środa, 5 października 2011

Chłopiec i tęcza :-) czyli spacerujemy...


Czwartek, piątek, sobota, niedziela i dziś…

Jesienna włóczęga przez wszystkie warszawskie parki :-) No, prawie wszystkie…
Ogród Saski, Królikarnia (x2), Agrykola, Ujazdowski (x2), Park Dreszera,Wilanów (x2), Łazienki, Morskie Oko…
No i Ogród Botaniczny przy Łazienkach.
Ach, i jeszcze Ogród Botaniczny na dachu BUW-u…
I Las Kabacki.
Sporo!

Nie pamiętam kiedy ostatnio udało mi się tak nacieszyć, nasycić, wręcz zachłysnąć jesienią! Spokojem parkowych alejek, ciszą skwerów… Kasztany sypały się nam na głowy, z nieba sfruwały pojedyncze liście… Trochę już zrudziało wszystko… Robi się przepięknie… I donikąd nam się nie spieszy...

To jeszcze nie ta jesień zwiastująca zimę…
To ta, którą nie wypada się nie cieszyć… Która przypomina o wszystkich urokach minionego lata! Która łaskawie pozwala spacerować wieczorami, bo wciąż ciepłe są wieczory…
Wspaniały to czas!

Urocza ta jesień wyjątkowo…
Szczerze mówiąc nawet nie zaglądam na prognozy.. Co będzie, to będzie. Czasami ważniejsze, co jest! Prawda?

Spacery w przemiłym towarzystwie… Przez kilka dni gościliśmy moją dawną Przyjaciółkę, taką z lat najwcześniejszych… Moją imienniczkę :-) i (prawie) rówieśnicę.
- Nie ma Cioci… - ze łzami w oczach stwierdził M. w niedzielny poranek, kiedy Ciocia już wyjechała.
- Jeszcze nas odwiedzi – pocieszam Go.
Uśmiech rozjaśnia buzinkę M.
A Ciocię zapraszamy znów :-)
Niedziela za to urodzinowa. Urodzinowy spacer w Wilanowie – w towarzystwie Hani i Jej Rodziców :-) Polowanie na kasztany i inne atrakcje…
Potem urodzinowy obiad i słoneczny piknik w Królikarni – w towarzystwie świętującego 24-te urodziny Wuja Toma :-) Tego najukochańszego! Tego, za którym zawsze płacz ;-)
Przed Królikarnią rośnie okazała jabłoń – oj, stareńka… Owocuje nie tak często. W tym roku prawdziwy urodzaj… Zatrzęsienie jabłek! M. zbierał te spod drzewa, a kilka (z pomocą Taty) nawet zerwał z gałęzi! Po czym natychmiast skonsumował ;-) Ech, chyba żadne jabłko Mu nie smakowało tak bardzo jak to własnoręcznie zerwane. Pożarł ze skórką!!! 
Stara, szlachetna odmiana… Nawet na targu już takich nie ma…
Swoją droga ciekawe, ile lat ma ta jabłonka?

Wieczór z kawą, tortem i koszem muffinek (czekoladowo-bananowych – upiekłam je na specjalne Wuja Toma zamówienie!!!). No i płacz przy rozstaniu z Wujem :-( 
Znowu.

Na pocieszenie urodzinowy spacer z Filipem, naszym dobrym psem... Dziesięcioletnim już!


 
A dziś spacer z Delie. I z Chłopcem :-)
Z hulajnogą i harcami w naszym ulubionym Placu Zabaw.
Jeszcze niedawno śnieżyły tam akacje… Dziś z nieba sfruwały hurtowo liście…
- Liściowy deszcz! – wołał Chłopiec!
Znakomite red latte (na bazie rooibosu!), kilka polaroidowych migawek (by Delie), bujanie w hamaku i rysunki kredą. Kreda to najnowsze odkrycie M. I moja wielka bolączka, bo malunki kredą zdobią już całe nasze mieszkanie, hehe!

A teraz moja chwila wytchnienia…. Moi Chłopcy na rowerze :-)
Chwila wytchnienia z Susi Hyldgaard na przykład.
Albo trochę inaczej – z Particie Petibon

Albo z taką piosenką:


I jeszcze w takim wykonaniu (zaskakującym?):


Którą nuciliśmy przez cały weekend! I która z głowy wciąż nie może mi odfrunąć! I dobrze! Bo cudna jest! I w jednej, i w drugiej interpretacji!!!

No to kilka jeszcze migawek... Głównie z Ogrodu Botanicznego. Zdjęcia pstryknięte ze zwykłej 'małpki' - zatem takiej sobie jakości :-(  Ech, no wciąż czekam na mój aparat...
 
Takie zdjęcia 'obuwnicze' powinny być dedykowane Delie ;-) Zatem dedykuję!
Poniżej po prawej kasztan jadalny. Sporo ich w Ogrodzie Botanicznym... Nie sądziłam, że tak obficie owocują w naszym klimacie. Lubicie kasztany? To jeden z moich ulubionych smaków jesieni... Obiecuję oddzielny post na ten temat :-)




Widzicie tę parę poniżej? Bardzo retro :-) On i ona w moim pewnie wieku... Oboje w strojach 'z epoki' - jakby wyjęci z przedwojennego albumu. Bezbłędni! Niezręcznie mi było ich tak obfotografowywać...
A teraz żałuję :-(


I jeszcze Łazienki raz :-)
W sepii i z Pałacem na Wodzie.
Martwię się o tamtejsze wiewiórki... Albo coś ostatnio nie mam szczęścia, albo jakiś exodus... Ni widu, ni słychu :-( A ja tylko orzechy do Łazienek niepotrzebnie dźwigam.
Podobnie z pawiami. Zaniknęły czy jak?
Wiecie coś na ten temat?


