piątek, 10 grudnia 2010

Czasami...


Czasami jest ciężko.
Czasem przychodzi taki dzień.
A nie przychodzi wsparcie.
Ani zrozumienie.
Powoli wkraczamy w fazę buntu. Jeszcze nie dwulatka, ale zaczyna się…
Słowo ‘nie’ traci na znaczeniu.
Pojawia się upór. Złość – nie złość. Bardziej upór.
Do pary z uroczym, nieprzejednanym uśmiechem.
Który jednak wymusza.
I płacz. Na zawołanie. Wielkie jak groch łzy spływają po tej najsłodszej buzieńce i próbują nakłonić mnie do jakiegoś ustępstwa…
A ja czuję się niczym kat.
Nie wolno! Nie wolno! Nie wolno!
Nie i nie i nie!
Na pewne rzeczy pozwolić nie mogę. Po prostu.
I coraz bardziej trzeba się gimnastykować, żeby odwrócić uwagę Dziecka, kiedy zajmie się czymś niewłaściwym, czymś niebezpiecznym…

Przychodzi taki cudowny moment, kiedy z fazy intensywnej (głównie) pielęgnacji wkraczamy w zupełnie nowe obszary. Kiedy Dziecko staje się coraz bardziej Człowiekiem. Bytem osobnym. Samostanowiącym, a w każdym razie do samostanowienia dążącym. To fajny moment, fajny czas. Rodzaj ‘nagrody’ za te pierwsze, mniej wdzięczne miesiące… Bo to okres cudownego i wszechstronnego rozwoju Dziecka. Także czas najsłodszej czułości.
Wspaniały to czas, ale i piekielnie trudny.
Bo co krok pojawia się słowo ‘odpowiedzialność’.
Za wszystko.
Za kształt, jaki to wychowanie małego Człowieka przybiera.
Za słowa, które wypowiadamy (i nie).
Za gesty, które wykonujemy (bądź nie).
Za emocje, które okazujemy (albo ich szczędzimy).
Za każdy dzień, który spędzamy z Dzieckiem. Za każdą chwilę.
Ciężar.
Momentami nie do udźwignięcia.
Kiedy obcujesz z Dzieckiem tę niemal cała dobę, gdzieś czają się również te niechciane uczucia.
Oraz zwyczajne, ludzkie zmęczenie.
Wątpliwości.
I ból, jeśli nie potrafisz sprostać postawionym samemu sobie wymaganiom. Oczekiwaniom.
Poczucie winy.
A jednocześnie potrzeba, aby zostać rozgrzeszonym.
Pocieszonym.
A przede wszystkim zrozumianym.
Czasami jednak trzeba uporać się z tym wszystkim samemu.
Wtedy jest najciężej…
Bo nie jest tak naprawdę łatwiej, kiedy jesteś przez cały czas z Dzieckiem.
Bo świadoma decyzja o ‘pełnowymiarowej’ opiece okazuje się czasami pewnego rodzaju obciążeniem.
Bo to taka ‘praca’, z której nie wraca się ‘do domu’.
Od której nie ma weekendów.
W której równocześnie musisz być pracodawcą i pracownikiem. I kontrolerem jakości ;-) Swoista schizofrenia. Wygląda to trochę inaczej niż w przypadku prowadzenia własnej firmy. Bo nie możesz zamknąć biura ani ogłosić bankructwa. Bo po prostu nie możesz spławić ‘klienta’ albo negocjować w nieskończoność niekorzystnej umowy…
I to taka ‘praca’, na którą narzekanie nie godzi się. Po prostu. Chyba że ryzykując utratę praw rodzicielskich ;-)
I to wszystko jest czasami bardzo męczące.
A wysiłek często niewidoczny.
Taki paradoks.
A jednak tę ‘pracę’ wykonuję z pełną premedytacją. Z ważnym celem. Z pasją. Z poczuciem pełni.

Bo częściej jest dobrze.
I to jest najważniejsze…

Wiem, że kiedy już wrócę do tej bardziej ‘prawdziwej’ pracy – będę tęsknić za tym czasem. Którego zostało nam już mniej niż więcej…
Będę tęsknić, ale też będę szczęśliwa z co najmniej dwóch powodów.

Że teraz już jestem TAM.
I że wtedy byłam TU.


M. coraz bardziej dokazuje. Pojawił się upór. I płacz ‘na siłę’. Niezbędny jest tu spokój i opanowanie, które jednak kosztują mnie coraz więcej. Jednak.

Uff, w końcu to z siebie wyrzuciłam.
Dla równowagi – jakaś wesoła piosenka świąteczna, dobrze?
Chodzi za mną od rana, a ten stary 'teledysk' mnie rozczulił.
Miało być coś po polsku – ktoś mi zarzuci, że promuję wyłącznie obcą kulturę, hihi – ale po polsku będzie jutro.
Obiecuję.

