Z tego Oscara dla Suzanne Bier to się cieszę najbardziej!!! I polecam Waszej uwadze wszystkie jej filmy – w szczególności ‘Tuż po weselu’ (After the Wedding) z boskim Madsem Mikkelsenem. Tu trailer! Tego najnowszego jeszcze nie widziałam. I przyznam, że nie mogę się już doczekać! Zdaje się, że największymi przegranymi tej gali okazali się bracia Coen… Ale coś nie przypuszczam, że rozpaczają ;-) Wybieramy się na ‘Prawdziwe męstwo’ w tym tygodniu! |
poniedziałek, 28 lutego 2011
Sobota. Przedwiośnie...
niedziela, 27 lutego 2011
W Łazienkach...
To dzisiaj. Wczoraj leśna wędrówka... Na razie tyle :-)
***
Bo chciałam jeszcze dwa słowa odnośnie kina (wszak dziś ponoć noc Oscarów!) :-)
Nie mam pojęcia, które z zeszłorocznych filmów zostaną najbardziej docenione przez szacowną Akademię (i w sumie mam to trochę w nosie), fajnie będzie pooglądać wytworne kreacje i w ogóle… Cate Blanchett, Tilda Swinton i Rachel Weisz - tych jestem najbardziej ciekawa… Ale, ale – miało być o filmie ;-) No więc nie sądzę, że ten właśnie zgarnie wiele statuetek (choć kto to wie - kilka nominacji ma) i może po prostu Wam umknąć wśród pozostałych nagrodzonych tytułów - ale polecam go Waszej uwadze. 'Do szpiku kości' (Winter's Bone). Koniecznie! My już go widzieliśmy. Przejmujące kino. I fenomenalna Jennifer Lawrence w pierwszoplanowej roli. No i obłędne zdjęcia (co bardzo mnie zaskoczyło - bo kręcone ponoć kamerą cyfrową!).
Film zwyciężył w Sundance, więc dla miłośników i wyznawców tego konkursu nie ma chyba lepszej zachęty ;-)
No i jeszcze 'Wszystko w porządku' (The Kids Are All Right) - byliśmy na tym dziś :-) Julianne Moore I Annette Bening... I wszystko inne. Obłędne. Ani słowa więcej - MUSICIE zobaczyć ten film! Bo świetny jest!
Kogo obstawiacie tak w ogóle? Colina Firtha? Annette Bening? Natalie Portman? A który z filmów?
Ja spróbuję:
Najlepsza aktorka Natalie Portman (choć ja bym tę nagrodę dała A. Bening - jednak!).
Ale trzymam też kciuki za Michelle Williams - filmu nie widziałam, ale baaardzo ją lubię!
Aktor - no pewnie Colin Firth ;-) A drugoplanowy - mam nadzieję, że jednak Goeffrey Rush!
Najlepszy film? Pewnie 'Czarny łabędź'
A z zagranicznych trzymam mocno kciuki za Susanne Bier!!!
***
A humor miewałam lepszy - na miły koniec fajnego weekendu parkingowa stłuczka :-( Nic groźnego, nic poważnego, ale wiadomo - trochę zabawy teraz... No co za pech! I to tak na trzy cztery - i my i ktoś. I bum ;-)
piątek, 25 lutego 2011
Pokaż mi swoją torebkę... ;-)
Miło poczuć się jak gwiazda filmowa i wywnętrzyć własna torbę przez światem ;-) więc szalenie podoba mi się ta blogowa akcja.
Zatem oto i ona (mojej torby zawartość):
Zatem oto i ona (mojej torby zawartość):
Chwila szczęścia?
Popołudniowy, mroźny spacer z M. Po drodze małe sprawunki. I śmiejący się w głos M., kiedy pędzę co sił w nogach naszym wózkiem przez Aleję Kasztanową, białą i bezlistną… Ale przed nami żarzy się gigantyczna, purpurowa kula słońca. Wisi nisko, niziutko ponad horyzontem. Dokładnie na wprost nas. A niebo przecinają wielkie, schodzące już do lądowania odrzutowce…
Biegnę, M. piszczy z radości – o nasz wózek obijają się torby pełne wiktuałów. Przed nami weekend. Kupiłam mąkę gryczaną na prawdziwe bliny. I dobry, wiejski twaróg. I szare renety na jabłecznik… Przed nami fajne dwa dni. We troje. Trochę tu, trochę tam…
Musiałam. Bo za chwilę zapomnę o tej chwili szczęścia. Bez zdjęcia, bo nie wzięłam aparatu ze sobą… Czego pożałowałam okrutnie, bo to słońce było nieziemskie...
