Kołysz mi się kołysz,kołysko lipowa...*
Bo lipiec…
Bo upały…
Bo odklejam się od własnych myśli…
Bo pod moimi oknami prawdziwa Allee Unter Den Linden…
Bo przyjemnie się spaceruje w jej cieniu…
Bo pachnie nieziemsko…
Upojnie…
Najintensywniej wieczorami…
Bo choć namiastką tego zapachu ukrytą w miodzie karmię się przez całą zimę…
Bo pszczoły to królowe lata…
Bo lipa to z łaciny tilia… A z francuskiego tilleul – baaardzo adekwatnie – zawiera „ul” w sobie…
Ach, lipiec!
Julio, Juillet, Juli, July, Luglio…
Jak to pięknie brzmi… W każdym języku…
Marzy mi się taka rycina z kwiatem lipy właśnie. Z liściem. Z szypułkami. Jak ze starego zielnika…
Uwielbiam takie ryciny… Kiedyś podziwiałam je na niezwykłej wystawie w jednym z londyńskich muzeów. I do dziś nie mogę przeżałować tej jednej publikacji właśnie z Royal Collection – była to Mr. Marshal’s Flower Book z siedemnastowiecznymi rycinami. Piękna. Przeglądałam. Zachwycałam się. Nie kupiłam. Ech…
W ogóle marzą mi się ze dwa takie albumy ze starymi rycinami botanicznymi. Z kwiatami i z drzewami. I może jeszcze jedna z ziolami... Bym je przeglądała i przeglądała… I oprawiła kilka takich rycin… I powiesiła kiedyś w swojej wymarzonej, bielonej kuchni… Której kiedyś, mam nadzieję, się doczekam ;-)
*to chyba Konopnickiej, tak?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
To ciekawe, bo pierwsze moje skojarzenie z Unterlinden to absolutnie porażający Grunewald z Colmar...
OdpowiedzUsuńA stare zielniki uwielbiam, choć niestety muszę się zadowalać skanami z sieci...
Marzenia o bielonej kuchni niech się spełnią w swoim czasie... albo nawet szybciej. Choć przecież same w sobie są wspaniałe... pozdrawiam ciepło:)
jak jak lubie lipiec....
OdpowiedzUsuńbardzo ładnie to napisałaś .. wszystko!
Ach, jak tu przyjemnie, lipcowo. Twój lipowy post to konkurencja dla Kochanowskiego i jego "Na lipę" :))
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam stare ryciny botaniczne i książka o której wspominasz, byłaby dla mnie wielkim rarytasem.
A na komputerze mam kilka rycin lipy, mogę wysłać na maila, jeśli chcesz.
Pozdrawiam!
uwilebiam lipę....zapach mnie budzi do życia, kołysze i unosi w kraine marzeń jednocześnie...ech...pięknie tu dziś u ciebie :)
OdpowiedzUsuńCardoso, w sensie muzeum w Colmar? I Grunewald? Niestety, w Colmar nigdy nie byłam... W ogóle nie znam Alzacji :-( Może kiedyś?
OdpowiedzUsuńZa to malarstwo Grunewalda znam :-)
Pozdrawiam serdecznie!
Ellemo, ja z lipcem mam kłopot - bo i lubię, i za gorąco... Jak dle mnie ;-)
Raincloud, zawstydziłaś mnie tym swoim komentarzem ;-) Bardzo, bardzo dziękuję za te przemiłe słowa!
Za lipowe ryciny to już z góry dziękuję :-) i czekam na maila!!! Ucieszą mnie potężnie!!!
Ja za to mogę Ci napisać o kilku "botanicznych" tytułach z rycinami, które w międzyczasie wyszperałam w sieci :-)
Pozdrawiam!
A więc wysłane :) Sprawdź proszę czy doszły, bo czasem na Gmail coś nie dociera.
OdpowiedzUsuń