piątek, 21 maja 2010

Lektury nieobowiązkowe vol. I

Lektury nieobowiązkowe. Próba ogarnięcia.



Bodaj Jose Lezama Lima mówil, że książki dzielą się na takie, które usypiają i takie, które budzą. Poniżej znajdziecie i takie, i takie. Bo ja lubię i takie, i takie...

A zatem:

Trzy dzienniki zestawione przez Marię von Rosen i Ingmara Bergmana – coś na kształt trójgłosu Ingmara Bergmana, jego żony Ingrid oraz ich córki Marii. Trudne. Przejmujące. O sprawach ostatecznych.
To przypomniało mi, ze jeszcze w czasach studenckich, kiedy odwiedzaliśmy stary Iluzjon przy Narbutta, siadaliśmy zawsze w rzędzie na wysokości portretu wielkiego Bergmana. Lubię tamto zdjęcie. Reżyser jest na nim jakiś taki, nie wiem, wyluzowany… Przystojny nieziemsko. Jeszcze młody.

Ojcobójca. Sprawa Filipa Halsmana Martina Pollacka – quasi-kryminalna opowieść o pewnej zagadkowej śmierci sprzed lat. Pasjonujące.

Hańba oraz Wiek żelaza J.M.Coetzee . A także Elizabeth Costello (za monolog o zwierzętach). Pamiętam, że czytałam Hańbę jeszcze przed Noblem dla Coetzee’ego. Wydaną jeszcze w tej starej serii Znaku. Bardzo tę serię lubiłam. W ogóle J.M. Coetzee. Cały.

Frascati Ewy Kuryluk. I Goldi, czyli początek tej opowieści. Fascynuje mnie język, jakim Kuryluk pisze o piekielnie trudnym życiu. Swoim i swojej rodziny. O matce. O Piotrusiu. O Łapce, czyli zasłużonym Karolu Kuryluku. O ucieczce od traumatycznej codzienności. Jej Goldi to aż mi się śnił nocami. Książka. Poza tym Ewa Kuryluk pisze o moich trzech miastach, o mojej osi.

Proszę bardzo Andy Rottenberg. Mocne. Bardzo. Autobiografia. Ale nie z tych pisanych pod publiczkę.

Powiedział mi wróżbita. Lądowe podróże po Dalekim Wschodzie Tiziana Terzaniego. Bardzo namawiam do lektury Terzaniego i to nie tylko miłośników książek podróżniczych. Zresztą jego książki to nie do końca literatura podróżnicza. W każdym razie nie wyłącznie. W ogóle fascynująca jest historia powstania ww książki. Ale o tym można przeczytać samemu ;-)

W dialogu I i II Jorge Luis Borges i Osvaldo Ferrari. Rozmowy. Bardzo, bardzo mądre.

Gra Doroty Parker. O kobietach. O mężczyznach. O gierkach. Ostre, dowcipne pióro pani redaktor z New Yorkera. Ubawiłam się.

Stefana Chwina właściwie wszystko. Ze szczególnym uwzględnieniem Hanemanna. I Esther.
I Doliny radości, którą zaczęłam czytać „kończąc” ciążę i kończyłam, rozpoczynając swoje nowe życie. Już z M.

Chwile wolności. Dziennik 1915-1941 Virginii Woolf. Piękne i ważne. Odrobiona lekcja z gender studies. Oraz Pani Dalloway – czytana po wiadomo-jakim-filmie. Poruszająca.

Pamiątki antysemity Gregora Rezzoriego– nie jestem w stanie napisać ani słowa o tej książce. Jest niezwykła pod każdym względem – język, narracja, bohater, emocje, historia. Czytałam z wypiekami, z każdą stroną żałując, że już bliżej do końca. I tego samego autora Gronostaj z Czernopola. I moja tematyka przede wszystkim…

ExLibris
oraz Eseje poufałe Anne Fadiman – czytane (i pisane) z największą przyjemnością.

