wtorek, 16 listopada 2010
Rozmyślania przy igliwiu. Przed Świętami. I z gorączką...
Dziś poczułam zapach igliwia.
Rozkoszny.
I uzmysłowiłam sobie jak bardzo za Świętami tęsknię. Jak czekam na nie.
Nie wiem czy na same Święta. Na pewno na grudzień. Na pierwsze dwadzieścia cztery dni.
Kiedyś czytałam taką książkę „Lata świetlne” Jamesa Saltera. Pamiętam z niej świetne przedbożonarodzeniowe sceny…. Dobra rzecz, tak przy okazji…
Poprzysięgłam sobie przy tej lekturze, że kiedy pojawi się kiedyś Dziecko, będę każdego roku przygotowywać dla Niego własnoręcznie kalendarz adwentowy.
Każde okienko będzie niespodzianką.
Czekoladką. Zabaweczką. Drobiazgiem.
Czasem zdjęciem. Obrazkiem. Historią. Zachętą do wieczornej opowieści.
Tegoroczny kalendarz jeszcze nie przygotowany. Czasu niewiele. Inspiracji wciąż brak.
Zabiorę się w weekend.
Chyba.
Chyba że mnie tu nie będzie. Bo może będę w drodze.
Nie wiem jeszcze…
Wtedy spróbuję za tydzień…
Ze Świętami już tak mam, że kiedy w końcu nastają, to sama nie wiem, ale coś jest nie tak.
Jest dobrze, jest pięknie, choinka i tak dalej, ale jakoś nie tak…
W tym roku czuję, że będzie bardziej TAK.
Bo jest M.
W zeszłym roku już też był z nami, ale z kolei same Święta nie do końca były takie jak chciałam…
A może nie o to chodzi?
Może o to, ze najpiękniejszy jest ten czas PRZED… Zanim wszystko się stanie…
Ten czas lubię NAJBARDZIEJ.
A potem Gwiazdka i takie jakieś NIC...
Nienasycenie.
Że to już? Że po wszystkim?
Ale chwilkę później to NIC przeradza się w oczekiwanie na wiosnę.
Bo tuż po Nowym Roku uświadamiam sobie, ze dnia znowu przybywa…
I że wrony jakoś taki inaczej kraczą…
Jakby zwiastowały jakiś rodzaj szczęścia…
Ech, póki co dnia ubywa, ja czuję się średnio i rozkłada mnie listopadowa melancholia…
I zaczynam się irytować swoim własnym towarzystwem.
I indolencją w temacie tego adwentowego kalendarza.
A poza tym zła jestem, bo nie mogę tu nadgonić tych dopiero co „uciekłych” dni…
I kiedy piszę o tym, co minęło, nie zdążę złapać tego, co dziś.
Jak w życiu.
Kiedy żyjemy przeszłością, umyka nam teraźniejszość. Kiedy żyjemy tylko tym, co dzisiaj, zapominamy o tym, co kiedyś.
I sama już nie wiem.
To miał być dziennik. Pamiętnik? Mojego wspólnego czasu z M.
I teraz jestem w kropce…
Bo takie to trochę moje, trochę Jego.
Bardziej moje.
Moje, ale wspólne.
Niech tak zostanie…
Dobrze, że nie dodałam do tego jeszcze kulinariów, bo by ciężko było zdefiniować ten cały projekt ;-)
Z drugiej strony, po cóż definicje?
OK, zmykam, bo to wygląda na gorączkę ;-)))
Spokojnego wieczoru!
I coś na dobranoc.
Nie rozumiem ani słowa, ale bardzo mi się to podoba…
Chyba kołysanka…
Ach, i podzielę się jeszcze radością z nominacji do nagrody IBBY w kategorii Książka Roku 2010 za ilustracja dla świetnej, przesympatycznej graficzki, z którą kiedyś miałam wielką przyjemność współpracować przy kliku okładkach :-) Brawo, Olga! Trzymam kciuki!
I jeszcze jedno: dzieciaki w rajtuzach! Obłędny widok! Wzruszam się za każdym razem kiedy patrzę na mojego M. biegającego w kolorowych rajstopkach po mieszkaniu… I love it! Moje ulubione to takie w kolorowe paseczki. Ale mamy też w grochy. I gładkie. I z góralskimi parzenicami!
