czwartek, 25 listopada 2010

O misiach.



A wiecie, że dziś Światowy Dzień Misia?

Och, piękne i ważne święto!
I tyle wspomnień od razu…
Mój ukochany miś z dzieciństwa, a właściwie misie, już w wieku emerytalnym. Były dwa. Takie najukochańsze. Jeden od zawsze. Szarobury. Duża głowa i czerwone, aksamitne uszka. Tadeusz.
A drugi – prawdziwy cudak. Blado, baldziutkoróżowy. O barankowej, troszkę szorstkiej sierści. Z różowym guzikowym nosem. I z przeogromną, ciężką głową a lebiodowatym tułowiem. Znalazłam Go pod poduszką. W Mikołajki naturalnie :-). Bardzo rano.
Tego nazwałam Teddy ;-)
Miałam jeszcze inne misie, ale te dwa były szczególne.
Są.

M. pierwszego misia dostał od Taty.
Zygmunt.
Takie dostał imię miś.
Piękny, elegancki – w tweedowych galotkach i oliwkowym swetrze z angielskiej wełny.
Z bardzo ekskluzywnego sklepu z misiami.
Handmade.
Tylko, że Zygmuntowi odpadła głowa, kiedy próbowałam zdjąć mu ten wełniany sweter.
Tragedia.
Więc pobiegliśmy Zygmunta wymienić.
Na drugiego. Podobnego. Na Zygmunta II ;-)
Temu z kolei przy próbie zdjęcia sweterka odpadła rączka.
Póki co, został zapakowany w papierową torbę i albo trafi do kliniki lalek, albo zostanie do sklepu zwrócony. W każdym razie będzie musiał zostać zastąpiony jakimś innym misiem, może nawet z innej dynastii ;-)
A poza tym na razie i tak rządzą króliki.

Na zdjęciu miś. I baby miś. Nie, to nie Zygmunt. Ten jeszcze nie ma imienia. Ma za to wybitnie energetyzujący szalik. W sam raz na zimę!
Bo śnieg spadł!
Taki nijaki trochę. Już go właściwie nie ma… Czyli się nie liczy!
W dalszym ciągu więc czekam. Na zimę.

Dobrego dnia!




PS A jeśli chodzi o misie literackie, to właśnie czytam Dziecku Misia Uszatka :-) Piękne, wznowione wydanie z ilustracjami Zbigniewa Rychlickiego. M. najbardziej lubi z tej książeczki koguta ;-)
Ja z kolei ze wszystkich misiów największym sentymentem darzę Paddingtona – trzy tomiki opowiadań o tym cudnym misiu dostałam kiedyś od Wujka i były to jedne z najbardziej wysłużonych książeczek mojego dzieciństwa. Późniejsze tomy czytałam już jako nastolatka, za to na studiach przeczytałam wszystko w oryginale :-) Bo nabyłam wtedy wielką Paddingtonową księgę! A teraz szalenie mnie cieszą wznowienia w nowej serii Znaku – znakomicie zresztą przetłumaczone przez Michała Rusinka!
No a Kubuś Puchatek?

The more it snows
(Tiddely pom),
The more it goes
(Tiddely pom),
The more it goes
(Tiddely pom),
On snowing.


And nobody knows
(Tiddely pom),
How cold my toes
(Tiddely pom),
How cold my toes
(Tiddely pom),
Are growing.

Uwielbiam!

16 komentarzy:

  1. Misie były, są i będą w naszym życiu ...
    ja Kubusia uwielbiam ... Jagna też :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja uwielbiam to miejsce, tego bloga, bo jest w nim masa dobrej energii, czegoś ponad jesień, zamknięte osiedla. Co do misiów - nie-misiów: co sądzisz o Dziobaku jako bohaterze literatury dziecięnej? ;) Bo za mną taki jeden Dziobak chodzi!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten anonimowy powyżej (i ten tu) to anonimowa bu;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Światowy Dzień Misia! Nie wiedziałam. Ale to rzeczywiście bardzo ważny dzień. I bardzo piękny dziejszy wpis. Moje ulubione misie to Puchatek, Uszatek i Paddington. I jeszcze Miś Coralgol :) Zresztą chyba nie ma takiego bajkowego misia, którego nie darzyłabym sympatią, nawet jeśli nie zapamiętałam jego imienia. A pierwszy śnieg - cóż, może i trochę przezroczysty, może i topnieje w oczach, ale jest. A przynajmniej był ;) Sezon zimowy uważam za otwarty ;)
    Uściski!
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  5. Przecudny ten miś z pierszego zdjęcia.
    U nas królują dwa. Jest i trzeci z mojego dzieciństwa. A Paddingtona z serii o której piszesz czytamy właśnie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Magda, no bo miś to miś :-)

