M. z nosem zanurzonym w prymulach... I ta kwitnąca czereśnia po sąsiedzku... Ogromna! I bardzo już wiekowa, ale wciąż owocująca! |
Wielkie donice, z których COŚ kiełkowało... Mam nadzieję, że to COŚ przeżyło naszą wizytę ;-) i jednak wykiełkuje! Jeśli nie, może wyrosną chociaż stokrotki ;-)
No a wśród prac ogrodowych najbardziej wciągającym zajęciem okazało się podlewanie roślin :-) Przelały się hektolitry wody deszczowej (mam mniejsze wyrzuty sumienia, bo była to głównie deszczówka ze specjalnego zbiornika, hihi) - biorąc pod uwagę fakt, ze kilka dni było deszczowych, M. podlewając krzewy i roślinki w donicach niepojęta ilością wody, zamienił fragmenty ogrodu w jedna wielka błotną kałużę, hehe!
Tradycyjnie nie nadążam ;-)
Po każdym powrocie czas tutaj jakby przyspiesza - i tyyyle sie dzieje!
Weekend w biegu - niedzielne spotkanie z A&B - wspaniały spacer po Polu Mokotowskim, gdzie natknęliśmy się na festyn z okazji Dnia Ziemi oraz pokazy tai chi :-) którymi M. wyraźnie był zafascynowany... Co więcej, bardzo chciał dołączyć do grupy ćwiczących ;-)
A potem obłędnie rozleniwiająca kawa w skalnym ogródku w Lolku (do którego nie zaglądałam chyba od studenckich czasów) - kawa wyborna - głównie dlatego, że M. w tym czasie uciął sobie blisko dwugodzinną drzemkę, a kawa taaak dobrze smakuje w podobnych okolicznościach ;-) A w tym towarzystwie - zawsze!
Popołudnie, aż po późny zmierzch, spędziliśmy za to w ogrodzie z ciocią Karoliną i obiema kuzyneczkami M. :-)
Ale o tym może jutro...
No a o rowerach to może pojutrze... Bo u nas sezon rowerowy w pełni!
Zaległości tyle, że ręce mi opadają ;-) Tryliony zdjęć z wczesnej wiosny, a tu już maj bzami nęci :-)
Oj, fajny czas teraz...
Pod każdym względem :-)
Zaraz, kiedy M. uśnie, zabiorę psa na dłuuugi spacer... Majowe wieczory nie mają sobie równych...
Do lasu i z powrotem.
Pośród ogrodów i krzewów bzu :-)
A jutro wybiorę się po duży bukiet konwalii, bo te w ogrodzie Prababci nie zdążyły zakwitnąć przez naszym wyjazdem :-( A marzyłam o bukieciku, który mogłabym zabrać ze sobą do Domu...
Uff, może uda mi się dzisiaj zajrzeć też do Was :-)
Bo i w tym temacie zaległości mam potężne!
Czas przyspiesza czy jak?
;-)
Miłego wieczoru!
Nieśpiesznego :-)
PS A wczoraj obejrzeliśmy znakomity film... Jeden z najbardziej poruszających, jakie widziałam... Film w reżyserii Alejandra Inarritu... Po prostu obłędny...
Choć przyznam, że nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo płakałam podczas i po projekcji... I nie wiem, czy to Was zachęci do tego filmu...
Ja na szybko, bo przeczytałam tylko końcówkę wpisu - ubóstwiam filmy Inarritu. Zawiodłam się jedynie na "21 gramach". Pozostałe są znakomite właśnie. A czy oglądałaś (ten o którym piszesz) Biutiful?
OdpowiedzUsuńA mnie się 21 gramów podobało:) Jaki to film, ten który Cię poruszył?
OdpowiedzUsuńMnie tez ! bardzo I" Babel".
OdpowiedzUsuńInarritu- mistrz rzemiosla !
Zazdroszcze tych spacerow z psem...
Pozdrawiam
Ciekawe, że film tak Ci się podobał - tu miał kiepskie recenzje, choć ja i tak chcę obejrzeć, nie ze względu na reżysera, lecz na Javiera, mmmm:-)
OdpowiedzUsuńJak pięknie u Was... wiosennie i ogrodowo! My też na Dniu Ziemi po Polach Mokotowskich biegaliśmy i kilka sadzonek upolowaliśmy. Wczoraj było sadzenie pod domem.
OdpowiedzUsuńZnam tylko 21 gram - film o którym nie da się zapomnieć.
Do zobaczenia w czwartek! :)
Czas leci strasznie szybko. wiem coś o tym, bo też nie nadążam ;) i nie wiem za co się złapać. piękne magnolie... piękne! :)
OdpowiedzUsuńKemotko, tak... I widziałam też Heavnen w końcu (S.Bier) - no obłęd! Potężny film! Ale o tym następnym razem chyba...
OdpowiedzUsuńDelie, jw. :-)
I też mi się 21 gram podobało! I Babel - bardzo...
Evo, mistrz - potwierdzam...
Aniu, w PL recenzje (pofestiwalowe i przy okazji Oscarów) przychylne, ale film nie miał jeszcze tutaj oficjalnej premiery!
Enchocolatte, do zobaczenia :-)
Szkoda, że się nie spotkałyśmy na PM w niedzielę!
Owieco, no właśnie... Przyspiesza ten czas czy jak?