Na dobranoc kawałek słońca.
I Joni*.
Na koniec udanego dnia...
Cisza. Przed chwilą pożegnaliśmy gości. Udana kolacja z wytrawną tartą i odrobinę arachidowym brownie :-) I z dużą ilością czerwonego wina...
A teraz Joni. I dwie książki na dobranoc (jeszcze nie wiem od której zacznę!). I ostatni łyk wina...
*) Zarzekałam się, że o Joni będzie więcej... Będzie! Jesień sprzyja Joni. Dziś klasyka, ale w wersji live. Ileż bym dała za taki koncert! Bardzo, bardzo o tym marzę...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Oj, jak mi się to zdjęcie podoba. I Joni też:)
OdpowiedzUsuńKupiłam Oates, ale jeszcze nie zaczęłam. Skończyłam "Pary" Updike'a. Myślę, że odważny był wydawca, który to wydał w latach 60tych w Ameryce:)
PS Wiesz, że myślę "Joni" widzę ZAWSZE "Emmę Thompson":)
Delie każdy fan tego fantastycznego filmu będzie widział Emmę i jej stłumiony płacz na łóżku:(
OdpowiedzUsuńmartu, a wiesz, że ja nie widzę płaczącej Emmy, tylko Emmę tłumaczącą Rickmanowi za co kocha Joni.
OdpowiedzUsuńhehehe zimną angielska żonę:)masz rację.Ja akurat te piosenkę konkretnie kojarzę ze sceną ,która wspomniałam:)zresztą to mój ulubiony wątek w filmie.:)ze względu na aktorów ech ten Rickman.no dobra rozgadałam się.
OdpowiedzUsuńWczoraj cała piosenka mi się nie owtorzyła. Wysłuchałam dziś rano przed pracą. I to nie był dobry pomysł. Musiałam jeszcze raz zrobić makijaż.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, o czym piszecie, ale wiem, że MUSZĘ obejrzeć TEN film ;)
OdpowiedzUsuńMusisz, Ewo :-) Koniecznie! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMartu & Delie, o Joni ciąg dalszy dzisiaj :-) Serdeczności!