…a powiem Ci, kim jesteś ;-)
Rzecz tutaj nie dotyczy zawartości, raczej tego, co na zewnątrz.
Drzwi lodówki zawsze jawiły mi się jako pewien wskaźnik szczęśliwości rodziny.
Coś w tym jest!
Uśmiechnięte, roześmiane zdjęcia dzieci, ich rysunki, plany zajęć, listy bieżących zakupów, numery telefonów, stare bilety do filharmonii, do kina, itepe…
Dla mnie lodówka jest swoistą to-do-list.
Jest domowym dziennikiem pokładowym.
Co i rusz odklejam nieistotne już zapiski, kartki, karteluszki – po to, aby zrobić miejsce na nowe…
Zmienne.
I stałe.
Bo niektóre z nich wiszą od zawsze. Zdjęcia. Szczególnie to jedno – kawałek mojego rodzinnego Miasta. Najpiękniejszego w świecie. Najpiękniejszego z tej perspektywy właśnie. Z okien pracowni, która już nie istnieje. I góry, za których widokiem na horyzoncie tęsknię każdego dnia. Od lat już przeszło dziesięciu…
I stara pocztówka z tegoż miejsca właśnie.
Z czasów, których nie mogę znać i pamiętać, ale które często mi się śnią.
I Młody zając Dürera. Jeden z moich ulubionych obrazów. Gwasz, od którego nie potrafiłam oderwać wzroku przez wiele minut, podziwiając go wieki temu w wiedeńskiej Albertinie.
Ten właśnie obraz powieszę nad łóżeczkiem M.
Same magnesy – kawałek historii.
Skądś przywiezione, przez kogoś podarowane, kupione spontaniczne bo śmieszne, bla bla bla… Te „spożywcze” – w spadku po naszej Przyjaciółce, która wyruszając w świat, rozparcelowała swoją kuchnię :-) Nam przypadły magnesy między innymi.
Przybywa obrazków M.
Będzie ich coraz więcej…
Jak swoje powiszą, lądują w dużej teczce malarskiej ;-)
Dolna część lodówki zarezerwowana jest dla M.
Na razie zachęcam Go do układania tych arcyzabawnych magnesików.
Urocze są, prawda?
A lodówki lubię tylko białe.
Takie skrzywienie.
Nie przepadam za tymi w zabudowie (jak tu coś przyczepić?), stalowe kojarzą mi się z prosektoriami (mówiłam – skrzywienie ;-)), kolorowe, retro - owszem, bardzo mi się podobają, ale biała to biała!
Na lodówce Babcinej uczyłam się rosyjskich bukw.
Mińsk.
Do dziś niewiele więcej potrafię w tym języku przeczytać (czego się wstydzę bardzo i naukę rosyjskiego obiecuje sobie od dawna!). No może jeszcze Moskwa, wagon, Prokofiew i Białoruś. ;-)
Dziś wiele słów o niczym.
Dlatego niech piosenka chociaż będzie o czymś.
Bo chodziła za mną ostatnio.
Walk on by.
Spokojnego popołudnia!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
my teraz mamy zabudowaną.Oprócz tego,że nic się w niej nie mieści,to przyklejania również nie ma:(Załuję,że nie zrobiliśmy side-by-side...na takiej to wiele miejsca do przyczepiania magnesów:)Częściowo tę rolę przejęła tablica powieszona w przedpokoju,ale to jednak nie to samo i nie ta sama przestrzeń,co w poprzednim mieszkaniu z obklejoną lodówką
OdpowiedzUsuńmoja lodówka maleńka, w wynajetym mieszkaniu, zalepiona kolorowymi magnesami-cyferkami, zdjęcie małego Glusia, pamiątka z Paryża....mało miejsca, marzę o dużej - też białej :)) - lodówce, pełnej chwil i obrazków :)
OdpowiedzUsuńps: magnesy cuuudne! moge zapytać gdzie takie dostać?
fajne magnesy! moja lodówka jest satynowo-srebrna i pasą się na niej filcowe koniki magnesiki i jeden drewniany odmieniec a poza tym plany lekcji i zajęć moich chłopaków, czasem jakieś zdjęcie wycięte z magazynu które akurat zrobiło na mnie wrażenie. może pokuszę się o małą sesję :)
OdpowiedzUsuńmiłego wieczoru Maggie!
