środa, 8 lutego 2012

O ślimakach na obiad i o podłym nastroju... Czyli o wszystkim bez ściemy ;-)

To dzisiaj jeszcze M. w kilku migawkach. 
No i Cat Power :-) 

To jest absolutnie niewykonalne - godzić całodobową opiekę nad niespełna trzylatkiem - dodam tylko, że absorbującym mocno i dosyć (czyt. wybitnie) ruchliwym ;-)  - z pracą zawodową on-line. Teraz wiem już to na pewno! 
Skłaniam się powoli ku myślom samobójczym ;-) bo w takiej sytuacji nawala się w każdym wymiarze... 
Cóż, czas na 'ochronkę' ;-)))
I jeszcze ten pomysł: że niby na ferie, że wypocznę, że z gór wysokich świat taki piękny... No pewnie piękny, kiedy deadline człowieka nie ściga :-( 
Mam szczerze dość wszystkiego. Nawet siebie. Szczególnie siebie.






A M. w tym wszystkich przecudny... Zawsze, przezawsze uśmiechnięty. No, rozkoszny... 
Muszę chyba sięgnąć po tę książeczkę o mamie, co to w smoka się czasem zamienia... Znacie ją? Kiedyś mignęła mi gdzieś w księgarni czy bibliotece. Wczoraj i dziś stosuję tę metaforę... Że to nie mama, a smok, w którego się zamieniam, tak łatwo traci cierpliwość i tak bardzo się wszystkim irytuje... 
'Mama to nie śmok' - nie dowierza M.
Ech, do bani wszystko. Do bani, do bani, do bani... 
Zła jestem na siebie bardzo. 
 Na to, że nie umiem wypoczywać. 
Że zamiast się wysypiać, to po nocach czytam. 
Że oglądam wciąż filmy, które nie podnoszą mnie na duchu i zamiast koić - gnębią. 
Że po książki sięgam, które zamiast zagrzać optymizmem, nie pozostawiają nawet krzty nadziei. 
Że przy winie, zamiast o pogodzie, mówię o własnych słabościach... I o cudzych słabościach słyszę. 
I tracę złudzenia...
Lub krztuszę się tymi, których stracić nie chcę... 
I jeszcze mój Syn w tym wszystkim. 
Taki słodki, taki nieadekwatny do moich nastrojów - chmurnych i beznadziejnych... 
M., który na ślimaka mówi naleśnik. No i odwrotnie :-) 
Który piszczał dziś z radości, bo na obiad tu 'ślimaki' były ;-) 

A mnie się czasem wyć aż chce, bo nigdy nie sądziłam, że można trwać latami w zawieszeniu, z bólem godzić role nie do pogodzenia, tkwić w rozstroju i rozdygotaniu... A w głowie zamiast równych ścieżek i wypielęgnowanych grządek - chaos i pobojowisko... 
Jakoś tak myślałam, że kiedy Mamą zostanę, to mi się wszystko w głowie wyprostuje. 
W głowie i w życiu. 
Tymczasem pogmatwało się jak nigdy ;-) 
Miało być o macierzyństwie szczerze? No to proszę bardzo! 
Może to wszystko dlatego, że nie umiem rezygnować... Z siebie chyba najbardziej. Z niektórych emocji. Z oczekiwań. Z wyobrażeń na swój temat. I może z nadziei? Sama nie wiem...

Bywam beznadziejna. A może nawet jestem stale... 
Ale może do jutra mi przejdzie ;-) 
Zatem już tylko ta Cat Power na koniec. Piękna jest. Jak Jane Birkin albo Charlotte Gainsbourg. Lubię ten typ :-)



Uwielbiam tekst tej piosenki. Właściwie to mogłabym ją zadedykować wielu osobom, ale jednej dedykuję szczególnie :-) To strasznie wkurzające, że nie nad wszystkim da się zapanować. Że koniec końców okazuje się, że jesteśmy tacy słabi... Ale może to właśnie w nas jest takie piękne? Te wszystkie blizny i niedoskonałości. Już sama nie wiem...

