poniedziałek, 5 grudnia 2011

5/24 * O przegapieniach...


Zadanie nr 5 z mojego kalendarza adwentowego - napisać list do... dawno niewidzianego Przyjaciela/Przyjaciółki.
Zamiast listu do Świętego Mikołaja ;-)
List do Kogoś, kto jakoś tak nam umknął po drodze...
I Kogo nam jednak brak...


Uwielbiam pewną scenę z mojego ukochanego, jednego z najważniejszych dla mnie filmów... Mam na myśli 'Before Sunset' R.Linklatera... Z wielu, wielu powodów tak mi bliski jest ten film... Znacie w ogóle? To film o przegapieniu. O stracie... Przynajmniej tak zawsze go 'czytałam'. Dziś coraz częściej myślę, że to wspaniała historia złudzenia. Jednak. Oraz spełnionej - właśnie poprzez niespełnienie - miłości...
Ta jedna scena na Sekwanie - kiedy Celine mówi J. o własnej obsesji na punkcie szczegółów. O tym, że nie sposób zapomnieć o kimś, kto był nam bliski choćby przez moment... O tym, że nie da się, po prostu nie da, zastąpić jednej osoby żadną inną. What is lost - is lost... Że czasem przez długie lata nie można się pozbierać po urwaniu się (o urwanie mi właśnie chodzi, nie o zerwanie czy zakończenie) jakiejś bliższej relacji.  Nawet gdyby ta nasza znajomość trwała przysłowiowy kwadrans wieki temu... Bo to o bliskość tu chodzi i porozumienie... Za takimi osobami się tęskni. Już zawsze... Chyba z tego właśnie powodu, z lęku przed stratą i ze świadomości bólu, jaki ona niesie, niektórzy nie potrafią się potem mocno angażować... Są ostrożniejsi... Czy mówię też o sobie? Hmmm... Może trochę tak... Czasem tyle emocji, tyle nadziei, tyle siebie Komuś się podaruje, ze potem nie starcza dla innych... Może nawet dla tych, którzy zasługują na więcej. Sama nie wiem...

Ten fragment, w którym C. mówi, że tak bardzo jej brakuje nawet tych najbardziej przyziemnych detali i drobiazgów typowych dla Kogoś, z kim nam już nie po drodze... Przecież każda taka osoba składa się z miliona szczegółów właśnie... Które zapamiętujemy, które nas wzruszają i do których tak bardzo się potem tęskni... Już zawsze.
Kiedyś nie miałam o tym pojęcia...

Ech, zawsze chciałam tu napisać o TYM właśnie filmie... Dla mnie szczególnym. Podobnie jak jego pierwsza część - kręcona w Wiedniu (tym większa więc moja słabość do tego filmu, bo Wiedeń to po trosze moje miasto). Każdą z części oglądałam w jakimś ważnym, może nawet przełomowym, momencie swojego życia i za każdym razem angażowałam się w życiowe (i sercowe) rozterki bohaterów ;-) Zawsze ich tak bardzo rozumiałam :-)
I - co tu dużo mówić - każdą część obejrzałam po kilka razy... W w wielu kwestiach słysząc samą siebie oraz własne myśli.
Ech, no nie jest to oczywiście 'Obywatel Kane', ale co mi tam ;-) Jako że zadanie domowe z Wellesa i Bergmana mam solidnie odrobione, hahaha, więc nie będę się tutaj szczególnie krygować ;-)

No nic, to tyle psychoterapii na dziś  ;-)

W każdym razie list wysłałam...
I poczułam niesłychaną ulgę.

Porzucone wątki i przegapienia... Trochę ich było w moim życiu. I każdego w jakiś sposób żałuję. I jak się okazuje - nawet po latach żadnego z tych 'braków' nie potrafię niczym zastąpić. Więc sobie czasem myślę, że póki braki odwracalne - warto napisać list. Zadzwonić. Spróbować.
Jedną taka Przyjaźń, największą z możliwych, odzyskałam. I to nie ja ten list wysłałam... Ja go otrzymałam. Bo to A. do mnie napisała... Parę dobrych lat temu. W tym roku Jej obiecałam, że zrobię tak samo... Że teraz ja napiszę do Kogoś, kto kiedyś był mi bardzo bliski. I tak też zrobiłam.

'Przegapienia' Luisa Sepúlvedy - tak a'propos - znacie tę książkę? Bardzo polecam... O przegapieniach właśnie. I jeszcze jeden tytuł - 'Pocieszenie' Anny Gavaldy. Trochę lżejszy. Można czytać pod choinką! To tak w kontynuacji poprzedniego, książkowego wpisu :-)
Btw, bardzo lubię AG - sposób, w jaki pisze. Taki niepretensjonalny. We Francji jest bardzo popularna, z tego, co wiem...