W cudzym pięknie Adama Zagajewskiego. Za poezją Zagajewskiego nie przepadam – jest wydumana moim zdaniem, momentami śmieszy mnie swoją pretensjonalnością (pamiętacie ten świetny rysunek bodaj Maciejowskiego „Z czym się Pani kojarzy Ameryka?”). Za to eseje pisze znakomite. Wyśmienite. Wytrawne. Ten tom czytałam kilka razy. Na kilka sposobów. Kocham te fragmenty o muzyce…

Historia życia prywatnego – pięć opasłych tomów pod redakcją wybitnych francuskich historyków. Czytane na wyrywki. Uwielbiam. W ramach nadrabiania zaległości z historii. Ale opowiedzianej trochę inaczej.

Moralny nieład Margaret Atwood – piękne, poruszające opowiadania, szczególnie to jedno wiejskie - oraz tejże autorki Kobieta do zjedzenia – kiedyś tam… I parę innych tytułów.

Opowieści afrykańskie Doris Lessing, a także Lato przed zmierzchem, Alfred i Emily ostatnio, biograficzne Pod skórą i inne. W kolejce czeka m.in. Złoty notes. Znalazłam pod choinką, ale wciąż odkładam tę lekturę... Czasami tak mam z tytułami, które po blurbie na okładce uznaję za wybitne ;-)

Donna Leon – wszystko. Jeśli chodzi o powieści kryminalne. Super! I komisarz Brunetti. I Wenecja. I żona Brunettiego, Paola, arystokratka szykująca znakomitości z przeróżnych tam bakłażanów i pomidorów na kolacje…

Tyrmand! A jakże! Ze Złym, z Dziennikiem, z Filipem. Ze Złym w ręku uczyłam się Warszawy. Lata temu…

Dzienniki Anais Nin – dla mnie bardzo ważna lektura.

Magia Sandora Maraia – zachwycające… Każde jedno opowiadanie – perełka! Nie mam ulubionego nawet.

Żołnierze spod Salaminy Javiera Cercasa – kawałek historii Hiszpanii. I to jak opisany!!! Polecam! O wojnie – mimo, że o wojnach niespecjalnie lubię czytać… Pamiętam, że kończyłam tę książkę gdzieś w okolicach skweru Szewczenki, na ławeczce. Jakoś tak to zapamiętałam… Teraz kiedy tamtędy przechodzę wspominam tę lekturę…

Rodzinna historia lęku Agaty Tuszyńskiej – i znowu taki bardzo mój temat. Agatę Tuszyńską w ogóle bardzo cenię za biografie Krzywickiej, Singera, Marii Wisnowskiej… Za Singera szczególnie. Więc dopisuję : Singer. Pejzaże pamięci. Widziałam niedawno wznowienie z nową, fajniejszą okładką. Do pani Tuszyńskiej mam też słabość z innego powodu – jej nauczycielką w liceum była moja ciocia. Ileż ja się nasłuchałam świetnych opowieści o tej autorce. Fajna była już w szkole średniej!

Pływak Zsuzsy Bank – o dzieciństwie. Oczami dziecka. Czytałam z gulą w gardle. Mimo że tempo powolne… I brak nagłych zwrotów akcji. Nuda. Ale jak opisana! ;-)

Miasteczka Johna Updike’a. I Pary. Bardzo, bardzo udane.

Myśli nieuczesane
Stanisława Jerzego Leca – lubię do nich zaglądać… Przy każdej okazji. Najchętniej tuż przed snem. Mieszkają na moim nocnym stoliku.

Francuska suita Irene Nemirovsky – bardzo przejmująco o wojnie. O Francuzach. O Niemcach. Także o kolaboracji. Trudna lektura, ale czyta się pięknie. Przez język.

List, który nigdy nie dotarł do Rosji oraz inne opowiadania
Vladimira Nabokova. Cóż mogę napisać o tej książce? O Nabokovie. Ten tom czytałam w takim trochę niełatwym dla mnie okresie i nie powiem, że pomogło, ale pomogło oderwać się o rzeczywistości… Całe zdania mam w głowie. Do teraz. Stronice całe. Teraz czekam na Adę, którą także znalazłam pod choinką. Czekam na jakiś dogodny moment. Na ucztę.