I dziś M. nazwał kółko. Brzmiało to tak: kółuko... Albo kułuko ;-) Albo jeszcze inaczej. W każdym razie pokazał palcem na kółko i powiedział tak! Wow!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
no ja się nie cieszę na te święta ... no jakaś nienormalna jestem, wiem ... gggrrrr ... ale mam nadzieję, ze to się niedługo zmieni :)
OdpowiedzUsuńJa tez czekam :) I ciesze się jak dziecko, bo to pierwsze bardziej swiadome swięta Glusia :) I mimo ze spedzamy je daleko i tylko we troje...to i tak gdzies tam, radosnie....:)
OdpowiedzUsuńPiosenka mnie zaskoczyla...jezyk tez..estonski? :) Nizwykle..jak magiczne zaklecia :)
Zdrowia, zdrowia :)
Ja właśnie czekam na dostawę kalendarza adwentowego - oprawę/ramę - środek muszę wymyślić sama. I chyba bedzie taki jak piszesz. Pokażę Ci.
OdpowiedzUsuńI świecę adwentową z 24 kreskami też będę odpalać każdego dnia po kawałku:)
Piszę na raty, bo w przerwie pracy:(
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że mam podobnie ze Świętami. Jak już nadchodzą, to czuję, ze jest coś nie tak. Ubiegłoroczne były wyjątkiem. Może. I chyba najbardziej lubię te 24 dni grudnia, te adwentowe. Może wolą je od Świąt nawet.
A co do bloga-dziennika, to nic nie napiszę. Sama wymyślam jak to robić nadal. Robię, rzadziej, ale wyłuskuję to co naprawdę ważne. Teraz mam i tak mało czasu nawet na bycie z dzieckiem, nie mówiąć o pisaniu o Nim.
Brawo za "kółko" dla M. w rajstopkach:)
I mam nadzieję, że jednak przyjdziecie w sobotę:)
I jeszcze raz ja:)
OdpowiedzUsuńCzasem kiedy usilnie próbujemy złapać/zatrzymać teraźniejszość, poświęcamy temu łapaniu tyle czasu, że nam ona umyka tak naprawdę...
Ja ze Swietami mam bardzo podobnie, zawsze pozostaje mi po nich jakas pustka, jak dziecko czekam a potem czegos mi brakuje... najbardziej chyba jednak lubie dni adwentowe, one sa bardzo przyjemne...
OdpowiedzUsuńCo do blogowania to u mnie tez mialo byc zupelnie co innego a wyszlo cos czego sie w ogole nie spodziewalam. Jaki bedzie efekt koncowy, nie mam pojecia... :-)
Zdjecie bardzo mi sie podoba...
Pozdrawiam. M
Magda, w takim razie trzymam kciuki, żeby się zmieniło :-) Na lubię!
OdpowiedzUsuńUściski!
Delie x 3, jak Ty mnie dobrze rozumiesz... To jak z pstrykaniem zdjęć, prawda? Takim bez opamiętania... Czasami mam wrażenie, że jakieś miejsce, piękne, widziałam tylko przez obiektyw... Że pochłonięta rejestrowaniem jakiejś przestrzeni zapomniałam na nią po prostu popatrzeć... Pocieszyć oko... Ech...
Ciekawa jestem tego Waszego kalendarza - u nas będzie chyba coś z wyszywanką - ale muszę się zwrócić o pomoc do Mamy... Sama chyba nie dam rady :-)
My zapalamy 24 świeczki - chudziutkie, z pszczelego wosku, szybkopalne :-) Ale marzy mi się taka duża, prawdziwa adwentowa...
A co do soboty - robię wszystko, żeby jednak się pojawić!
Uściski!
Mamsan, a już myślałam, że to tylko ze mną takie rzeczy się dzieją... Pustka po nieznalezionym... Adwent jest wspaniałym czasem - i wiem, że w Szwecji obchodzi się go wyjątkowo uroczyście... Mam nadzieję, że zobaczę Wasz adwent na Twoim blogu...
Efekt końcowy - hmm, kto by się tam zastanawiał... Efekt tymczasowy się liczy :-)
Uściski Mamsan!
