czwartek, 24 czerwca 2010

Deszcz. Radziejowice. A także krótka wycieczka do pokoju nr 34.


Lato.
Radziejowice.
Letni, leśny domek.
Na skraju Puszczy Jaktorowskiej.
Nad rzeczką Pisią Gągoliną ;-)
Nad jeziorkiem.
Tylko czeka na nas…

A my wciąż tutaj…


A tam sosny po niebo.
Czekają…



Zdjęcia zeszłoroczne.
Oczywiście.
Póki co, winogrona tyci tyci…

<

Dziś deszczowo.
I dlatego bardzo za Radziejowicami zatęskniłam.
Bo lubię tę naszą leśną przystań nawet kiedy pada.
Może dlatego, ze kiedy pojechałam tam po raz pierwszy padało właśnie…

Kiedy deszcz bębni o parapety…
Jest przepięknie…

Kiedy mija popołudnie na poddaszu. Deszcz dzwoni w rynnach. Deszcz dzwoni nad głowami.
Kiedy okna mimo deszczu otwarte są na oścież.
Kiedy w perspektywie spacer – w kaloszach…
Kiedy w dzień deszczowy wokół cicho, kameralnie…
Kiedy drzemka poobiednia na tarasie. Mimo deszczu.

I ten zapach... Nie do opisania.
Tak las pachnie tylko tuż po deszczu…

PS. A dziś na obiad bób. Z koperkiem. Ubóstwiam!!!

***

A wczoraj spotkanie z A.
Z moją dawną współlokatorką z czasów studenckich. Współspaczką (uwielbiam to określenie!) z akademika…
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Wybrałyśmy się na długi spacer i starały się naprędce streścić sobie wzajemnie (w wielkim skrócie) nasze dziewiętnastoletnie życia :-)
Natychmiastowe porozumienie. Chemia. Od pierwszego wejrzenia.

Dziś spotykamy się regularnie nad porządną latte i wspominamy te niemal już pradawne czasy ;-) Brać studencką. Akademik.
I dużo rozmawiamy też o naszym TERAZ. O Dzieciach. O przedszkolno-szkolnych planach (Synek A. ma już ponad 4 latka!). O Domach. O wakacjach. O wszystkim.
Uwielbiam te nasze spotkania…

Zawsze się zastanawiam, czy to możliwe, że przez te dziesięć przeszło lat nic a nic się nie zmieniłyśmy. Przynajmniej A. ;-)
Wciąż widzę w niej tę szeroko uśmiechniętą Dziewczynę, która otworzyła mi drzwi pokoju nr 34 i sprawiła, że okrutnie stremowana, wystraszona i przejęta wszystkim nowym i nieznanym, w jednej chwili przestalam się czegokolwiek bać i uśmiechnęłam się równie szeroko. A już wszystkie lęki odpuściły, kiedy okazało się, że A. uczyła się w tym samym liceum, co mój Tato. A jeden z najbliższych kumpli mojego Taty uczył ją historii. Jakoś się zrobiło swojsko. Familijnie. Bezpiecznie.
A jak wyciągnęłyśmy z naszych załadowanych plecaków płyty i okazało się, że część z nich się dubluje, to już naprawdę byłam w Domu.
I do dziś mam kilka takich płyt, które nieodwołalnie kojarzą się z A.
I z pokojem 34.


Ale długie to postscriptum ;-)

14 komentarzy:

  1. fajnie mieć takie miejsce, do którego lubimy wracać .. chociażby dla zapachu, wrażeń ...

    fajnie mieć osobę, którą można nazwać np. "Współspaczką" ..

    fajnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak pięknie:))) A te bajkowe drzwi obrośnięte winem, to drzwi do Waszego domku/ogrodu? Wspaniałe. Bardzo mi się podoba. I jak plastycznie opisałaś ten deszcz. I wszystko!

    A w taką chemię od pierwszego wejrzenia wierzę. Bo jej doświadczyłam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Radziejowice-Szczęśliwice. Cudownie mieć takie miejsca...
    Zdjęcia prze-piękne. Słowa prze-piękne...
    A takich spotkań i takich znajomości/przyjaźni nie sposób przecenić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Siedząc przy sztucznym świetle zatęskniłam za lasem i zapachem deszczu i tym światłem....
    A co do spotkań przy porządnym latte - uwielbiam i to połączenie dusz, któremu niestraszne są zawirowania życiowe i dorastanie.

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. no to zapraszam do siebie :)
    u nas słoneczko, ciepełko, milusio....

    OdpowiedzUsuń
  6. Pieknie ten deszczowy klimat opisałaś...ech i ten domek nad jeziorem...marzenie :)

    A taką przyjaźń też mam...bezcenna :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten domek to chyba wspaniale miejsce na deszczowe i sloneczne dni i taka przyjaciolka rowniez bezcenna... Pozdrawiam. M

    OdpowiedzUsuń
  8. Najwyraźniej nasze Radziejowice wszystkich wprawiają w zachwyt :-) Coś w tym jest!
    Dziękuję za wszystkie, wszystkie miłe słowa :-)
    Serdecznie pozdrawiam!

    PS. A te wrote winem oplecione to niestety nie do naszego ogrodu... Do sąsiadów...

    OdpowiedzUsuń
  9. Ach, no i witam tych, którzy tu po raz pierwszy...
    Bardzo, bardzo mi miło...

    OdpowiedzUsuń
  10. Winorosl mnie oczarowala, az chce sie przejsc przez te drzwi, albo choc usiasc pod tymi kisciami, zamknac oczy i po prostu...byc:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Tak, ta obrośnięta winem furtka niczym wrota do zaczarowanego ogrodu... Do tajemniczego ogrodu...
    Patrycjo, jak miło Ciętu widzieć!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. Piękne fotografie, klimatyczne.
    Pozdrawiam i dziękuję za wizytę u mnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Raincloud, ja również dziekuję za wizytę :-)
    Odkryłam przed chwilką Twojego drugiego bloga i - o rany! - jest zachwycajacy!!! Łowisz prawdziwe perełki i uzupełniłam potężne luki dzięki Tobie... Bo dawno już nie szukałam czegoś nowego w malarstwie, w sztuce... A kiedyś to lubiłam - takie łowy...
    Pozdrawiam i dziękuję!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)