Jeśli w Waszym tegorocznym kalendarzu nie znajdzie się już wolna szufladka na takie zadanie - na taki list czy telefon - to może spróbujecie za rok? Bo to dobry termin ten Adwent...

PS Ostatnio powiedziałam Komuś w któryś z moich gorszych dni, że jeśliby życie przyrównać do notesu, to w moim brakuje chyba tej gumki z moleskina ;-) Bo wciąż mi się coś z tego notesu wysypuje - stare notatki, wizytówki, karteluszki... I sama nie wiem, czy to dobrze, czy to źle...

PS#2 Kiedy skończyłam pisać ten tekst, zajrzałam do Olgi... I oniemiałam! Znowu nam po drodze, znowu zbieżnie :-) Czysty przypadek albo to od tego deszczu ;-)

No i piosenka oczywiście! Odrobinę nieświąteczna ;-) ale za to bardzo adekwatna! Bo za moim oknem jakieś kompletne nieporozumienie...



Zresztą czy ja wiem, czy ona taka nieświąteczna? Jak sądzicie? Zdecydowałam się na nią tak trochę w związku z updatem do poprzedniego wpisu :-)
Powiem Wam szczerze, że przy takiej aurze ciężko mi wybierać repertuar ostatnio...

PS#3 Zdjęcia słabiutkie, bo pstryknięte 'małpką' wczoraj. Ale musiały być. Obiecałam Dzieciom ;-) To recyklingowe lampiony z niedzieli. Ze słoików. I jeden mój, autorski :-) Lampionów będzie więcej, na lepszych zdjęciach :-)

A jutro napiszę coś o filmie, który wczoraj obejrzałam...

28 komentarzy:

  1. podobno Ethan i Julie pracują nad trzecią częścią :)
    pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
  2. Ida, niemożliwe... Nie może być trzeciej części! Jeśli powstanie, wszystko się domknie... A w niedomknięciu i niedomówieniach tkwi urok i całe clou! A gdzie słyszałaś o takich planach?

    Pozdrawiam i witam tak w ogóle :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ważne to co napisałaś Maggie. I bardzo mi bliskie. Miałam kilka takich bliskich znajomości i przyjaźni, które są nadal we mnie ale już bez kontaktu albo z bardzo sporadycznym...Czasem nie wiem, czy w ogóle bym chciała jeszcze mieć z tymi osobami kontakt. Spaliłam się kilka razy pisząc szczerze z nadzieją, że to co było nadal jest...ale widocznie tylko z mojej strony. Może to przez moją nostalgię i wylewność? W końcu to ja wyjechałam i ciągle zmieniam miejsca a te osoby są nadal "tam". Nie wiem.
    Wiem jedno, zapamiętuję wiele szczegółów, rozdrabniam je na okruchy i bardzo mnie to czasami męczy...

    p.s. co do baśni Andersena to książkę miałam w rękach ostatni raz w liceum i nie pamiętam czy okładka była płócienna:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Obie czesci bardzo lubie i nawet oststnio wspolnie z M. je ogladalismy :-)

    Moze uda nam sie w koncu napic kawy w Wiedniu :-)

    Po czytaniu roznych inspiracji postanowlam w przyszlym roku zrobic kalendarz adventowy dla nas. Moze pomoze zwolnic troche przed swietami poniewaz pod koniec roku jakas niezliczona liczba pracy nam sie mnozy.

    Marzy juz mi sie tez czas zeby pod choinka czytac zalegle lektury a kilka z twojego poprzedniego postu juz dodalam do listu do Mikolaja :-)

    Wczoraj bylismy na Ksiezniczce Czardasza i ja od rana nic innego nie nuce ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyno, poruszasz serca!!!

    Przypomniałaś mi o mojej dawnej znajomości, koleżance sprzed lat, za którą chyba tęsknię (często wraca mi w myślach).
    Była dla mnie jak siostra.
    Kurcze, rozbroiłaś mnie - pisze do niej list!!!

    PS. Film pamiętam i może uda się do niego wrócić w weekend:-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Agnieszko, bo tak właśnie często jest - dopisałaś tu to, czego zabrakło w moim tekście...
    Też parokrotnie się 'spaliłam' - mając nadzieję, że kiedyś tam łączyło mnie z kimś coś wyjątkowego. Potem się okazywało, ze to tylko mnie się wydawało. Albo że coś już umarło między nami i nie ma do czego wracać... Ale mimo wszystko uważam, że warto było. Że przynajmniej zyskałam pewność, że nie ma do czego wracać. Wolę się sparzyć niż żyć ułudą i nadzieją... Chyba jednak tak...
    A poza tym - warto pomyśleć o słynnym zakładzie Pascala ;-) Choć nie mam zamiaru dowodzić tu istnienia Boga oczywiście - ale co gdyby w miejsce Boga wstawić dawną Przyjaźń? Można chyba tylko zyskać! Tak uważam :-) Cyniczne, ale tak chyba jest!