I dziś lampiony trochę po pop-artowsku.
Trochę. Andy Warhol by się uśmiał ;-)))
Jak ktoś jednak fałszywego pop-artu nie lubi – odsyłam do wczorajszego wpisu :-)

Spokojnego popołudnia!
My chyba na sanki się wybierzemy, bo trochę sypnęło :-)

7 komentarzy:

  1. ...jestem w tym samym miejscu co ty...z tymi samymi sprzecznymi uczuciami sie zmagam...zadne to pocieszenie :) Ale świadomość że inni często przechodzą przez niemal te same ścieżki sprawia, że idzie się odrobinę łatwiej, bo nie samotnie :)
    Ja od kilku tygodni przechodzę kryzys, mam poczucie rodzicielskiej porazki, kryzys czerpania radości z bycia z Glusiem cały czas...mam nadzieje że świeta i Nowy Rok przyniosą oddech, siłę i motywację - sobie i tobie tego życzę :))
    Ty nawet jak piszesz o czyms trudnym, to i tak zawsze kończysz optymistycznie :) Niezwykła to zdolność :)
    Sciskam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, Maggie, nie na całą dobę też jest trudno. Z wielu powodów, o których pisać nie chcę. Ale też dlatego, że wtedy nie masz na nic wpływu. A przynajmniej masz takie poczucie. Ja mam na pewno. A kiedy byłam całą dobę też nie miałam poczucia, że mam wpływ na cokolwiek. Stare dzieje. Stare emocje, niby było-minęło, ale ciągle obecne. We mnie. W Nim może mniej, a może w ogóle. Emocje, nie konsekwencje.
    Wyrzuty sumienia za wczoraj i dziś. Czasem chcę cofnąć czas, ale wiem, że nie tak naprawdę nie chcę. Bo się boję, że znowu bym nie sprostała.
    Korzystajcie z tego czasu we dwoje. Bunt dwulatka to trudny moment, dla dziecka najbardziej, ale jestem przekonana, że wyjdziecie z tego obroną ręką. I życzę, żeby było zawsze częściej dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Okres buntu byl dla mnie najtrudniejszy, te wszystkie emocje, nie zawsze dobre decyzje i ciagle pytanie, czy moglam postapic inaczej... zal, smutek, lzy, wszystko razem... Pamietam bardzo dobrze a kiedy bylo mi ciezko zawsze mowilam sobie, ze jutro nowy dzien, nowe mozliwosci i to mi bardzo pomagalo... :-)

    Takich wlasnie dobrych dni zycze Ci najwiecej...! Serdecznosci. M

    OdpowiedzUsuń
  4. Maggie, nawet jeśli dziś wydaje Ci się to wszystko trudne i ponad Twoje siły za jakiś czas uznasz, że był to najlepszy czas dla niego i dla Ciebie. Rozumiem Cię doskonale i wiem co czujesz, ale tylko Ty - mama wiesz, co dla dziecka najlepsze, bo czujesz to instynktownie. Nikt inny lepiej Cię na tym stanowisku nie zastąpi, ani nianie ani babcie ani ani...Zaufaj sobie i dasz radę...bo kto jak nie Ty?
    :)
    Trzymam za Was kciuki, będzie dobrze.
    E.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo Wam dziękuję za te słowa otuchy i wsparcie :-) BARDZO!

    Anik, z tą kroplą optymizmu na koniec - coś w tym jest, możliwe ;-) W każdym razie staram się we wszystkim dostrzec również i te lepsze strony, a jeśli ich brak (bo i tak bywa) to zastanowić się, czy czegoś ważnego, wartościowego z takiej sytuacji nie da się wynieść... Serdeczności!

    Delie, wiem i rozumiem... Bo tu każda sytuacja jest taką trochę bez wyjścia. Bo tu czasami nie o wybór chodzi, nie o priorytety... Pewnych spraw nie da się pogodzić i już! To jest życie i po prostu dubli brak ;-)

    Mamsan, bardzo Ci dziękuję :-) Za to wsparcie i serdeczność! A w JUTRO to ja wierzę od zawsze :-) Że będzie dobre, jeśli nawet nie lepsze ;-)

    Enchcolatte, teraz czuję się idiotycznie, bo niektórzy te wszystkie emocje, wątpliwości, lęki i wysiłki muszą mnożyć! Ty na przykład razy trzy!!! Kłaniam się więc nisko w pas, kochana!
    Kto jeśli nie ja?
    No właśnie...
    Dlatego zagryzam zęby i cóż - do przodu!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam serdecznie!
    Bardzo się cieszę, że Tu trafiłam - ten wpis bardzo mnie poruszył.
    Jestem początkującą, pełną lęków mamą.
    Boję się - że popełnię błąd, coś przeoczę, nie ochronię przed całym światem, że okażę zniecierpliwienie...
    Czasem jestem po prostu bardzo zmęczona i nie mogę córeczce poświęcić 100% uwagi. Mam wtedy wrażenie, że tracę coś bezpowrotnie.

    I ten lęk już będzie zawsze. To chyba nie przechodzi z czasem prawda?
    Bo przecież już zawsze będę mamą :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bejla, miło mi, że tu zajrzałaś :-)

    Czy to przechodzi? Chyba nie... Na pewno nie... To i dobrze chyba...
    Czasami się po prostu boję, że nie dam mojemu Dziecku wystarczającego schronienia przez złem tego świata... To znaczy, wiem że takiego schronienia tak naprawdę nigdzie nie znajdzie, nie istnieje przecież takie miejsce - to boli mnie najbardziej... Ale chciałabym chociaż stworzyć Mu przystań i dobry Dom.
    A zmęczenie rzeczą ludzką - nikt nie poświęca drugiej osobie 100 procent uwagi (nawet własnemu Dziecku) - to po prostu niewykonalne! A relaks i odpoczynek młodej Mamie wysoce wskazany :-)
    Pozdrawiam Cię serdecznie!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)