Wypoczywajcie!
PS O torbie pamiętam! Spróbuję tu tak zaprogramować, żeby pojawiła się dziś w nocy ;-)
No i jeszcze kawałek słońca. Zachodzącego. Za naszym oknem kuchennym... Niedawno był tu księżyc w paski ;-)
Miłego popołudnia!
***
M. już po szczepieniu. Dzielny mały człowiek z Niego! Jedna ledwie łza przy drugim ukłuciu. No, pękam z dumy :-) Jeszcze tylko jedno szczepienie przed nami, a potem dopiero jak skończy 5 lat (uff...) :-)
Mam wrażenie, że M. stał się ulubieńcem naszej pani doktor ;-) ale może każda mama czuje podobnie w gabinecie tej niezwykle ciepłej pediatry!
Teraz M. śpi, a ja gotuję rosół. Moim sekretem są dwa małe goździki wrzucane do każdej rozgrzewającej zupy! Czyli żaden już to sekret ;-)
PS. Ach, i Zadie Smith też polecam. I Updike'a. I Virginii Woolf książkę niezwykłą, bo to psia biografia jest :-) Bajeczna po prostu!
czwartek, 24 lutego 2011
Serduszko z poślizgiem. A także o zabawie w teatrzyk. Oraz David Bowie :-)
Bardzo spodobał mi się dzisiejszy wpis u Delie (hmm, nie mogłam coś zrobić odnośnika do tamtego konkretnego posta). To, co wyczytałam z niego między wierszami…
O tych wszystkich rolach, jakie przychodzi nam odgrywać w życiu… I o dystansie, który sprawia, że czasami patrzymy na siebie z góry/z boku i zanosimy się śmiechem :-)
Ja też tak mam!
Zaczęłam się zastanawiać u Delie, która z ról jest mi bliższa… Czy beztroskiej, roześmianej, takiej trochę hippie Mamy, w uszance, w wygodnych camperach, na spacerze z Dzieckiem, z psem, z sankami? Dziewczyny ze słuchawkami na uszach, pogrążonej w lekturze w metrze, przegapiającej stację (notorycznie mi się to zdarza!), pędzącej dokądś z kubkiem kawy w ręce… Ciągle dokądś spóźnionej, ciągle czegoś ciekawej, ciągle czymś zachwyconej?
Bo jest jeszcze druga ja – w butach na całkiem słusznym obcasie. W żakiecie. W wytwornym naszyjniku. Bez psa, bez Dziecka i bez słuchawek ;-) Na arcypoważnym spotkaniu służbowym. Przy arcypoważnych negocjacjach. Na lotnisku. Na wściekle nudnej kolacji biznesowej. Ślęcząca nad kontraktem. Poważną korespondencją. Nad terminarzem. Nad stertą papierzysk…
Nie ma jej tutaj i raczej nie będzie. Poza tym chwilowo jest w odwrocie ;-)
Czasem mam wrażenie, że część moich bliskich, moich przyjaciół takiej mnie nie zna. Nie wyobraża sobie mnie nawet w podobnej roli...
Może to dobrze?
Ale lubię taką siebie. Naprawdę. Czasem jestem z niej nawet dumna ;-) Ale zdecydowanie bardziej wolę tę pierwszą :-) I jeśli miałabym wybierać, wybrałabym ją właśnie. Taka jestem naprawdę! A to drugie to tylko gra w teatrzyk ;-) Choć nie ukrywam, że czasami tęsknię już za tą moją 'sceną'…
Chciałam tu napisać jeszcze więcej na ten temat – głowę mam pełną zdań i myśli… Ale dość już na dzisiaj!
Przez całe popołudnie grałam M. na altowym flecie Alouette i Panie Janie. I temat z Moon River :-) I wałkowaliśmy ślimaki z ciastoliny!