Maggie, dokładnie. Z aparatem na nałogowo przylepionym do twarzy (jak ja często) pozbawiamy się mimowolnie innych doznań. Spokoju chłonięcia tego, co chcemy w kadrze zatrzymać.
OdpowiedzUsuńI czasem nasza najważniejsza teraźniejszość jest obok, ale my jesteśmy skoncentrowani na utrwaleniu teraźniejszości, która była chwilę temu i ta obecna nam mija niepostrzeżenie i bezpowrotnie. Takie luźne przemyślenia, po-blogowe:)
Nasz kalendarz jest tekturowy, czerwony, z szufladką na każdy dzień - wczoraj go odebrałam od kuriera - piękny i dość duży. A teraz muszę wymyślić co włożyć do szufladek:)
Byłoby wyśmienicie:)
lubię tak podczytywać co komu w duszy gra... tak to chwytanie teraźniejszości, to trudna sztuka, prawie jak żonglerka (tematami do zrobienia).
OdpowiedzUsuńjestem zagoniona ostatnio, nawet nie mam czasu żeby wszystkich znajomych odwiedzić (na blogu i w realu) i zapytać co słychać? przesłać komentarz. czas adwentu, czas na zwolnienie tempa życia - nigdy mi się to nie udaje. ale uwielbiam to oczekiwanie na Święta, chyba nawet bardziej niż Święta.
patrzę jak Delie w kawałkach odpowiada na Twojego posta, ja też tak w kawałkach mam napoczęte dialogi i nie udaje mi się ich kontynuować.
po terminach spożycia na opakowaniach danonków dla Jaromira odmierzam czas. do 5.11., do 16.11, do 22.11., a dziś kupiłam już do 2.12., i za chwilę minie ten 12.12. a ja znowu nie dogonię czasu.
muszę pędzić Maggie! trzymaj się i powodzenia z kalendarzem (może jakieś figurki z kolorowego filcu?)
:)
E.
Maggie, Delie, czy to nie jest tak, że brak nam często zdolności redukcji, umiejętności wyboru spośród wszystkich: "muszę": mieć, zrobić, zobaczyć, doświadczyć, poznać? sfotografować, utrwalić, zapamiętać? można tak wymieniać długo jeszcze. I nie chodzi tu bynajmniej o żadną ascezę, ale po prostu o ten złoty środek, który gdzieś nam pośród tej aktywności umyka.
OdpowiedzUsuńDlatego dobrze, że jest taki czas - Adwent właśnie, kiedy możemy przynajmniej próbować ustalić właściwe proporcje, próbować odnaleźć tę cząstkę siebie, która na codzień nie może dojść do głosu. Dobrze, że są tradycje i zwyczaje, które w tym pomagają.
U nas w tym roku po raz drugi już rytm adwentowy, na wyraźne życzenie mojej Drugiej Córki, będzie poddawać "Tajemnica Bożego Narodzenia" Gaardera.
A dlaczego bardziej lubimy Adwent niż same Święta? Oczekiwanie zawsze niesie z sobą tajemnicę, zapowiedź czegoś wyjątkowego Ten dreszczyk emocji, temu oczekiwaniu towarzyszący. Ale to, co wyjątkowe w Bożym Narodzeniu to przecież nie samo świętowanie, nie "atmosfera" i nie "nastrój", które tak eksponuje współczesny świat, media itd. To dużo, dużo więcej. Ale też zupełnie inaczej. Mniej dosłownie, mniej spektakularnie... dlatego poddajemy się często wrażeniu, że czegoś tu "brak". To, co najważniejsze jest często tak niepozorne...
Dziewczyny, mocno Was ściskam i serdecznie pozdrawiam. Maggie, kuruj się na tę sobotę.
A Adwent, który tuż tuż, będzie dla Was, dla nas wyjątkowy, niech nas poprowadzi do wyjątkowego Bożego Narodzenia, C.
Masz rację Cardoso. We wszystkim. I odpiszę, w weekend:)
OdpowiedzUsuńA książka Gaardera towarzyszyła mi rok temu w adwent:) Polecam, jeśli ktoś nie zna.