    OdpowiedzUsuń
  7. Aniu/ucho od śledzia, ach we Wiedniu, we Wiedniu... Coś nie mogę tam dotrzeć, hehe! Ale jak już dotrę, to nie skończy się na jednej kawie, obiecujesz? Taki 'Kalendarz Adwentowy' dla dorosłych też jest bardzo potrzebny! Właśnie o tej porze roku najłatwiej go zrealizować - i działa lepiej niż te wszystkie postanowienia noworoczne, w których nie wytrwamy nawet do końca stycznia, hehe! A napiszesz więcej o Księżniczce Czardasza? Gdzie byliście?

    OdpowiedzUsuń
  8. Heidi, napisz! Potraktuj to jako zadanie adwentowe - i nie myśl o tym, czy odpowiedź nadejdzie, czy nie! I jaka to będzie odpowiedź...

    Wiesz, mi się takie 'zawieszone' osoby często śnią. Jakby 'utknęli' gdzieś w zaświatach ;-) Taki list (i odpowiedź na niego) nas często od snów czy natarczywych myśli uwalnia...
    Kurczę, jakieś kółko terapeutyczne tu założę zaraz ;-)

    PS Tylko wyślij ten list! Choć niektórym pomaga ponoć samo napisanie... Ale dr Maggie zaleca jednak go wysłać ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Maggie, jestem ZA...kółkiem terapeutycznym;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Maggie, napisałaś o czymś o czym myślę ostatnio intensywnie... A obie części a właściwie oba filmy bardzo lubię, niezwykły to dla mnie film, wyjątkowo wyjątkowy. I zgadzam się, trzeciej części nie może już być no bo jak?
    "Pocieszenie" kupiłam kiedyś na lotnisku z myślą, że to książka do samolotu, którą gdzieś w świecie zostawię. Ale przywiozłam ją z sobą, taka przeczytaną :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Agnieszko, zapraszam :-) Przyjmuję głównie wieczorami ;-) Ale mam bardzo wygodną, wirtualną kozetkę, hehehe!

    Ybo, trzeciej części mówimy NIE! Poszperałam z ciekawości na ten temat w sieci - faktycznie powstawał nawet jakiś szkic czy coś - że niby dwa lata później - ale zanim go skończyli minęło pięć, hehe! Nie wykluczają, ale też nie potwierdzają. Hmm, dziwne by to było... Choć wiesz? Drugiej częsci też sobie nie wyobrażałam!
    A czytałaś coś jeszcze Gavaldy? Mnie ją polecił kolega (sic!) frankofil!

    OdpowiedzUsuń
  12. Maggie jak bardzo się odnajduję w tych twoich słowach....
    I film lubię....
    I lampiony piękne....

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytałam jeszcze "Kochałem ją". Powstał również film na podstawie tej książki, lepszy od niej wg mnie. Tu o filmie: http://www.filmweb.pl/film/Kocha%C5%82em+j%C4%85-2009-487174

    OdpowiedzUsuń
  14. No właśnie go nie widziałam... To koniecznie muszę obejrzeć. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj
    poczytuję Twój blog : )
    oto info o 3 części filmu...
    http://nymag.com/daily/entertainment/2011/11/ethan-hawke-and-julie-delpy-to-begin-writing-third-before-sunrise-film.html
    z tego co pamiętam oni zapowiadali że to będzie trylogia : )
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  16. Pani doktor, list (email) wysłany!
    Raz kozia śmierć!
    A kółko terapeutyczne - jestem "za":-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Maggie, znalazłam przed chwilą to:
    http://heyitschristmas.com/
    Może przypadnie Ci do gustu, jest też vol 1.
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  18. kiedyś napisałam taki list i wykonałam taki telefon. i dobrze zrobiłam.

    OdpowiedzUsuń
  19. "You're gonna miss that train" - uwielbiam, jak ona to recytuje. Ale z drugiej strony jeśli on nie wsiądzie do tego pociągu, to straci to, co tam zostawił. I co jeśli złudzenie nie wypali? Lepiej się sparzyć? ciekawe, co było dalej. Jednak jestem za trzecią częścią:) A taki scenariusz jak z "before sunrise" to trochę przeżyłam. Tylko z dużo szczęśliwszym zakończeniem:) Nie szukam zaginionych listami. Czasem sami wracają i wtedy okazuje się, że to był ten moment,

    OdpowiedzUsuń
  20. PS a te filmy, o których piszesz obejrzałam bardzo późno. chyba za późno, żeby we mnie zostały na dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  21. porozmawiamy jak się spotkamy! :)
    cudne lampiony!!!