A potem głośno słuchaliśmy Davida Bowie! Tej piosenki kilka razy! Uwielbiam ją również w wykonaniu F.M., ale ta jest równie elektryzująca!!! A partie Freddiego zaśpiewane przez Gail Ann Dorsey - no cudo!
Serduszko z origami to w ramach spóźnionej akcji walentynkowej! Żałuję, że nie dałam rady do Was dołączyć… Może za rok? Za jakiś czas wrzucę więcej tych serduszek, bo przygotowaliśmy ich z Mikołajem całe mnóstwo :-)
Miłego wieczoru!
Tak sobie myślę, że ta piosenka mocno ‘od czapy’, ale może właśnie nie… Czasami brzmi w moich uszach jak jakiś motyw przewodni… Jak ścieżka dźwiękowa do mojego życia… I po prostu ją lubię :-)
***
Jutro szczepienie. A potem znikamy na chwilkę :-) Wcześniej jednak wywnętrzę torebkę (co mi się bardzo marzyło i do czego mnie zachęciła D.)
Do zobaczenia więc!
Dzisiaj tylko przebiśniegi (teraz mi uwierzycie, że widziałam się z wiosną?) i kilka innych zdjęć z Maminego ogrodu... Sprzed niecałych dwóch tygodni! |
I nasze cienie na ścianie tuj - od lewej Mikołaj, M. (na moich rękach) i ja :-) Lubię to zdjęcie! |
Wiosno, przyjdź... Proszę!
Skoro jednak nie przychodzisz, posłucham sobie chociaż tego... Chociaż pierwszej zwrotki :-)
środa, 23 lutego 2011
YMPA i cienie :-)
Lampa i słońce są dla naszego M. tożsame.
Lampy, to zaraz obok zegarów, ulubione przedmioty w naszym Domu. YMPA – to lampa.
YMPA to też słońce. Dzisiaj na spacerze i w każdej książeczce.
Jeśli o mnie chodzi, nie ma problemu…
Grunt, że świeci :-)
***
Parę dni temu lądowaliśmy na Marsie ;-) za to wczoraj M. wylądował głową na kaloryferze!!! Głową! A konkretnie łukiem brwiowym! Cudem nie doszło do tragedii…
A ja stałam tuż obok. Jedno małe hop i głową w kaloryfer…
To jako suplement do niedawnego wpisu. O rozbrykaniu. I mojej niemocy ;-)
Moje najdzielniejsze Dziecko – było trochę łez, ale niejeden maluch urządziłby w podobnej sytuacji porządną histerię… M. dość szybko się uspokoił. Zresztą na pocieszenie natychmiast ruszył ulubiony Mr.Croc, czyli poczciwy Pan Kłap :-)
Co więcej, ćwierć minuty później M. już brykał jak gdyby nigdy nic!!!
Jest za to wielki, sinofioletowy guz na czole i małe zadrapanie.
Zaczyna się…
To uświadomił mi Tatuś M., kiedy zapłakana dzwoniłam do niego zrelacjonować niemal ‘na żywo’ całe zajście… Za chwilę będzie więcej takich siniaków. I dziury na kolanach ;-)
M. wygląda teraz jak mały powstaniec ;-) a ja muszę przemeblować sypialnię i chyba usunąć kaloryfer!
;-)
Ech…
***
Co mnie najbardziej wzrusza, to ta niesłychana wręcz pogoda u mojego Syna. Tak naprawdę to nie pamiętam, żeby kiedykolwiek miał prawdziwie zły dzień. Taki na marudno. Jeśli ma gorszy humor, to przez momencik ledwie. I mimo, że od niedawna pojawił się upór i pewna determinacja w egzekwowaniu własnych potrzeb, to w dalszym ciągu widzę, że jednak M. jest typem wielce spolegliwym… Koncyliacyjnym. I nawet ta Jego złość jest bardzo umiarkowana… Nie obraża się. Nie dąsa. Nie prowadzi żadnych z nami gierek i emocjonalnego szantażu… Nie histeryzuje! Jakoś tak bezboleśnie godzi się na taki, a nie inny porządek rzeczy. Nawet jeśli nie do końca on po Jego myśli.
