środa, 9 lutego 2011

Spacerkiem... I legenda o Złotej Kaczce. I coś o krokusach :-)

Mały spacer po warszawskich ulicach…
Na przekór niesprzyjającej aurze…
Bardzo lubię ten widok... To okno. Często przy nim przesiaduję. Przesiadywałam. Jedna z fajniej umiejscowionych kawiarni w Śródmieściu. I pyszny żółw na sojowym - mój jedyny kaprys w czasie ciąży ;-) Lubiłam czekać na Tatusia M. właśnie przy tym oknie, z dwoma kubkami kawy - stąd mogłam zobaczyć jak wychodzi z pracy i podbiega w moją stronę... Lubiłam tam czekać już z M. Najpierw po jednej, potem po drugiej stronie brzucha... Teraz Tatuś M. pracuje w innym, równie zresztą malowniczy miejscu... I również tam nieopodal mamy kawiarenkę, w której można na siebie czekać :-)

I Hoża.
Sentyment mam do tej ulicy z jednego powodu.
Blisko rogu z Kruczą znajduje się Odeon. Mała, kameralna księgarnia. Pełna rozmaitych książek. Oraz nut. Kiedyś w drugiej jej części znajdował się sklep z płytami. Ze znakomita muzyką.
Uwielbialiśmy tam zaglądać z Tatusiem M. jeszcze w studenckich czasach.
Przesiadywaliśmy przy odsłuchu i jeśli nam zostało coś w portfelach po wizycie w Słodkim ;-) (wycieczka Mokotowską przed nami – obiecuję wczesną wiosną przeprowadzić Was moim szlakiem po Śródmieściu Południowym z Mokotowską na czele!) kupowaliśmy jakąś płytę legendarnej wytwórni Winter &Winter. Płytę cacko. Bo płyty W&W to zarówno muzyczny, jak i edytorski rarytas… Pięknie pakowane w tekturowe, charakterystyczne pudełka z przecudną książeczką… Muzyka z pogranicza klasyki i jazzu. Wyjątkowa. W swoim rodzaju jedyna.
Idąc Hożą zawsze słyszę którąś z tych płyt…

Tym razem w Odeonie upolowaliśmy coś dla M.
Zresztą nie tylko dla M.
Poczytamy przecież razem ;-) I to z największą przyjemnością... Również dlatego, że współautorem Esterhazy'ego jest Hans Magnus Enzensberger - którego ogromnie cenię i lubię.

***

A potem wycieczka w pewno miejsce niezwykłe.





Okólnik i skwer Wodiczki na tyłach Akademii Muzycznej.
Bardzo moje miejsce.
Również zimą.
Ale zdecydowanie bardziej wiosną, jesienią i latem ;-) Ze zrozumiałych względów
Kiedyś trochę miejsce może zapyziałe, za to dzisiaj wypiękniało wprost niesłychanie!
Uwielbiałam przychodzić tam jesienią i wiosną z maleńkim jeszcze M. w wózeczku :-)
W październiku, kwietniu, maju przy pootwieranych oknach konserwatorium można posłuchać tych wszystkich prób i ćwiczeń… Waltornie, fortepiany, skrzypce i klarnety… Uwielbiam… Takie czary.
Dokładnie taka atmosfera panowała w majowe popołudnia przed moją szkołą muzyczną… W moim pięknym Mieście.
Uwielbiałam wylegiwać się na wielkich cokołach pod ogromnymi, starymi drzewami kwitnących magnolii i nasłuchiwać gry kolegów… Moje magiczne, czarowne miejsce…
W Warszawie podobną rolę pełni właśnie ów skwer. Na tyłach hałaśliwego Nowego Światu.

Mój Okólnik.
I przepiękny Pałac Ostrogskich.
W którym obecnie mieści się niesamowite, ultranowoczesne Muzeum Chopina.
Bardzo kameralne.
Bardzo niezwykłe.
Nie sposób opisać tych wszystkich, towarzyszących zwiedzaniu wrażeń. Również jeśli chodzi o sam projekt i jego realizację.
Świetne miejsce także dla rodziców z dziećmi.
Bo twórcy muzeum pomyśleli również o najmłodszych – nie tylko przegotowali świetną salę dla maluchów, ale też we wszystkich pozostałych pomieszczeniach dzieci mogą poczuć się bardzo swobodnie! W każdym razie M. był zachwycony!

Duszę cieszy, że Pałac Ostrogskich tak wypiękniał…

Zatem kilka migawek z wycieczki z Okólnika… M. zasnął w wózku, zima rozszalała się na dobre, a skwer Wodiczki przemierzał czarny pudel w różowym wdzianku…







Fragment Pałacu Ostrogskich, śpiący w wózku M. i nuty na murze przed Konserwatorium. I niedomknięty obiektyw, przez który przypadkowo pstryknęłam takie zdjęcie (poniżej po prawej) ;-)



A zdjęcia z samego muzeum – jutro! Albo jeszcze za chwilę... Nie dam już rady ich wrzucić tu dzisiaj...
Za to jeśli ktoś ma ochotę niechaj zajrzy tutaj - z Pałacem Ostrogskich związana jest jedna z najpiękniejszych legend warszawskich, ta o Złotej Kaczce

Miłego, pięknego dnia!!!
Tu, gdzie jestem, słońce świeci nieprzytomnie... Trzeci już dzień!
Popijam kawę na tarasie...
W ogrodzie krokusy (powoli, powoli wydostają się na drugą stronę...) i parę kępek przebiśniegów!
A mój Syn biega jak szalony między jabłonkami (nie, nie kwitną jeszcze!) :-)
Dobry czas...
Dobry dzień...