Enchocolatte, no właśnie... Czas się kurczy, czy jak? Wśród tylu doznań, bodźców tak ciężko znaleźć czas na wszystko... Na siebie... Rozbawiłaś mnie tym danonkowym kalendarzem... Coś w tym jest - ja zawsze ze zgrozą zauważam na półkach w empiku te wszystkie wyprzedzające czas magazyny... Już grudniowe, a za chwilę z datą 2011! Och!
OdpowiedzUsuńFilc zaproponowała moja Mama - zobaczymy czy się uda :-)
Śpiesz się powoli! Po włosku ;-)
Cardoso, dziękuję...
Dopisałaś to wszystko, czego zabrakło w tym moim wpisie... I nazwałaś to wszystko lepiej i bardziej precyzyjnie.
Rytuały - jeśli prawdziwe, oparte właśnie na tradycji, niekoniecznie te dyktowane przez speców od świątecznego marketingu - są w stanie ocalić nasze przeżywanie Świąt... Ale i całego życia. Dzieciństwa naszego i naszych dzieci. Dlatego są ważne. Dlatego je celebrujemy.
"Tajemnicę Bożego Narodzenia" Gaardera podarowałam kiedyś mojej Chrześnicy - wiem, że bardzo lubiła tę książkę, zresztą myślę, że lubi ją nadal. Sama jej nie znam. Może nadrobię tę zaległość w tym roku? Mam cały stos lektur na czas Świąt - zobaczymy po ile z nich w ogóle sięgnę ;-)
Cardoso, uściski! I dziękuję!
I życzę Wam wszystkim cudownego oczekiwania na...Adwent. Bo czekamy także na czas oczekiwania. I to jest piękne...
Pozdrawiam!
Znowu w kawałku:
OdpowiedzUsuńMaggie, wiesz za co tak bardzo lubię Twojego bloga?
Bo to co piszesz jest mi często tak bliskie, że krótkie komentarze po prostu nie wystarczą. Muszę sie pochylić i pomyśleć. Zatrzymać. Nawet wtedy gdy zaglądam tu na chwilę przed wejściem do taksówki, o północy, wracając z pracy. Dzięki!
Delie, to ja dziękuję...
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak bardzo...
Delie, podpisuję się pod Twoim ostatnim komentarzem.
OdpowiedzUsuńMaggie, dzisiejszym wpisem wprowadziłaś mnie na Te właściwe tory, dziękuję
:)
OdpowiedzUsuńTrzecią godzinę siedzę na telefonie, słucham rzeczy, które zupełnie mnie nie obchodzą i zamiast oddychać w torebkę od czasu do czasu wchodzę sobie tutaj i jakoś lepiej:)
Dziewczyny, dziękuję :-)
OdpowiedzUsuńI dobranoc...
a mnie na razie jakoś te święta nie cieszą, bo wszystko szybko, szybko, szybko....
OdpowiedzUsuńi czytając twój blog maggie i komentarze dziewczyn to myślę, że może w grudniu właśnie przyjdzie czas by trochę zwolnić, mimo zamknięcia roku w pracy to choć trochę, odrobinę wystopować - w końcu to pierwsze święta Szkraba...
i jeszcze jedno, jak czytam co piszesz to czasami coś aż mnie w środku ściska, bo pewne emocje nie są mi obce i to tak fajnie jest mieć świadomość, że nie jest się samemu, że są kobiety przepełnione podobnymi emocjami jak moje
pozdrawiam ciepło
Kasica, ten wpis okazał się ważny, jak widzę, nie tylko dla mnie... Bardzo Wam wszystkim dziękuję... Te wszystkie komentarze są wielce inspirujące i...pocieszające.
OdpowiedzUsuńZresztą na Waszych blogach ja również odnajduję kawałki siebie...
I jako że grudzień nadchodzi - tak, niech będzie on czasem wyciszenia... Tego nam wszystkim życzę.
Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję!
Maggie, tak sobie pomyślałam, że to dobrze, że nasza wyobraźnia wszystko wyolbrzymia. Bo co prawda Święta nie zawsze spełniają nasze oczekiwania, ale i złe rzeczy, których się obawiamy okazują się nie takie straszne w porównaniu z tym, czego się spodziewamy.
OdpowiedzUsuńMałgorzato, wiele racji w tym, co napisałaś...
OdpowiedzUsuńUściski!