Once I wanted to be the greatest
No wind or waterfall could stop me
And then came the rush of the flood
The stars at night turned you to dust

Melt me down
To big black armour
Leave no trace
Of grace
Just in your honor
Lower me down
That corporate slob
Make a watch
For a space in town
For the lack of the drugs
My faith had been sleeping
Lower me down
In the end
Secure the grounds
For the later parade

Once I wanted to be the greatest
Two faced, sad little rock
When things I couldn't explain
Any feelings
Lower me down
In the end
Secure the grounds
For the lack of the drugs
My faith had been sleeping
For the later parade

















18 komentarzy:

  1. Wpis bardzo na czasie, jeśli o mnie chodzi. I tyle napiszę.
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, nie da się pogodzić, chyba że ma się wybitnie spokojne dziecko/dzieci :-o Ale nie wiem gdzie takie się rodzą ;-))
    Ja też co rusz się przekonuję, że dom powinien być domem, a praca pracą w pracy :-))

    Piosenki mogłabym słuchać i słuchać :-))

    Spokojnej nocy :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie da sie pogodzić...a macierzynstwo nie układa i nie prostuje wszystkich spraw :) Ale uczy kompromisów, odpuszczania niektórych rzeczy, rezygnowania i zupełnie innego wartościowania :)
    A ja lubię myśleć, że takie dni jak opisujesz i takie nastroje pomagają mi docenić te dobre i spokojne momenty jeszcze mocniej....
    Dużo siły Maggie! :) Uściski z Wyspy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Podły nastrój przychodzi i odchodzi. Jak wszystko.
    Nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej, banalne a jak prawdziwe.

    PS Górskie wieczorne powietrze czyni cuda:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja Ci tylko napiszę, że ciesz się, że M. Twoimi chmurnościami niezwruszony. To znaczy, że wiele mu dałaś! U mnie dzieciaki jak sejsmografy, w swoich zachowaniach wyrysowują każdy mój zamęt.

    Uściski

    OdpowiedzUsuń
  6. Delie, to zamiast tego @ którego obiecałam... Więcej i bardziej szczegółowo w czwartek, za tydzień, OK? I też ściskam...

    Dag, otóż to... I słuchaj Cat Power, słuchaj, słuchaj... :-) Uściski!

    Anik, ja nawet lubię czasem te swoje chmurne nastroje... Czasem po prostu męczą mnie te wszystkie powinności i oczekiwania... Ciasne gorsety, które sama sobie pod szyją upinam... Ale nie mogę się w tych moich chmurach nurzać za długo chyba ;-)

    Heidi, to górskie powietrze jest przereklamowane ;-)
    Kurczę, no nic mi tutaj nie pomaga, nic a nic...

    Olu, pocieszające to, co mi tu napisałaś... Zatem dzięki! I też się trzymaj! Ty i Twoje małe sejsmografy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Niesamowita jestes! nie znam Cie a tak blisko mi dzisiaj do Ciebie...
    koncze ostatkami sił prace, po dniu z grzeczną ale niezwykle szybka i pomyslową prawie 3latką i mysli kłebią się gdzies z tylu glowy, bo czuje ze czas napisać do mojej Dziewczynki wlasnie o tym jak jest. Cięzko czasem jest. Szczerze.
    Bardzo dziekuje Ci za ten wpis i mam nadzieje ze kiedys mi czas pozwoli by przeczytac wiecej.

    OdpowiedzUsuń
  8. wlasnie dlatego tak bardzo lubie tu zagladac i zaluje, ze w tej codziennej gonitwie nie mam zwykle na to czasu, bo tu czesto jakbym o sobie czytala... bo i ja zamiast spac, nocami ksiazki czytam, a doba ciagla ta sama, czyli za krotka, no i moj syn taki nieadekwatny do moich zachowan czasami, z rozbrajajacym "jestes szczesliwa mama?", gdy ja kipie w srodku i na zewnatrz tez niestety...

    ksiazke o mamie-smoku mamy i czytamy czesto!
    Benek najbardziej lubi, gdy mama-smok wola do pana w zoo "Glupi dziad!" che che.

    w ogole lubimy Zakamarkowe ksiazki, trzeba bedzie zlozyc kolejne zamowienie w merlinie.

    pozdrawiam cieplo.

    OdpowiedzUsuń
  9. nie wiem czy pocieszające jest to, że wiekszość z nas czuje podobnie. a najwieksze wyrzuty sumienia mam o to własnie, że nie potrafie zapomniec o sobie. kocham moje dzieci ponad wszystko, ale kiedy młodszy wchodzi mi nogami na czytaną książkę, albo nie mogę wyjść do toalety by nie słyszeć w ciągu 2 sekund "mamo, mamo gdzie jesteś?" to moja dusza krwawi:)

    po cięzkim dniu pracy nie mam chwili na reset tylko wpada się w kolejny wir.
    przez przypadek, bodajże w niedziele, widziałam na dzień dobry tvn jakiś materiał o tym jak powstaje polska wersja "perfekcyjnej pani domu". kamera gościła w domu państwa r., gdzie pięknie wystylizowana pani prowadząca oprowadzała po swoim perfekcyjnym domu.
    poleceam na stronie ddtvn, chyba jednak na poprawe humoru, jaki kit można ludziom wcisnąć i jak pogłębia sie nasze głęboko zakorzenione poczucie, że kobieta powinna być idealna w każdej z dziedzin życia.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Na wszelkie smutki najlepsza muzyka;)
    Dużo pozytywnej energii życzę w takim razie!
    Miłego dnia;)

    OdpowiedzUsuń
  11. bo z czym się je "porządek"? Czy on jest zjadliwy? I jak wpływa na trawienie??

    bo czym on jest? bo czy on jest?

