiedzialam, że ten projekt Wielkiej Joni ukazal się w serii Starbucksowej - Joni i Starbucks??? Widać takie czasy...
Ale plyta oblędna... Chyba nawet ulubiona...
Hmm, są tu jacys milosnicy Joni Mitchell???

Jutro popracuję nad tagami. Będzie też taki:
DŹWIĘKI
Albo jakis inny... Bo u nas się duuuużo slucha. I gra.

W każdym razie SHINE to przepiękna plyta. A o Joni będzie więcej. Ale później...
Teraz idziemy na spacer :-)

A ryby byly fajne, z kolei zdjęcia znowu slabe - coż, wybaczcie, pchnęlam w diably tę instrukcję i probuję na czuja... Zachęcily mnie czyjes slowa, że "zdjęć nie robi się aparatem, ale emocjami"... Hmm, widocznie mam jakis problem z ich wyrażaniem ;-)
Uczę się i uczę... Będzie lepiej!
W temacie fotografii oczywiscie :-)
Milego dnia!

PS. Nadużywam emotikonow. To pewnie też wskazuje na jakis problem ;-) Wrrrrrr...

5 komentarzy:

  1. ja, ja, ja! lubię Joni!
    A Starbucks, no cóż:(
    Słabe zdjęcia??? Pozwól, że nie skomentuję:)
    Są świetne. Pierwsze, wow!

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę? Z tą Joni? Och, jak cudnie!!! Pełne porozumienie literacko-muzyczne :-) Wow!
    A co do zdjeć - dzięki za miłe słowo, ale jednak obstaję przy swoim... Brakuje im wiele...

    OdpowiedzUsuń
  3. No, a wiesz kiedy polubiłam, poznałam. Po obejrzeniu filmu "To właśnie miłość". Gdzie Emma Thompson płacze przy tej piosence. Nie z powodu piosenki oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miało być przy JEJ piosence.

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, Delie, niesamowite - ja Joni znałam dużo, dużo wcześniej, ale w tej bardziej rockowej czy rockowo-folkowej odsłonie... I to tak średnio na mnie działało... Aż poznałam Joni liryczną... Bardziej jazzową... Przejmującą... I moja miłość do Joni narodziła się właśnie WTEDY - kiedy Emma Thompson/Karen odpakowuje pudełeczko pod choinką... Jeszcze przed wyjściem na szkolną uroczystość... Film uwielbiam - oglądam go co Gwiazkę... Kocham Alana Rickmana w roli Harry'ego, męża Karen... Kocham tę parę! Kocham scenę w samochodzie - dzieci w przebraniach morskich potworów... Film może nie z "najwyższej półki", ale kocham go nieprzeciętnie! Jest w nim wszystko o nas, o świętach, o życiu... O Joni będzie więcej, obiecuję... To niesłychane - z tym blogiem, z Joni i w ogóle! Te Twoje komentarze - czytasz w moich myślach???
    Ale się rozpisałam ;-) Niech mnie!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)