wtorek, 15 czerwca 2010

A dzisiaj...

A dzisiaj było tak:


No niestety, morza za rogiem jak nie było, tak nie ma… Za to jest jeziorko. No prawie, prawie za rogiem… Ale jak mocno wychylę się przez kuchenne okno to je (prawie) widzę! A jak się pospieszę, to w niecałe pięć minut już siedzę na pomoście… I mogę sobie patrzeć ile zechcę na miniaturowe żabki skaczące po ścieżce. Na przykład ;-)


A mój Syn w tym czasie nawiązuje pierwsze przyjaźnie na placu zabaw. Dziś z Alą. Z Filipem. I z Basią. Może to trochę za wiele powiedziane „przyjaźnie”, zważywszy na to, że M. jeszcze samodzielnie nie chodzi, nie mówi zbyt wiele, a wszystkie dzieci na placu są zdecydowanie starsze ;-) ale mimo to można się z nim pobujać na konikach, zjechać wspólnie ze zjeżdżalni, zajrzeć do zapiaszczonego domku…



A jedna z dziewczynek powiedziała, że bardzo jej się podoba imię mojego M.
Miło!
Spędziłam więc na placu zabaw trochę czasu. Posłuchałam opowieści o Hello Kitty, o zaczarowanym cukierku miętowym (?), o Babci, która potrafi wróżyć z dłoni, o tym, jak szkoda, że nie ma danonek o smaku cukierków (miętowych?), itp. Fajnie!
Mój Syn za to nie dał się oderwać od huśtawek. Aż płakał, zmęczony i śpiący, ale tak baaardzo nie chciał wsiadać do wózka. Potem próbował zjeść trochę tamtejszego piasku, który jednak konsystencją przypominał bardziej glinę ;-) w każdym razie miała miejsce próba wylizania łopatki do czysta.



W końcu zasnął i trochę drzemał nad jeziorkiem. A ja obserwowałam te miniaturowa żabki!
I czytałam trochę.


A po powrocie do domu M. odkrył nową zabawkę. Spryskiwacz do kwiatów. Pełen wody! Psikałam mu tym po rączkach – aż piszczał z radości! A potem bawiliśmy się szczotką do włosów. Bo teraz największa frajda to czesanie zabawek. M. najpierw próbuje uczesać sam siebie (oczywiście odwrotną stroną szczotki!), a potem rusza do ataku ;-) i czesze pluszową żyrafę, miśka Zygmunta, a także cymbałki ;-) Obłęd!
Zmieniły się też typy literackie mojego Syna. Już żaden tam Freud czy Raczkowski. Teraz wertuje stare Notatniki Teatralne (BTW, ach jak bardzo do teatrów tęsknię… Chyba najbardziej…Wędrując po centrum gapię się z tęsknotą na te wszystkie plakaty, przeglądam recenzje, jestem na bieżąco z repertuarami moich ulubionych scen i… tyle. Jakoś ciężko się nam teraz zorganizować…), lubi też przeglądać mapy drogowe ;-) i niestety dorwał się do półki z literatura fachową Taty… Oj, niedobrze… ;-)

I popołudnie zrobiło się leniwe. Z Joao Gilberto. Z Ana Caram. Z udaną Lost Session Stana Getza. Z bossami. Ciekawe, nie jestem jakąś szczególną miłośniczką południowych rytmów, a jednak… Dziś mną zakołysało! I to jak!
Słuchamy sobie zatem rozbujanych Francuzów z Gabin (moje odkrycie sprzed tygodnia!), słuchany bosskiej Libelle ;-) W ogóle mnóstwo słuchamy. Mało, zdaje mi się, piszę tutaj o muzyce. W sumie nie wiem dlaczego. Przypuszczam, że z obawy, że utonę w temacie. Bo muzyki u nas dużo. Mnóstwo! Słuchamy nieustannie.
Ech, muszę pomyśleć w końcu o otagowaniu mojego bloga… Jak się za to zabrać? Z tagiem DŹWIĘKI będę miała problem. Tyyyle bym chciała o dźwiękach tutaj pisać. O tym, czego słuchamy. Każdego dnia.
Dziś Savalla. I właśnie Francuzów z Gabin. I Me’shell Ndegeoncello. I Mahlera. I brazylijskiej Elliane Elias. I Buffalo. I Ravela. I Truffaza. I Cassandry Wilson. I Kath Bloom. Czyli nieprawdopodobny miszmasz ;-)

A sobotniego koncertu w Teatrze Wielkim, na który nie idę, nie mogę wprost przeżałować…
Wrrrrrr…
Za to mam inne plany na weekend. Równie fajne! Albo nawet fajniejsze niż jakiś tam Gustavo Dudamel ;-)

PS. I słuchaliśmy dziś dużo Lisy Ekdahl. Ajjj, jak ją lubię. Jest taka very, very skandynawska. I taka bardzo, bardzo Jackpot&Cottonfield ;-) I taaaka śliczna. Jak Lisa z Bullerbyn. Tyle, że blondynka ;-)
Hmm, jak tylko opanuję wprowadzanie linków tutaj, to będziemy się łączyć z youtube, obiecuję! Na przykład z Lisą Ekdahl i jej http://www.youtube.com/watch?v=p4NSoDfhhO0

5 komentarzy:

  1. Jak ja lubię te Twoje opisy. Te o czasie z M. i te o muzyce. Notuję nazwiska w notesie, bo większość niewiele mi mówi. Będę szukać tych rytmów. Nie znam się na muzyce zupełnie. Lubię muzykę, ale nie jestem na czasie ani z nowościami, ani z niczym;)

    Ja też mam fajne plany na weekend;)

    A, i gdzie jest takie jeziorko z pomostem. Zaintrygowałaś mnie. Bardzo mi się podoba to zdjęcie pomostu odbijającego się w wodzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. podczytuję, podczytuję...a dziś ten opis jeziora i żabek mnie rozbroił, i opowieści o miętowych cukierkach :-D
    Czekam aż zbędę mogła w trakcie czytania posłuchac twoich rytmów :))
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pieknie jak zwykle, syn moj mlodszy tez piasek zajadal i wcale mu to nie przeszkadzalo a muzyke tez lubie ale od dluzszego czasu mam wiele zaleglosci bo wciaz halas i zawsze cos i tak juz od kilku lat... Lise tez czasami slucham, mam kilka plyt i wspaniala Elliane Elias i inne i w ogole pozdrawiam Cie bardzo serdecznie... :-) M

    OdpowiedzUsuń
  4. łatwo dodać link :) naprawdę :)

    fotki super! i dzień fajnie spędzony!

    OdpowiedzUsuń
  5. Delie, z przyjemnościa zostanę Twoim muzycznym przewodnikiem :-) Mam nadzieję, że i tu nie rozminiemy się... A jeziorko njest naprawdę "za rogiem" - zapraszam w sobotę :-)

    Anik, witam na pokładzie :-) i dziękuję za te miłe słowa! I zaraz biegnę "do Ciebie". I pozdrawiam!!!

    Mamsan, bardzo mnie pocieszyłaś w temacie apetytu dzieci na piasek ;-) Lisa jest super, prawda? Ma taki obłędnie dziewczęcy głosik... Uwielbiam! Jest zupełnie jak z Bullerbymn :-) Pozdrawiam równie serdecznie!

    Ellemo, to ja się zgłoszę po instrukcje, dobrze? Jesli sobie sama nie poradzę ;-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)