Nie wiem, dobrze to czy źle? Hmm…
A tę serię zdjęć z cieniem bardzo lubię. Mam ich wiele. Poranek. U Babci. M. jeszcze w łóżeczku, w piżamce. I ten niesamowity, nieregularny cień, który na ścianie stworzyła firanka… Bo pięknie świeciła lampa tego dnia! YMPA znaczy się ;-)
O książeczkach mojego dzieciństwa. Tom I :-)
Zrobimy tak: postaram się wrzucić tu wszystkie moje ukochane tytuły.
Będę to robić na raty…
Na razie 'klasykę-klasykę' zostawiam na później – Andersena, Braci Grimm, Muminki, Astrid Lindgren, Kubusia Puchatka… Te zresztą przywiozłam ze sobą już wiele lat temu.
Dziś wrzucam ledwie cząstkę z tych, które zostały w domowej biblioteczce Mamy.
Tytułów przeróżnych, czytanych przeze mnie w różnym wieku.
Tytułów również mniej znanych – ale może niektóre z nich były i Waszymi ulubionymi? Może ‘Wesołe lato’ Bechlerowej? Może ‘TaśTaś’ Hertza? A może ‘Opowieści starego zegara’ Altay? Ta ostatnia – jedna z najbardziej niezwykłych książeczek dla młodych dam :-)
O dawnym CK Budapeszcie między innymi…
Na samym dole znajduje się cenny kwartet – książeczki z dzieciństwa moich Rodziców. Moje najpiękniejsze pamiątki…
A pod koniec tygodnia obiecuję grzbiety książek z nocnego stolika :-) Tych zakolejkowanych! I grzbiety tych z sypialnianego parapetu (dopiero co przeczytanych) - które jeszcze nie trafiły z powrotem na półkę...
Ech, lubię tu pisać o książkach. I lubię o książkach czytać :-)
Miłej lektury!
I miłego dnia!
wtorek, 22 lutego 2011
Słoneczne popołudnia. Piękne światło. Cudne cienie. I balony. Zamiast nart, bo dopadło nas małe przeziębienie… M. i Jego starszy braciszek. Mikołaj. Nieczęste spotkania. Ale zawsze do zapamiętania. Do niezapomnienia, jak mawia Ewa :-) Popołudnia i wieczory. Gry planszowe, Lego, puzzle, origami. Wiersze i piosenki. Takie, których uczę Chłopaków :-) No i balony. Te łączą pokolenia. Wszystkich cieszą. Balony i mydlane bańki. Czary-mary i powrót do Dzieciństwa. Niezawodny na to sposób. I Pippi Langstrumpf. Książka na dobranoc. I film na dzień deszczowy. Film stary, jeszcze z lat 70-tych. Bardzo go lubię. Bardzo polubił go Mikołaj. Bo Pippi to Ktoś! Zatem trochę kolorów. Barwnych plam. Roześmianych. Bo tak zerknęłam wstecz i jakoś trochę ponuro tutaj… Ani trochę kolorowo. Przynajmniej ostatnio... Szaroniebiesko głównie. I zielonkawo… A i buro nawet. W dodatku ten wpis wczorajszy jakiś taki przygnębiający trochę... Zatem zmieniam paletę :-) A na koniec piosenka! Nie pamiętam, czy kiedyś pisałam tutaj o Sade. Zresztą to temat na osobny rozdział :-) Może kiedyś o taki się pokuszę tutaj... Czasem, kiedy mi niefajnie, włączam Sade. Dużo Sade. W dzień płyty, nocą ten koncert na DVD. Swojego czasu byłam od niego uzależniona ;-) A The Sweetest Tabu w tej wersji live - no, mistrzostwo... Zresztą czasami mam wrażenie, że każda jej piosenka, każda płyta jest moją ulubioną... Sade jest osobna. Zarówno jeśli chodzi o muzykę - ta jest niepowtarzalna - jak i o urodę. Sade to dla mnie oddzielna kategoria piękna... W Sade wszystko jest piękne. Niebanalne. I w jakimś sensie tajemnicze... Ciekawa jestem, czy odbieracie ją podobnie? Zatem piosenka. Dzisiaj ta. PS I jeszcze raz Wam dziękuję za te wszystkie słowa wczoraj. Bardzo mi pomogły. Dziękuję przeogromnie... |
poniedziałek, 21 lutego 2011
Niespożyta energia M., czyli frustracji młodej matki ciąg dalszy ;-) I szarobury spacer z Ewą. Ale w słońcu!
