piątek, 17 września 2010

Na kasztany.





Zabawa.
Zebrane wczoraj kasztany układamy, przekładamy, wsypujemy, rozrzucamy…
Do koszyczków, do pudełek, do miseczek…
Sama radość…
Od rana.
Kiedy koszyczek pełen jest kasztanów, można podjąć próbę celowania w miskę Filipa.
Trzy gole!
I wielce zawiedziony pies…
Bo kasztany niejadalne!


Zmykamy na spacer, bo pięknie się zrobiło :-)
Na kasztany idziemy!!!

7 komentarzy:

  1. Ale dużo macie:) Pewnie jak jutro pójdziemy, to już nic nie znajdziemy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie kolczaste niektóre kasztany! I Chłopiec się nimi bawi? Dzielny ;) Zazdroszczę tego słońca za oknem - udanego spaceru. I ogromnie podobają mi się dzisiejsze zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Delie, ale jutro to bladym świtem na kasztany... Jedyna szansa :-)

    Ewo, dziękuję :-) Ogromnie :-) I przesyłam Ci duuużo słonecznych myśli! Może jutro się rozpogodzi?

    OdpowiedzUsuń
  4. I tak, moje Dziecko jest nieziemsko wręcz odporne na ból - takie klujące kasztany to dla niego pestka ;-) Amator akupunktury albo fakir :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. piękne.To zdjęcie z synkiem z góry ma cudowne kolory.Kasztanów mi się zachciało ,tylko jeszcze nie wiem,gdzie ich szukac w nowym miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Martu, dzięki :-) I wszystkiego dobrego w nowym miejscu... Na pewno znajdziecie jakąś swoją aleję!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)