środa, 15 września 2010

Rudzielce :-)

A miało padać dzisiaj…
Tymczasem zaraz zbieramy się na jakiś spacer, bo pogoda całkiem, całkiem :-)


W poniedziałek zbieraliśmy kasztany. Nie było to łatwe, bo kwadrans przed nami starą aleją kasztanową przeszła grupa przedszkolaków ;-) no ale jednak udało się!
Rudzielce :-)
Kasztanowce tak bezbłędnie odmierzają czas, prawda?
Dopiero co kwitły, obrodziły tysiącami maleńkich kasztanków, a teraz zasypują aleję dojrzałymi owocami…
Dopiero co M. odkrywał miniaturowe zielone jeże, a teraz, proszę, biega po parku i pakuje rude kasztanki do koszyka…
Szczególnie ulubił sobie dwa kasztanki – nie wypuszczał ich z rączek przez całe popołudnie, a byliśmy jeszcze na placu zabaw, na zakupach… Przez cały ten czas uparcie kasztanki trzymał w zaciśniętych piąstkach…
A po powrocie próbował tymi kasztanami nakarmić Flipa ;-)

To nasza aleja kasztanowa... Wędrujemy nią właściwie codziennie, bo znajduje się tuż, tuż...
Naprawdę, nie wypuszczał ich z rączek nawet na zjeżdżalni!!!

Swoja drogą, jaka szkoda, że to nie jadalne kasztany… Och, te uwielbiam! Gorące, parzące dłonie, zawinięte w papierowe rożki… W sam raz na listopadowy spacer…
Bo nie przepadam za nimi w postaci kremu czy zupy. Zjem, ale bez większych emocji… Choć kiedyś nasza kanadyjska przyjaciółka zaserwowała je z jakimś dzikim zwierzem – to było znakomite! Kasztany podała w postaci musu z dodatkiem karmelu i madery i w połączeniu z sosem z dzikiej róży – mmmmmmm – delicje…

Ale i tak najbardziej lubię takie prosto z blachy – mniammmm…

7 komentarzy:

  1. piękne skarby i piękne zdjęcia. my też wybieramy się na kasztany.
    kiedyś dawno temu moi rodzice kiedy byli świeżo po ślubie nazbierali w łazienkach wielki kosz kasztanów i zrobili sobie z nich zasłonki-girlandy do przedpokoju. i pomyśleć, że byli kiedyś tacy romantyczni!
    :)
    E.

    OdpowiedzUsuń
  2. W centrum leje:(
    Uwielbiam świeże i mokre kasztany i ich zapach. Tę aleję też. My w zeszłym roku wzięliśmy tam udział w walce o każdego spadającego kasztana. Było ciekawie;)
    Słodkie te małe łapki z kasztanami:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Enchocolatte, dziekuję :-) A z tą zasłoną-girlandą z kasztanów to piękna historia! Zachowała się?

    Delie, tu już też :-( ale mimo to idziemy! To co? Jak juz się wykurujemy porządnie, to idziemy razem na kasztany???

    OdpowiedzUsuń
  4. Koniecznie:) Spójrz:) - prawie dokładnie rok temu na tej samej alei:
    http://bylsobiechlopiec.blogspot.com/2009/09/kto-by-przed-nami.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Tutaj tez mialo dzisiaj padac a bylo nawet dosyc przyjemnie... tutaj kasztany jeszcze nie sa gotowe aleich pora juz blisko... M

    OdpowiedzUsuń
  6. Rudzielce cudne. A kasztany uwielbiam, szczególnie w jesienne lub zimowe chłodne dni. I w towarzystwie grzanego wina. Rozmarzyłam się...

    OdpowiedzUsuń
  7. Delie, :-) Tak jak mówiłam: żywoty równoległe :-)

    Mamsan, zatem wyczekujcie kasztanów, wyczekujcie! A jadalnych tez chyba nie uswiadczysz, prawda? Za zimno chyba...

    Ewo, o właśnie - z grzanym winem smakują znakomicie :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)