środa, 19 maja 2010
A kuku!
Urodziny.
Mieliśmy świętować te pierwsze w Radziejowicach. W plenerze.
W naszym letnim, leśnym domku.
Garden party.
A raczej PARTY LAS :-)
Wszak sezon grillowy w pełni. Można by poświętować na tarasie. Z widokiem na dziuplę dzięcioła. I stuletnie sosny.
Można by.
Przygotować cztery różne sałaty. Ziemniaczaną z ogórkiem kiszonym. Obowiązkowo!
Ryżową ze świeżym. Z bajkowego przepisu Martini.
I jeszcze dwie.
I szparagi na przykład. Zielone. Bo białych nie lubię.
I krwiste steki.
I zielona cebulka do zagryzania mięsiw.
A potem truskawki.
Można by.
Albo torcik.
Gdyby nie ten deszcz. W lesie przez deszcz brrrr zimno. Mokro.
A wśród gości tyyyle dzieci. Słońca by trzeba trochę więcej…
Bo jak tu urządzić wojnę na zeszłoroczne szyszki kiedy w lesie grząsko?
Padało. I ma jeszcze padać. Znowu.
Urodziny w takim razie przekładamy na czerwiec. Jak tylko wrócimy z wakacji – zapraszamy do Radziejowic!
A do tortu potrzebna będzie errata!
I mały haczyk do świeczki ;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
W Radziejowicach mamy zjazdy rodzinne (młodych rodziców i ich dzieci), w domu brata mojego męża. Świetna sprawa. Ostatni odbył się całkiem niedawno:)
OdpowiedzUsuńJeszcze zdążycie nadrobić te urodziny, bo czy urodziny trzeba obchodzić w dniu urodzin? Ja swoje urządzałam, huczne bardzo, na miesiąc / dwa przed czasami:)
No właśnie! Kto tak zarządził żeby świętować z kalendarzem w ręce? Poczekamy na słońce! I na lepsze zdrowie!
OdpowiedzUsuń