    OdpowiedzUsuń
  12. Maggie, zacytuję Tobie małą Hannach, którą dzisiaj wrzuciłam na bloga: "If you're feeling blue, try painting yourself a different color". Niełatwe, ale działa. Dziecinnie proste rozumowanie, z którego niestety z czasem wyrastamy. Szkoda wielka. A macierzyństwo niesie ze sobą wszystkie kolory świata. I czerń najczarniejszą, której doświadczyłam również. Ale czasami warto odpuścić, nie starać się być mamą doskonałą, zostawić dziecko choćby w przechowalni, albo pod opieką niani, załatwić swoje sprawy. Kiedy wiszą nade mną terminy, bawiąc się z dziećmi, nie jestem tak naprawdę z nimi. Moje myśli lecą w kosmos i tak naprawdę na niczym nie mogę się wtedy skupić. Ech, Maggie. Wypiłabym z Tobą kawę. Uściski!
    p.s. Kiedy jest już tak źle, że nie może być gorzej, to znaczy, że jutro musi być lepiej ;) A dzisiaj już jest jutro, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  13. Maggie, podpisuję się pod Twoim tekstem obiema rękami!!!
    Wczoraj, w czwartej godzinie usypiania Małej, też chyba zmieniałam się już w smoka. Całe szczęście Mała chyba to wyczuła i usnęła zanim zionęłam ogniem. Padałam ze zmęczenia, ale też nie potrafię zrezygnować z nocnego czytania, słuchania, oglądania, rozmawiania. Wczoraj zaczęłam "Błękitny zamek" Montgomery i teraz buduję już w głowie swój własny zamek, w którym będę zarówno księżniczką jak i smokiem;)))
    Pozdrawiam i łączę się w tej, mam nadzieję przejściowej, beznadziejności i bezsilności!

    OdpowiedzUsuń
  14. Małą Hannah oczywiście ;) Widzisz, ja też zmęczona. Zimowe ferie eksploatują mnie ponad miarę. Starzeję się :(

    OdpowiedzUsuń
  15. I jeszcze ta książeczka o mamie smoku. Czytaliśmy. Mama zamienia się nie tyle w smoka, który staje groźny czy zły, ale w smoka, który sam wymaga opieki i zachowuje się jak małe dziecko. Inaczej ją sobie wyobrażałam, ale przesłanie fajne. Dzieciom podobała się ogromnie ;) Najbardziej moment, w którym mama ostatniego dnia staje się znowu mamą, ale już zupełnie inną, na wolniejszych obrotach, na większym luzie... A jednak do tej metamorfozy potrzebna była faza smoka ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Maggie, no nie da się pracować w domu! Jakiś czas temu, żeby nie zamienić się w domowego smoka, zrezygnowałam z naprawdę fajnego projektu i... od razu poczułam się lepiej :) Do pracy potrzebowałam skupienia, którego w domu nie było.
    Mój mąż też już dawno przestał przynosić pracę do domu na weekend, bo jeszcze nigdy nie udało mu się za nią zabrać :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Wiesz, kiedy dołuje mnie sytuacja pracowa, myślę sobie, że nikt na łożu śmierci nie myśli "Ach, gdybym tylko więcej pracował/a". Nie wyobrażam sobie, bym w ogóle nie pracowała, ale też chcę mieć czas na to, co naprawdę ważne.
    PS. Masz @.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jest po pierwszej w nocy, a ja siedzę i zaczytuję się w Tobie:) Córeczka zaraz zbudzi się na niepierwsze i nieostatnie karmienie tej nocy, a o świcie postawi na nogi dom cały... Czas tak bardzo pożądany teraz skraca noc, a i sen dobry na wszystko. Ja od roku "nie jestem sobą", ale częściej w ten dobry sposób, którego nauczyła mnie Malutka. A smoka też mam, a jakże... . Bycie mamą to dzielności korona na głowie, berło cierpliwości w ręce i władanie niby wciąż sobą, a już tak bardzo zależne od innych.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)