Tymczasem kilka zdjęć z cudownego spaceru z Ewą (na zdjęciach z M.).
Tą od lampy ;-)
Z moją najdroższą i najdawniejszą Przyjaciółką.
Taką od zawsze i na zawsze.
I chyba najulubieńszą Ciocią M.
Bo Ewa jest czarodziejką. Najprawdziwszą. Ona dzieci zaklina… Ma niezwykły dar i wielki do Dzieci talent.
Jest cudownym pedagogiem. I cudowną malarką. Artystką.
I będzie cudowną Mamą. Już w maju :-)
A jej Lena z pewnością nie będzie się zachowywać jak mały dzikus ;-)
Będzie subtelną, uroczą Dziewczynką. Na pewno!
A oto i Lena. Ta w środku ;-)
Uff...
Trochę mi lżej jak to z siebie wyrzuciłam.
Lżej, ale wcale nie lepiej...
Może lepiej już nie będzie?
Niech będzie tylko troszkę łatwiej...
To już będzie bardzo dużo :-)
Tymczasem przygotowałam sobie michę owsianki.
Z łyżką muscovado, z garścią surowego ziarna kakao (jak ono przyjemnie w tej owsiance chrupie!) i z chmurą cynamonu.
Już mi lepiej :-)
Oj, tak!
M. podróżuje ze mną pociągami od drugiego miesiąca i chwalę sobie ten rodzaj komunikacji. Bardzo. Samochodem na dłuższe trasy staramy się jeździć w nocy, tak żeby spał, a tutaj nie ma różnicy! Poza tym nie wyobrażam sobie podróży samochodem z niemowlęciem, kiedy samemu się kieruje a Dziecko jedzie z tyłu samo. Obłęd... Pociągami M. jest zauroczony. Zaciekawiony wygląda przez szyby. Podziwia krajobrazy i dworce, które mijamy po drodze. Zaczepia podróżnych. Zwiedza cały skład pociągu – ze szczególnym uwzględnieniem wagonu restauracyjnego (łakomczuch!) :-) Na krótkie chwile udaje mi się Go zatrzymać w przedziale – wtedy fajną zabawą okazuje się układanie puzzli (szczęście, ze w końcu je wrzuciłam do walizki) albo rysowanie. Albo oglądanie książeczki (o tematyce kolejowej oczywiscie, czyli Thomas&Friends)! Można też coś przekąsić. Można zdrzemnąć się przez chwilkę :-) Można po raz dwieście pięćdziesiąty szósty otworzyć walizkę Mamy! A po kilku godzinach takiej podróży rzucić się w stęsknione ramiona Babci! |
***
Pan Księżyc w kuchennym oknie ciut po szóstej a zaraz potem piękny świt daje nadzieję na dobry dzień… W dodatku słyszę wróbli świergot na naszym balkonie!!! Wczoraj rozpakowywanie walizek, kartonów pełnych smakołyków i przetworów (konfitury z pigwy, z wiśni, z żółtych renklod oraz z dyni, marynowane grzybki, papryka w zalewie, słodziutka ćwikła, kiszona kapusta i słoiki lecza – czyli dalszy ciąg oczekiwania na wiosnę!). Poza tym wymiana szafy M. na bardziej już wiosenną, mierzenie nowych ubranek i nakryć głowy na lato! Porządki.Plany. Potem krótka wizyta u Babci B. I u ulubionego wujka T. Parę godzin szczęścia i bezkarnego zajadanie się świeżutką macą :-) Zabawa w akuku i kryjówki w szafie :-) I najlepsza na świecie kremówka. Mniammm... |
Póki co, bez większych rezultatów :-(
Ale zaraz ruszamy na spacer – może zgubię katar gdzieś po drodze?
Subskrybuj:
Posty (Atom)