Bardzo spodobał mi się dzisiejszy wpis u Delie (hmm, nie mogłam coś zrobić odnośnika do tamtego konkretnego posta). To, co wyczytałam z niego między wierszami…
O tych wszystkich rolach, jakie przychodzi nam odgrywać w życiu… I o dystansie, który sprawia, że czasami patrzymy na siebie z góry/z boku i zanosimy się śmiechem :-)
Ja też tak mam!
Zaczęłam się zastanawiać u Delie, która z ról jest mi bliższa… Czy beztroskiej, roześmianej, takiej trochę hippie Mamy, w uszance, w wygodnych camperach, na spacerze z Dzieckiem, z psem, z sankami? Dziewczyny ze słuchawkami na uszach, pogrążonej w lekturze w metrze, przegapiającej stację (notorycznie mi się to zdarza!), pędzącej dokądś z kubkiem kawy w ręce… Ciągle dokądś spóźnionej, ciągle czegoś ciekawej, ciągle czymś zachwyconej?
Bo jest jeszcze druga ja – w butach na całkiem słusznym obcasie. W żakiecie. W wytwornym naszyjniku. Bez psa, bez Dziecka i bez słuchawek ;-) Na arcypoważnym spotkaniu służbowym. Przy arcypoważnych negocjacjach. Na lotnisku. Na wściekle nudnej kolacji biznesowej. Ślęcząca nad kontraktem. Poważną korespondencją. Nad terminarzem. Nad stertą papierzysk…
Nie ma jej tutaj i raczej nie będzie. Poza tym chwilowo jest w odwrocie ;-)
Czasem mam wrażenie, że część moich bliskich, moich przyjaciół takiej mnie nie zna. Nie wyobraża sobie mnie nawet w podobnej roli...
Może to dobrze?
Ale lubię taką siebie. Naprawdę. Czasem jestem z niej nawet dumna ;-) Ale zdecydowanie bardziej wolę tę pierwszą :-) I jeśli miałabym wybierać, wybrałabym ją właśnie. Taka jestem naprawdę! A to drugie to tylko gra w teatrzyk ;-) Choć nie ukrywam, że czasami tęsknię już za tą moją 'sceną'…
Chciałam tu napisać jeszcze więcej na ten temat – głowę mam pełną zdań i myśli… Ale dość już na dzisiaj!
Przez całe popołudnie grałam M. na altowym flecie Alouette i Panie Janie. I temat z Moon River :-) I wałkowaliśmy ślimaki z ciastoliny!
A potem głośno słuchaliśmy Davida Bowie!
Tej piosenki kilka razy! Uwielbiam ją również w wykonaniu F.M., ale ta jest równie elektryzująca!!! A partie Freddiego zaśpiewane przez Gail Ann Dorsey - no cudo!
Serduszko z origami to w ramach spóźnionej akcji walentynkowej! Żałuję, że nie dałam rady do Was dołączyć… Może za rok? Za jakiś czas wrzucę więcej tych serduszek, bo przygotowaliśmy ich z Mikołajem całe mnóstwo :-)
Miłego wieczoru!
Tak sobie myślę, że ta piosenka mocno ‘od czapy’, ale może właśnie nie… Czasami brzmi w moich uszach jak jakiś motyw przewodni… Jak ścieżka dźwiękowa do mojego życia… I po prostu ją lubię :-)
***
Jutro szczepienie. A potem znikamy na chwilkę :-) Wcześniej jednak wywnętrzę torebkę (co mi się bardzo marzyło i do czego mnie zachęciła D.)
Do zobaczenia więc!