I Królikarnia :-)
Jeden z naszych ulubionych zakątków na mapię Warszawy.
Ulubiony z wielu powodów!
Głównie romantycznych ;-)

Cappuccino, stara jabłoń i bukiety z liści...
No i Tata i Syn na koniec :-)
Pstryknięte telefonem!




Takie jabłka w dziuplach - ale pomysł :-)

Spokojnego wieczoru wszystkim!!!
Ach, i dziękuję za wszystkie komentarze pod poprzednim postem! Za chwilę odpiszę :-)

11 komentarzy:

  1. Ale zestaw! I spacerów i zdjęć. Bardzo, bardzo mi się podobają. I te wszystkie detale! jabłka w dziuplach.
    A Ogród Botaniczny - lubię i mam ogromny sentyment do tego miejsca.
    Oczywiście, dziękuję za dedykację obuwniczą:)
    Jesienne mokasyny i u mnie:) Zgrałyśmy się:)
    A dzisiejszy spacer był mi bardzo potrzebny!
    Dzięki wielkie:)
    A Red Latte - doskonała:)

    PS Piszę z pracy;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne zdjęcia:-) O Rooibos Latte jeszcze nie słyszałam, tu popularna jest Chai Latte, więc w sumie dlaczego nie? (b. lubię Rooibos).

    OdpowiedzUsuń
  3. Istny spacerownik parkowy Ci wyszedł!
    Jakie piękne loczki ma M.
    Pawi nie widać bo im piękne ogony "wyleniały" więc się trochę wstydzą i chowają się po krzakach (sama widziałam).
    O wiewiórkach nic nie wiem :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Zatęskniłam za parkowymi spacerami, szczególnie wśród takich starych drzew...
    Niezwykłą mamy jesień! Tylko się nią cieszyć!
    A tak w ogóle słowo "zima" nie powinno tu paść:-))) Oj nie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakos smutno mi się zrobiło...bo na wyspie nie ma takich parków z polskim miejskim klimatem...zateskniłam... :)
    Piekne jesienne dni u was, u nas juz deszcz i szrówka, czas wyjąć kalosze :)
    O, i wiewiórek rudych mi brak - u nas same szare :))
    Fajnie tak wirtualnie z wami pospacerować :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Delie, ależ proszę bardzo :-)
    A spacer faktycznie był super- do powtórzenia!!!

    Aniu, no właśnie muszę powęszyć za jakąś porządną chai latte 'na mieście' :-) Spróbuj z rooibos - red berries :-) Znakomita!

    Enchocolatte, loczki po Mamie ;-)
    To może w przyszłym tygodniu wybierzemy się na jesienny przegląd fauny do Łazienek razem, hmm?

    Margaretko, okej, okej, już zimę wycofuję z treści ;-)
    Jesień niebywała, to prawda!

    Anik, ależ Wyspa z parków słynie przecież! I z zieleni...
    Oj, Anik, coś na smutno ta tęsknota u Ciebie... Głowa do góry!
    Szare wiewióry też fajne :-) Ale jak Ci tęskno do rudej to proszę bardzo: http://lazyhazyafternoon.blogspot.com/2011/01/troche-wstecz-i-gorzki-smak-porazki.html
    Zeszłoroczna :-) Z pozdrowieniami!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Fantastyczne zdjęcia! Tata i Syn -- obłędne! Z M. prawie przedszkolak, taki duży już i włosy ma piękne.
    Przyjemnie spędzacie każdą chwilę. A jesień rzeczywiście obłędna. Właśnie kończę urlop. Tydzień w Göteborgu i tydzień na miejscu rozleniwił mnie strasznie. O pracy staram się nie myśleć.
    Jadalnych kasztanów nigdy nie miałam okazji próbować. Może kiedyś...
    Serdeczności! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. no i zjadło Twój komentarz u mnie! :) sama nie wiem co - no zjadło :)
    piękna tęcza się Chłopcu pokazała, a Ty świetnie to sfociłaś :) też biegamy i korzystamy tej gorącej jesieni póki możemy, bo zaraz zrobi się zimno i szaro, a wtedy na pewno łatwiej będzie usiąść i odpisać na e-mail ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ivi, no to kiedy jakieś relacje z Göteborga? A jeśli chodzi o kasztany - spróbuj koniecznie! Pieczone!!!
    Uściski!

    Olga, to dopisałam, co pożarte zostało ;-) Korzystajcie, korzystajcie... W Wwie już koniec dobrego :-( Przynajmniej na jakiś czas...

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeszcze czegoś takiego nie widziałem PJ

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie moge znalesc obiecanego postu na temat jadalnych kasztanow :) w ktorym parku w warszawie moge znalesc te o to kasztany ? :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)