    Bu, och jak mi miło :-) Z tym Dziobakiem to nie wiem... Pomyślimy ;-) A ten, co to drepce za Tobą to już z Indii wrócił? Czy masz innego Dziobaka na myśli? ;-)
    Ściskam droga Bu!
    Pierniczki będę piec niedługo! A umawiałyśmy się na degustację i pzedświątecznego grzańca :-) Daj znać @

    Ewo, ja też o tym święcie dowiedziałam się dzisiaj! Ale wpisz koniecznie do kalendarza i przekaż wiadomość Dzieciom!
    A wiesz, że ja za Coralgolem nie przepadałam... Nie wiem dlaczego - w sumie był bardzo sympatycznym niedźwiadkiem! A niedawno ktoś mi zdradził, że Coralgol to francuski miś :-) i francuskie dzieci tez go znają, choć powstawał w Semaforze!
    Zimy w dalszym ciągu brak... Śniegu prawie nie widziałam ;-)
    Uściski!

    Delie, :-)
    A ten Twój z dzieciństwa to miał jakoś na imię?
    I jak się podoba Paddington Chłopcu? Ja najbardziej lubiłam rozdział o wizycie w teatrze :-) I o zakupach w Harrodsie ;-)
    No i przepadam za panem Gruberem, oczywiście!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zygmunt II, wyborne! Zupełnie zapomniałam o tym święcie, mam nadzieję, że doczekam czasów kiedy będzie wolne od pracy :) Zamiast jakiegoś innego święta oczywiście. A co do misiów, to jednak Puchatek, chociaż trochę żałuję, że w polskim tłumaczeniu jest płci męskiej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Za mojego dzieciństwa nie miał imienia - albo nie pamiętam:) Teraz nazywa się Zenek:)

    OdpowiedzUsuń
  9. A Paddingtona lubi bardzo. Ale zna go jeszcze z takich dużych książeczek z obrazkami dla młodszych dzieci. Wydanych w PL dwa/rok temu. Ja lubię Panią Bird:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mój Dziobak dziś przybył i ja sobie za nim drepczę! Musisz mnie nauczyć piec pierniczki, no bo ile można nie umieć??;) bu

    OdpowiedzUsuń
  11. Nasze slodkie, kochane Misie... Moj drugi syn dostal pierwszego na chrzciny, obecnie jest bez nogi i ucha, drugiego dostal zajaca, glowa biedakowi wisi i trzeba na odpowiednie miejsce przyszyc ... :-) moze na urodziny kupimy kolejnego, chcialabym zeby choc jeden zostal na pamiatke...

    Pozdrawiam cieplutko. M

    OdpowiedzUsuń
  12. Misie ze zdjęcia piękne. Opowieść o nich również. Mój ulubiony to Uszatek. Do dzisiaj. Dla Z. misie to jeszcze nie Jej świat, choć i u nas jest ich kilka. Ciekawi mnie, jak M. słucha historii o Uszatku? Ogląda, przekłada kartki? ;)
    Swoim wpisem obudziłaś pewne wspomnienie z dzieciństwa. Był w naszym mieście Towarowy Dom, a w nim dział z zabawkami. Na najwyższej półce siedział duży, czekoladowy miś. Szklane miał oczy, a w środku wiórki. Tato zauważył, że patrzę, ale zapytał tylko czy mi się podoba. Poszliśmy na leniwe pierogi, zwyczajowo, bo bardzo je lubiłam będąc dzieckiem, a potem wróciliśmy do domu. Razem z nami miś. Niosłam go dzielnie pod pachą. ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzień Misia :) Hmmm...moj Glus misiów nie lubi - to straszne :( moze polubi, z czasem... Ja pamiętam szarego misia ktorego dalam mojemu mezowi-jeszcze -nie mężowi na 21 urodziny, Apatia mial na imie :) Ach...fajnie...

    OdpowiedzUsuń
  14. Acha, zapomniałam :) A Misia Coralgola to ja sie zawsze bałam...do dzis mi zostalo ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Bu, pozdrów Dziobaka zatem :-) Serdecznie!

    Mamsan, to nie mają misie lekko u Was ;-) Pozdrawiam serdecznie!

    Ivi, cudna ta Twoja opowieść... A czekoladowy miś przetrwał?
    A z tym czytaniem to jest tak, że M. biega po pokoju, ja rozsiadam się w hamaku, zaczynam czytać i on wtedy albo podchodzi i od razu ładuje się na moje kolana i "czytamy" razem, albo tylko podejdzie i zagląda do książeczki, wskazując palcem różne obrazki. I biegnie dalej :-)
    Serdeczności, Ivi!

    Anik, hahaha, aleście ochrzcili misia! Super!
    Uściski!
    A Gluś pewnie misie polubi już niedługo!

    OdpowiedzUsuń
  16. To musi być zabawny widok, a M. rozkoszny. :)

    Miś może i przetrwał, choć tego akurat pewna nie jestem. Podzielił losy wszystkich moich ubranek i zabawek. Trafił w ręce dzieci z rodziny. Teraz trochę mi szkoda. Przytuliłabym się do takiego misia. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)