piątek, 26 listopada 2010
W niedzielę jadę do…
Domu – chciałam napisać…
Kiedyś tak bym napisała.
Teraz, że do Mamy. Do Bliskich. Do rodzinnego Miasta.
Pamiętam taki czas, kiedy wyjeżdżając stąd, mówiłam, że jadę DO DOMU.
Ale nadszedł taki dzień, kiedy wyjeżdżając stamtąd, pomyślałam, że wracam.
Do Domu.
Do mojego Domu…
Pamiętam, jak tłumaczył mi to kiedyś T.
Że najpierw Dom jest tam, gdzie Mama, potem tam gdzie Dzieci…
Ale najpiękniejsze jest uczucie, świadomość, że ten DOM jest tu i tam, tam i tu…
Chyba tak mam…
Kiedy i tu i tam czeka Ktoś…
Choć jeśli musiałabym wskazać tylko ten jeden, to jednak TU…
Teraz już tak.
Dobrego, słonecznego dnia!
***
W starym sadzie szron i resztki śniegu…
Myślę, że jednak ten prawdziwy atak zimy jeszcze przed nami…
I coś czuję, że pierwsze zimowe zdjęcia pstryknę TAM.
Ale zanim wyjadę, czeka nas jeszcze przemiłe spotkanie w sobotę.
I zakupy.
I trochę pracy.
I pakowanie. (Tego nie znoszę akurat!)
Ale wracamy za dni kilka.
Zresztą nie rozstajemy się z komputerem, więc pewnie i tu zajrzymy :-)
I chyba przywiozę ze sobą te oldschoolowe aparaty foto!
Piosenka?
Może później…
Wieczorem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dom. Miejsce, w którym ktoś na na czeka. Ktoś ważny, kochany, bliski. Miejsce, w którym mieszkają nasze wspomnienia. Miejsce, o którym myślimy, do którego wracamy, za którym tęsknimy. Pięknie to dzisiaj ujęłaś. Mi jeszcze dzisiaj zdarza się pomyśleć, że jadę do domu, kiedy wybieram się do Rodziców.
OdpowiedzUsuńUdanego weekendu!
Czekam na piosenkę i zdjęcia zimowego sadu. I na oldschoolowe aparaty!
ach, jakie kolory ..
OdpowiedzUsuńja mam problem z określeniem, gdzie dom .. bo TU, to wiadomo, TAm, to rodzice, ale nie mój dom chyba (chociaz notarialnie 1/3 tak) .. sama nie wiem .. niby co to za problem, ale jednak jakiś jest ..
O tak - teraz TU, kiedyś TAM. Niby ciągle TAM w jakiś sposób, ale jednak TU bardziej.
OdpowiedzUsuńSzerokiej drogi!:)
Dom...tam gdzie jestem dłużej niż pół roku zaczynam czuć sie jak w domu, tam gdzie siedzi ze mną ktoś, kto ze mną za rękę idzie od wielu już lat...ale do rodziców tez jade jak do domu, choć po kilku dniach marzę żeby wrócić do swojego miejsca...
OdpowiedzUsuńSpokojnej drogi i miłego pobytu w TAMTYM domu :)
Ja wciaz jadac do Polski mowie, ze jade do domu a wracajac, ze tez jade do domu... Dla mnie dom wciaz jest i tam i tu i tak juz chyba pozostanie...
OdpowiedzUsuńUdanego pobytu zycze i wielu zdjec... M
zablokowałam bloga, przepraszam, musiałam, a myślałam, że mnie to ominie :( niestety nie udało się ...
OdpowiedzUsuńproszę o info czy chcesz zaproszenie: ellemo@wp.eu
Pięknie powiedziane - dom jest tam, gdzie czekają rodzice, a potem dzieci. I faktycznie, kiedy już się wyprowadziłam, ale jeszcze nie miałam dzieci to nigdzie nie czułam się do końca w domu.
OdpowiedzUsuńCzekam na pierwsze śniegowe zdjęcia. My chorujemy więc chociaż u Ciebie się ponapawam :)
Udanego wyjazdu! I takiej pustej drogi jak ta na zdjęciu.
No właśnie, TAM i TU. Ja to już podwójnie jestem rozdwojona. Koniecznie przywieź te aparaty, bardzo jestem ich ciekawa. Udanego wyjazdu, pozdrawiam!:)
OdpowiedzUsuńTU i TAM.
OdpowiedzUsuńCiekawe, jak to jest, kiedy zawsze (i tylko) jest TU...
Kiedy nie opuszcza się miejsca, domu swojego dzieciństwa... Bo czasami i tak bywa...
Życzę Wam pięknych powrotów... Do Waszego TAM i do Waszego TU :-)
Małgorzato, dużo zdrowia!
Patrycjo, witam :-) Miło, że zajrzałaś!
OdpowiedzUsuńAparaty przywiozę, przywiozę... Ale co z tego wyjdzie - nie mam pojęcia ;-)
Dla mnie TU to TU. Mieszkamy osobno, ale Rodzice i tak wpadają prawie codziennie. Zawsze z zapowiedzią. Czasami dzwonią będąc już pod drzwiami. ;) A jak się nie widzimy to wisimy na telefonie, bo bieżących do omówienia spraw jest tak wiele. ;)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcie, Maggie!
Udanego pobytu TAM i mile spędzonego czasu.
Serdecznie pozdrawiam!