Wczoraj, buszując po mojej ulubionej księgarni przy Brackiej, ucieszyłam się ogromnie na widok kolejnego wznowienia pewnej literacko-muzycznej perełki.
To „Kolędy” w cudownym opracowaniu graficznym Jana Marcina Szancera.
Ja w Domu mam stare, mocno wysłużone wydanie, takie z pozaginanymi kartkami, wielokrotnie sklejane, kilku stron nawet brakuje…
Poza tymi najpopularniejszymi, znajduje się w tym zbiorze sporo mniej znanych kolęd i pastorałek (wraz z nutami)…
Teraz sama czuję się trochę winna, bo ja tu co i rusz proponuję jakieś obce brzmienia w moim muzycznym kalendarzu adwentowym, ale bierze się to głównie stąd, że naprawdę ciężko znaleźć w sieci te cudne staropolskie świąteczne perełki w dobrych wykonaniach… Szukam i szukam i nic…
My podczas Wigilii żadnych kolęd nie śpiewamy. Niestety… Jakoś zanikła ta tradycja.
Nie do końca na szczęście, bo w okresie świąteczno-noworocznym siostra mojego Taty urządza takie świąteczne muzykowanie. W domu rodzinnym, w wielkim półokrągłym salonie, przy kominku spotykają się przyjaciele, krewni, znajomi i sąsiedzi. Skład się zmienia – raz jest tych osób więcej, raz mniej, ale zawsze udaje się stworzyć cudowną, świąteczną atmosferę. I są głośne śpiewy. I muzykowanie. Pianino, skrzypce, wiolonczela, gitary, flety, akordeon, bębny i bębenki, harmonijki, głosy żeńskie, głosy męskie… Ci mniej umuzykalnieni otrzymują (każdy) po jakiejś drobnej przeszkadzajce – marakasy, kastaniety, trójkąty, tamburyna… No i gramy!
Czasem nawet trafi się prawdziwy turoń z obrotową gwiazdą :-)
Taki więc apel: śpiewajmy i grajmy w te Święta. I we wszystkie następne. To jest moje postanowienie - jeszcze tegoroczne. Bo ja też uwielbiam kiedy z głośników sączy się sympatyczny świąteczny, nieszkodliwy jazzik, kiedy moje ulubione White Christmas śpiewa mi Frank albo Ella… Rzadko sięgam po płyty z polskimi kolędami.
Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Może w polskiej muzyce rozrywkowej brakuje neutralnych piosenek okołoświątecznych, takich niekoniecznie religijnych, może bardziej współczesnych? Są stareńkie, cudne pastorałki, ale może one są po prostu zbyt retro? I brzmią dobrze tylko pod bacówką w Zakopanem…
Nie wiem, pewnie tak…
Ale myślę, że warto dać Dzieciom wybór. Chciałabym, żeby mój Syn poznał zarówno te wszystkie polskie tradycyjne utwory świąteczne, jak i te ze Skandynawii, z Niemiec, z Francji, kilka celtyckich, angolsaskie Christmas carrols… Różne.
Bo przecież 'Wśród nocnej ciszy' to rzecz przepiękna…
A 'Gdy śliczna panna' jest chyba najcudowniejszą ze znanych mi kołysanek…
Z kolei 'Triumfy Króla Niebieskiego' moim zdaniem biją na głowę dostojne Hark the Herald Angels…
A 'Lulajże Jezuniu' składa się z miliona zwrotek, z których znamy może pierwsze trzy… A pamiętam jak śpiewała mi tę kolędę przyjaciółka mojej Babci, wielce już wiekowa, elegancka pani, emerytowana polonistka – pamiętam, ze zachwycały mnie kolejne zwrotki.
Niektóre pamiętam do dziś:
Dam ja Jezuskowi słodkich jagódek
pójdę z nim w Matuli serca ogródek.
Dam ja Jezuskowi z chlebem masełka,
włożę ja kukiełkę w jego jasełka.
Dam ja Ci słodkiego, Jezu, cukierka
rodzynków, migdałów z mego pudełka.
Cyt, cyt, cyt niech zaśnie małe Dzieciątko
oto już zasnęło niby kurczątko.
Cudne, prawda?
Pamiętam, jak pani W. wspominała, ze podczas wojny rodzina cierpiała wielką biedę i przy skromnej wieczerzy wigilijnej Jej matka, śpiewając tę właśnie kolędę, patrzyła na swoje Dzieci i płakała przy zwrotce o rodzynkach i migdałach… To zrobiło na mnie, małej dziewczynce, ogromne wrażenie...
Och, sama nie wiem… Tak mnie dzisiaj naszło z tymi kolędami. Jakoś mi ich szkoda. Bo znikają… Bo długo stałam wczoraj przy półce i patrzyłam ile osób sięgnie po ten zbiór.
Nikt.
Szkoda. Sama je kupiłam. Trzy egzemplarze. Mam nadzieję, że ucieszą tych, którzy je znajdą pod choinką. I mam nadzieję, że będzie to oznaczało wspólne świąteczne muzykowanie :-)
Dziś Dzień Świętej Łucji – przepięknie w Szwecji celebrowany (czekam na relacje Mamsan!).
Zrobimy więc tak.
Bo przygotowałam na dzisiaj coś stamtąd. Najpierw będzie więc
po szwedzku… Uwielbiam ten utwór!
Ale ponieważ mamy jedną zaległą piosenkę świąteczną, może posłuchajmy i
tego… Nie znalazłam niestety żadnego lepszego wykonania – ale to też nienajgorsze… Chciałam wrzucić też fragment scherza b-moll Chopina i wplecione w nie frazy Lulajże Jezuniu właśnie, ale nie udało mi się niestety…
A M. odkrył dziś latarkę :-) Dzień to idealny, jak widać ;-) Święta Łucja i nasze prywatne domowe Święto Światła! A odkrył ją dzięki uprzejmości panów hydraulików ;-) bo mieliśmy rano awarię i zostali panowie wezwani. M. jak zaczarowany przyglądał się ich pracy – głównie latarkom – zatem kiedy już poszli, pozwoliłam Mu się taką pobawić! Latarką, a raczej rowerowym cateye’em – M. oszołomiony, bo w zależności, ile razy naciśnie przycisk, światło pulsuje albo jest stałe. Wędruje więc po mieszkaniu, świeci po ścianach, po meblach i we wszystkie zakamarki. Czekam aż przyjdzie zmrok – wtedy dopiero będzie zabawa! W dodatku przy piosence 'Tanie dranie' ;-) bo to ulubiony ostatnio kawałem mojego M.
W wykonaniu Mamusi, oczywiście ;-)
I gramy, gramy, gramy! M. sam wdrapuje się na fotel i gra! Zauważył już, że ja nie uderzam w klawiaturę całą dłonią i sam teraz próbuje grać paluszkami... Najsłodszy widok.
Udanego popołudnia!