E.
chcę mieć swoją lodówkę :(
OdpowiedzUsuńNasza lodowka tez na razie jest biala, wiele na niej karteczek i zdjec a dolna czesc przeznaczona jest dla najmlodszego. Tam sa jego magnesy i literki... :-)
OdpowiedzUsuńa zajac pieknie namalowany, szczegolnie jego sierc...
Mam nadzieje, ze imbirowka pomaga... Serdecznosci. M
Znowu:) Dla mnie lodówka musi być biała/kremowa i niezabudowana:))) I marzy mi się kremowy Smeg;)
OdpowiedzUsuńNa górnej części wiszą polaroidy (a raczj wisiały, bo chcę zawiesić nowe), a na dolnej: co tam Chłopiec przyczepi:)
PS A ten zając to wygląda tak, że ma się ochotę wyciągnąć rękę i dotknąć jego sierści.
PS 2 Wiesz, że rok temu w grudniu zamieściłam posta o lodówce:)))))
U nas lodówka zabudowana. Ale podobają mi się białe i kremowe lodówki. Bardzo. W dodatku takie właśnie lodówki żyjące życiem rodziny, z planami lekcji, notattkami, biletami i magnesami dla dzieci. Puzzle Chłopca mnie urzekły. I zdjęcie Twojego miasta. A na piosenkę muszę zaczekać do wieczora. Nie lubię słuchać "Twoich" kawałków w biegu. Za sługują na więcej czasu i cgwilę skupienia ;)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o magnesy to są to drewniane puzzle-magnesy Djeco. Kupowałam je na Mokotowskiej :-)
OdpowiedzUsuńEnchocolatte, filcowe koniki? Chciałabym je zobaczyć :-)
Mamsan&Delie, prawda? Ta sierść zająca jest niesłychana!
Delie, kremowy smeg jest cudny! Wiem o czym mówisz :-)
Od razu pobiegłam też zobaczyć ten lodówkowy post grudniowy - faktycznie! Muszę szybko czytać wstecz, bo znowu zamkniesz dostęp :-( a ja mam taaakie zaległości!
Hmm, chyba był jeszcze jeden w tym roku, ale teraz nie mogę go odszukać;)
OdpowiedzUsuńNo to kroi się wpis lodówkowy i u mnie... z konikami. A dziś wpadła mi w ręce u mamy książka z takim zającem na okładce. Od razu ją porwałam do domu, będę czytać: Sophie Marceau, Kłamczucha.
OdpowiedzUsuńCo za zbieg okoliczności!
:)
E.
Czekam więc!
OdpowiedzUsuńNajbardziej na te koniki :-)
A książka fajna?
Bo S.M. lubię bardzo! I piękna jest!
moja lodówka to "prosektorium"; z oberwaną zabudową (to już profanacja!), żadnych karteczek, żadnych pamiątek, a w środku dwa majonezy, trzy mleka, ser, który zzieleniał z rozpaczy, i śmietany, o których wszyscy zapomnieli. No i dano na śniadanio. I faktycznie czuję się jakaś taka przeterminowana...
OdpowiedzUsuńZwierzątka M. genialne!
bu
Bu, na zakupy!!! I to do jakichś dobrych delikatesów!
OdpowiedzUsuńZwierzątko możesz dostać w prezencie jedno - przykleisz sobie i od razu zeschłym serkom będzie raźniej ;-)
Tylko z rozbiegu (i z głodu) mogłabym takie zwierzątko zjeść bu
OdpowiedzUsuń