I to słońce, za którym tak bardzo tęskniłam...





19 komentarzy:

  1. maggie, i znowu nie wiem od czego zacząć, to zacznę od końca:) Czy Ty jesteś w Polsce? Te krokusy i kawa na tarasie? No, weź;))

    A przy Hożej pracowałam lat kilka i miejsca są mi znajome. Bardzo!
    Podobnie jak Mokotowska, którą lubię:)

    Czy możemy się umówić któregoś ciepłego wiosennego dnia na spacer po centrum Warszawy?

    Na tym skewerze Wodiczki byłam wieki temu. Ta muzyak wypływająca zza okiem była magiczna!

    Piękne to Wasze zdjęcie roześmiane:)

    PS Upolowaną przez Was książkę właśnie wrzuciłam do koszyka:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Krokusy i kawa na tarasie! Maggie, czy mogę się przysiąść? Lubię czytać o Waszych spacerach, które prowadzą ulicami Warszawy. I nie tylko. O Waszych książkach, płytach i miłości do muzyki. Jej zrozumienia i pełnego uzależnienia ;) A zdjęcie zrobione przypadkiem jest jednym z moich ulubionych dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
  3. Na południu jestem :-)
    Na południu Polski!

    Słońce świeci, że o rany! I ciepło jest! Może nie upał, ale ciepło :-)

    Książka cudna :-) Bardzo polecam! A na spacer po Śródmieściu jesteśmy umówione! Byłaś już w tej Galerii Soli tak BTW?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ewo, zapraszam :-) Do kawy mamy cynamonowe bułeczki!
    A po kawie dłuuugi spacer...

    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mokotowska to chyba moja ulubiona ulica w W-wie:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. u Ciebie zawsze coś się dzieje ...

    OdpowiedzUsuń
  7. Aniu, ja mam jeszcze inne ulubione, ale to na pewno jedna z :-)

    Magda, dzisiaj to akurat nic ciekawego ;-) No, poza tą kawą na tarasie, ale to w sumie nudy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie byłam. A książka już kupiona. Dużo nowych u nas ostatnio:)

    OdpowiedzUsuń
  9. dwa zdjęcia z uśmiechami.. naj.

    OdpowiedzUsuń
  10. W czasach studenckich mieszkałam na ul. Kruczkowskiego i wiosną gdy zieleń się budziła leciałam pod konserwatorium aby posłuchać tego "misz maszu" muzycznego, takie dźwięki to dla mnie wspomnienia z Mojego Miasta, z liceum:)Dodam , że nie raz uczyłam się tam do egzaminu w sesji letniej.

    Nie wiedziałam o tym Muzeum Chopina, tzn chyba widziałam je w TV ale nie skojarzyłam miejsca :)

    Bardzo zazdroszczę tego słonka, krokusów i wyjazdu na południe, może jesteście gdzieś bliziutko Mojego Miasta bo w nim ponoć jest teraz słonecznie i bardzo ciepło jak na tą porę roku - tak jak u Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  11. miło się z Tobą spaceruje Maggie po Warszawie i wirtualnie tak jak dziś i realnie.

    pudel w różowym wdzianku mnie rozbawił!

    a na takie przechadzki stołecznymi uliczkami z Tobą to i ja się piszę :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie znam Warszawy a dzięki twoim spacerom zaczyna ona dla mnie mieć odrobinę tej magii, jaką ma dla mnie mój Kraków ;)
    A kawy na tarasie zazdroszczę - u nas słońce było i zniknęło...ale za to krokusy owszem są! :))
    Pozdowienia!

    OdpowiedzUsuń
  13. Oj, ale tęsknię za Warszawą.
    Cudne zdjęcia.
    A w Krakowie lubię chodzić wieczorami ul. Kanoniczą, tam zawsze słychać chór. Magia :)
    PS U nas też ciepło, bardzo!

    OdpowiedzUsuń
  14. Maggie, bardzo bym chciala razem z Toba wedrowac po Warszawskich uliczkach, uwielbiam te Twoje opowiesci i to zdjecie z dwoma usmiechami tez bardzo lubie a pudelek niesamowity...!

    Sciskam. M

    OdpowiedzUsuń
  15. Moja Warszawa:)
    Ach, jak tęsknię.
    Tyle "moich" i "naszych" miejsc...
    Aż poczułam ukłucie. Mimo, że tu gdzie jestem jest pięknie.

    Na skwerze Wodiczki byliśmy całkiem niedawno, chyba zeszłej wiosny.
    Spacery po Warszawie, to coś z czego nigdy nie zrezygnowaliśmy. Nawet z krewetkami w wózkach łaziliśmy co weekend, aż do zmierzchu. Oboje uwielbiamy to miasto. Do znudzenia:)
    Delie, do tej pory, jak mijam kamienicę "Batycką", zaglądam w Hożą i myślę o Tobie:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Lubię tę Twoją Warszawę. A Mokotowską do tego stopnia, że zawsze kiedy wychodzę na rower, dziwnym trafem znajduję się w którejś kawiarni w tamtej okolicy. Mam nadzieję, że kiedyś wybierzemy się na wspólny spacer :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Odpiszę, odpiszę wszystkim... Za małą chwilkę, bo teraz jestem w sieci na pięć sekund zaledwie i znikam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  19. Nana, ja przestałam chodzić do Green. Nie wiem, może są miejsca gdzie trzeba chodzić z Pewnymi Osobami. Inaczej kawa przestaje smakować:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)