    OdpowiedzUsuń
  22. Maggie, ja tylko liznęłam ten temat, a Ty go rozłożyłaś na czynniki pierwsze i to w jakim stylu! (czy moja sprawność pisania - żeby nie powiedzieć intelektualna - powróci, jak Ewka podrośnie? bo na razie czuję, jakby mi zasilanie w jednej półkuli nawalało...)
    książek nie zna, ale filmy... no znam! UWIELBIAM! jak to mój M. mówi - znowu te przegadane snuje oglądasz... ;P
    PS a kartki/kartkę nie wiem, czy wyślę... co innego przegapienie, a co innego odkrycie, że jednak zupełnie inne priorytety, że inne cele, że jakby nie ma o czym gadać... będę miała samotny weekend (ha! tym razem w domu własnym!) to jeszcze pomyślę :)

    OdpowiedzUsuń
  23. a, i czytałam "La consolante" Gavaldy, po francusku.
    ależ się umęczyłam:) ale książka ok.

    OdpowiedzUsuń
  24. za film już się zabieram, dla odświeżenia, i nastrój taki, jak mówisz. OOOOO, francuskii - uwielbiam! A temat również i mi bliski.

    OdpowiedzUsuń
  25. Aniu&Aniu, dzięki za linki :-)

    Heidi, do usług ;-)

    Olu, a ja uwielbiam, kiedy J. uśmiecha się i mówi 'I know' ;-)
    Pół nocy myślałam i też jednak jestem za trzecią częścią, haha!
    Podobną historię - no, może nieco różniącą się w szczegółach - przeżyłam i ja. Ale bez szczęśliwego zakończenia... Może to i lepiej?

    Delie, to chyba nie kwestia wieku z tym filmem... Może trzeba coś podobnego przeżyć? Tak mi się wydaje...
    A ta Gavalda chyba wciąż nieprzetłumaczona.

    Olga, wszystko CI w mailu napiszę ;-) OK? To już się tu nie będę rozwlekać...

    Eloszqo, pewnie, odświeżyć nie zaszkodzi ;-) Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  26. myślisz? może:)
    La consolante to chyba właśnie polskie Pocieszenie.

    OdpowiedzUsuń
  27. Witaj, jak fajnie, że na Tobie ten film zrobił równie duże wrażenie. Dla mnie obie części były niezwykle ważne. Pierwszą oglądałam jeszcze w liceum i pamiętam, że marzyłam wtedy o przeżyciu podobnej przygody;)"Przed wschodem słońca" to dla mnie pochwała młodzieńczego idealizmu, miłości i optymizmu. I poszukiwanie bliskości, tego wyjątkowego porozumienia z drugim człowiekiem. "Przed zachodem słońca" obejrzałam będąc już zupełnie w innym momencie życia, ale co ciekawe, Ty napisałaś, że to film o przegapieniu, stracie. Dla mnie był on przede wszystkim o odzyskaniu bliskiej osoby i tego, co dwoje ludzi kiedyś łączyło. Z każdą minutą filmu miałam coraz większe przekonanie, że dopiero to jest dla bohaterów ten właściwy moment (mimo ich życiowej sytuacji). A ostatnie ujęcie, ostatnie słowa i ta piosenka Niny Simone... mistrzostwo! Muszę obejrzeć ten film znowu, teraz chyba odebrałabym go trochę inaczej, mniej we mnie optymizmu i wiary w dobre zakończenia.
    Pozdrawiam, Asia

    OdpowiedzUsuń
  28. Witaj Asiu! Wiesz, z filmami czy książkami często jest tak, ze filtrujemy je przez własne doświadczenia, przez swój życiorys... Więc może dlatego napisałam, że to film o stracie... I o złudzeniu... I co - paradoksalnie - wydało mi się najbardziej bolesne to to, że w drugiej części C. i J. są sobie nadal tak bardzo bliscy... Że nic pomiędzy nimi nie wygasło - jest ta sama chemia, ten sam humor i lekkość. I niegasnący głód tej drugiej osoby... Sam finał jest fenomenalny! Ale dla mnie w tej historii po prostu nie ma dobrych rozwiązań. Nie chcę zabrzmieć jakoś cierpko, ale jakąkolwiek decyzję podejmą J. i C., rzeczywistość okaże się gorzka... Czasem odzyskać kogoś bliskiego to stracić go po raz drugi. Nieodwracalnie. Ale być może mam wykoślawioną perspektywę...
    Uwielbiam te dwa filmy. Nigdy mi się nie nudzą, Mimo że dialogi znam na pamięć ;-)

    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)