Pamięci, przemów – także Nabokova. Mistrzostwo świata jeśli chodzi o autobiografię. Tu opisane dzieciństwo głównie. Druga, w jakimś tam sensie nawet podobna to autobiografia Amosa Oza Opowieść o miłości i mroku. Teraz czekają zakolejkowane jego Sceny z życia wiejskiego. Mieszkają nad Lecem ;-)

Tłumacz chorób
Jhumpy Lahiri – zbiór niezwykle poruszających opowiadań. W pamięć zapadło mi szczególnie jedno – o parze, która spodziewa się dziecka. Potwornie smutne. Pozostałe równie doskonałe.

Lata świetlne Jamesa Saltera – lektura dość przypadkowa, biblioteczna. Już w połowie rozdziału pędziłam do księgarni kupić własny egzemplarz. Kocham tę książkę. W sumie nie wiem za co. Obraz rodziny jakiś taki prawdziwy bardzo. Nastrój. Bardzo tę książkę czuję.

Joyce Carol Oates – co roku trzymam kciuki za literackiego Nobla dla niej. Bo się należy. Za Amerykańskie apetyty na przykład. Za Blondynkę. Za Córkę grabarza. Przede mną m.in. Siostra, moja miłość oraz Mama odeszła. Czekają na półce.

Co kochałem Siri Hustvedt – czytałam będąc w ciąży. Bardzo mnie wciągnęło. Ale też pamiętam gwałtowny skurcz w żołądku, kiedy przeczytałam pierwsze zdanie drugiej części książki. Potwornie mnie ta lektura wiele kosztowała. Nie wiem czy jest dobra dla mam małych chłopców. Ważna książka. A jej autorka prywatnie jest chyba żoną Paula Austera.

Borys Akunin i jego seria kryminałów o młodej mniszce Pelagii z Zawołża. Bardzo lubię je czytać, ale tyko latem. W ogrodzie.

Niewiedza Milana Kundery – jakoś nawet niedawno czytana. Kilka razy sięgnęłam po Kunderę na studiach i w liceum. Zawsze robiły na mnie wrażenie jego książki. Ta również.

Sobota Iana McEwana. A także jego Pokuta, Dziecko w czasie, Ukojenie. Mam dreszcze przy lekturze jego książek. Zapadam się w nich. Bardzo, bardzo cenię tego autora. W Polsce chyba nie do końca doceniany… Tak mi się zdaje… A filmowa Pokuta to ma się nijak do książkowego oryginału… Niedługo zamierzam sięgnąć po Marzyciela. To chyba trochę inna książka McEwana.

Dzienniki Delacroix – dwa piękne tomy, niestety nieilustrowane ;-) Dzieło. Do smakowania. Tak pisać o kolorach. O świetle. O fakturze. Rozkosz… Pięknie rzecz wydana przez słowo/obraz/terytoria. Pobudza wszystkie zmysły…

Uff, na dziś wystarczy… Jutro będzie więcej :-) Będą aktualizacje… Pomysł jest Delie – jej należą się brawa i podziękowania. Ale i mnie coś takiego w głowie świtało od jakiegoś czasu… To oczywiście lista wybiórcza, subiektywna, selektywna, nieobejmująca tzw. klasyki właściwej i innych oczywistości. To są lektury współczesne (głównie) i bardzo nieobowiązkowe.

A teraz dobranoc – idę do łóżka ze świeżo upolowanymi książkami :-) Mniammmmm… Będzie uczta!

PS. Zdjęcia z Targów też będą, ale później. Atrakcji na weekend mamy zaplanowanych moc – aż boję się zapeszać, bo co sobie zaplanujemy, to coś nam wypada… W ogóle to mieliśmy już się powoli pakować i zaczynać nasze morskie wojaże, ale z wielu powodów wyjazd musimy przesunąć o tydzień…

2 komentarze:

  1. To mi się lista o jakieś 20 książek do przeczytania wydłużyła:)
    Z tego co napisałaś to "znam": Hańbę, Oates, Atwood, Lessing, Akunina, McEwana (czemu o nim zapomniałam?), Dzienniki Nin, Woolf, Updike-ale nie te, które wymieniłaś, Tyrmanda, Nabokova.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dluga Twoja lista i wiele pozycji interesujacych... juz spisalam kolejne ksiazki do przeczytania, Twoje i Delie... bede miala co czytac w tym roku o ile czas pozwoli... :-)

    Milej niedzieli... M

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)