poniedziałek, 6 grudnia 2010

Giddy yap! Giddy yap!


Giddy yap, giddy yap, giddy yap,
Let's go, let's look at the show,
We're riding in a wonderland of snow.
Giddy yap, giddy yap, giddy yap,
It's grand, just holding your hand,
We're riding along with a song
Of a wintry fairy land.


Giddy yap! Giddy yap!
Podśpiewywaliśmy we trójkę – Mama, Tata i M. – wracając z późnopopołudniowego spotkania ze Świętym Mikołajem!
No, może niezupełnie we trójkę podśpiewywaliśmy… M. się przysłuchiwał jedynie ;-)
Wracaliśmy naszą aleją kasztanową, ciągnąc sanie (my w roli reniferów!) – M. wychylał się to w prawo, to w lewo – i – hops! – mały człowiek za burtą! Zaliczył swoje pierwsze, mięciutkie w śniegu lądowanie ;-)
A potem ziuuuu! Zjeżdżaliśmy z górki :-) Najpierw M. z Tatą. Potem (po długich namowach) odważyłam się zjechać ja. A potem wzięłam M. na kolana i ruszyliśmy we dwójkę!

Ależ było śmiechu! I okrzyków! Trochę ze strachu (ja!), głównie ze szczęścia (M.)!
W nagrodę dostałam od Taty M. lizaka. Takiego z kwiatkiem! Barwiącego na pomarańczowo język!
Wiecie kiedy ostatnio takim się posilałam? Chyba dokładnie wtedy, kiedy ostatni raz zjeżdżałam z górki na sankach! Wieki temu…
Wow!
Ale dzień!!!
Jutro powtórka!!!

Mikołajem M. nie był wcale zachwycony. Przyglądał się z uwagą. Nie bał się. Podszedł, prowadzony za rączkę. Po prezent jednak nie sięgnął ;-) Wpatrywał się za to w siwą, Mikołajową brodę.
A potem zaczął buszować pomiędzy półkami – Mikołajki odbywały się w pobliskiej, zaprzyjaźnionej księgarni…
Było fajnie! Tłumy dzieciaków, wór pełen książek…




I jeszcze jedna piosenka świąteczna. Taki prezent od Świętego Mikołaja!
Czyli rachunek się powinien zgadzać.
Sześć dni grudnia i sześć zimowych piosenek za nami.
Od jutra tylko po jednej ;-)

Dobrej nocy!

Giddy yap! Giddy yap!

9 komentarzy:

  1. Maggie, uwielbiam Twój adwentowy kalendarz! To jeden z najlepszych prezentów, jakie mogłaś nam sprawić. Słucham i się uśmiecham ;) I już wiem, że będę dzisiaj miała dobre, kolorowe sny. Dziękuję.
    A sanki z M. musiały być cudowne. Też bym krzyczała (ze strachu), a Chłopiec krzyczałby (z radości). Muszę, muszę koniecznie zabrać Dzieci na sanki. Jak tylko znowu spadnie śnieg, który właśnie stopniał.
    Dobrej nocy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja przygody z sankami mam ostatnio codziennie i na zyczenie koniecznie musza konczyc sie w pelnym sniegu... :-) piosenki fajne, coraz bardziej czuc Swieta...

    Dobranocki. M

    OdpowiedzUsuń
  3. Muffin za piosenkę:) Albo piosenka za muffina:)
    Chyba wiem gdzie ta księgarnia:)
    Zaglądam tam na spacerach:)
    Pojeździłabym na sankach...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałe szaleństwo saneczkowe. Super zabawa. A podejście do Mikołaja za rok się zmieni...:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. sanki....zazdroszczę :)) u nas sniegu za malo i górek brak :) ale sobie chociaz poczytam :)
    Cudowny kalendarz, codziennie nastrajasz mnie bardziej swiatecznie :)
    No i wizyte u Mikołaja tez zaliczyliśmy - wesolo :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Też pomyślałam, że fajnie byłoby zjechać z górki na sankach. Marzy mi się kulig, taki z pochodniami i z nogami pod ciepłym kocem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Marzę o takim Mikołaju z workiem pełnym książek zamiast skarpetek i dezodorantów w sprayu :) W sobotę też byliśmy na sankach. I dopiero w domu zorientowałam się, że wszyscy jeździli oprócz mnie, ale już było za późno.

    OdpowiedzUsuń
  8. :) to mieliście miły wieczór!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ewo, naprawdę bardzo się cieszę, że sprawiłam Wam radość tym kalendarzem :-)
    A co do śniegu, to my też już przesiedliśmy się na wózek, niestety... Ale ma znowu sypać!

    Mamsan, bo Ty mieszkasz w Bullerbyn, kochana :-) No bo skoro do szkoły jeździcie na saniach...

    Margaretko3, no właśnie tak się też zastanawiam... Pewnie tak!

    Delie, ale muffin z wisienkami ;-) A księgarnię lubię. Bo blisko i taka jakaś fajna... I zawsze dobra muzyka z głośników tam się sączy...

    Anik, a może jednak jakaś mała chociaż górka w okolicy się znajdzie?
    Ciekawa jestem Waszej wizyty o Świętego Mikołaja :-)

    Ivi, no na kulig to i my w tym roku liczymy ;-) Kiedyś urządzaliśmy go w naszych Radziejowicach, ale najbardziej lubię to u podnóża gór! Och! Z pochodniami koniecznie!!!

    Małgorzato, następnym razem koniecznie :-)
    A książki w Mikołajowym worze to to co lubię najbardziej ;-) Na szczęście wszyscy o tym wiedzą!

    Enchocolatte, i to jaki!!! :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)