M. od piątku budzi się w nocy z płaczem. Trzonowce, jak już wspominałam… Dla nas to coś nowego, bo do tej pory kolejne zęby pojawiały się niezauważenie…
Ale utulony, pocieszony w płaczu M. nie marnuje dalszej części nocy na sen, o nie ;-) tylko całkiem już wyspany szaleje w łóżeczku - wyproszony z naszego łózka po tym, jak całkiem urocze kizi-mizi (czyli czułe głaskanie Mamy i Taty po twarzach) przeistacza się w łubu-dubu (czyli okładanie pięściami i nogami rozmaitych części ciała. Mojego głównie, bo Tatuś M. robi uniki ;-)
Dziecko wraca więc do siebie.
Zadowolone z życia (nocnego).
I mówi.
Długimi, całymi zdaniami. Odpowiednio intonując. Ba, gestykulując wręcz!!!
W kompletnie nam nieznanym języku. Brzmieniowo coś jak esperanto ;-)))
Szczerze mówiąc bardzo nas to bawi.
Bo w ciągu dnia inspirację w słowotwórstwie M. najwyraźniej czerpie z języka ojczystego, jednak pod osłoną nocy sprawa wygląda zgoła inaczej ;-)
Pękamy ze śmiechu, dusząc twarze w poduszkach – brzmi to wszystko tak zabawnie. Niesłychanie. I nie do odtworzenia niestety…
Pod wpływem tych nocnych autodyskusji rano powstają takie oto dzieła ;-)
Towarzysko głównie.
Mamy też nowych sąsiadów. Z Dzieckiem w wieku M.
Też chłopcem :-)
Hurra!
Pierwsze lody zostały przełamane sąsiedzką przedpołudniową kawą Mam i harcami Dzieci (zabawkowy odkurzacz naszego małego sąsiada okazał się wystarczającym pretekstem, żeby ogłosić bunt przy próbie opuszczenie ich mieszkania, hehe!), a wczoraj zaprosiliśmy sąsiadów do nas – kawa, herbata i wino. I ciasteczka – obłędne kruche orzeszki z kremowym nadzieniem, które upiekła Sąsiadka. I moje cytrynowo-malinowe muffiny. Które oczywiście nie udały się tak jak powinny ;-) A dla Dzieci paluszki – dla mojego M. absolutny hit w ostatnich dniach…
To zabawne, bo do tej pory nasze relacje z sąsiadami były dość oszczędne (no, może poza całkiem serdecznymi kontaktami z Ważną Panią, której chodzimy ‘po głowie’ oraz kilkoma psiarzami!)… Jakoś tak nam z nikim po drodze specjalnie nie było. A tu nagle miła odmiana. Fajnie. Zupełnie jak za starych, innych czasów… Dobry sąsiad na wagę złota, prawda?
A potem fajny, długi wieczór z Tatą M.
A w temacie zadanym przed Delie – hmm, póki co nic…
Choć za moimi Chłopakami przed chwilą zamknęły się drzwi – niepowtarzalna (przynajmniej do następnego weekendu – choć nie, w następny weekend będzie to niemożliwe!) to szansa na czas próżny i trywialny i coś tylko dla siebie… Co prawda moja TO-DO-LIST na dziś pęka w szwach i nic a nic nie zostało jeszcze z niej odhaczone, ale może to dobry pomysł odłożyć wszystko na jutro? Bo w końcu jutro też jest dzień ;-)
Zatem niech będzie.
Kawa. Wysokie, wysokie latte…
Książka. Z tych nowych, zakolejkowanych. Niech te pozaczynane odetchną choć chwilkę…
I coś takiego… Głośno! Bo sąsiedzi przecież wyrozumiali ;-)
Przypomniała mi się ta płyta Janis, kiedy wczoraj słuchaliśmy tego kawałka w samochodzie, wydzierając się oczywiście w głos ;-)
Jeden z najlepszych energizerów, jakie znam. Oh, I love it!!!
Mała zmiana klimatów, bo od tygodni w naszym Domu króluje Cassandry Wilson 'Silver Pony' :-) No i Denzal Sinclaire. I Peer Gynt, ale o tym może jutro...
Mała zmiana klimatów, bo od tygodni w naszym Domu króluje Cassandry Wilson 'Silver Pony' :-) No i Denzal Sinclaire. I Peer Gynt, ale o tym może jutro...
I jeszcze dwie rzeczy. Bo dziś gra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. I wzrusza mnie to ogromnie i cieszy niebywale! Od tylu lat już!!! Pamiętam jak sama kwestowałam w odległych, późnopodstawówkowych albo i wczesnolicealnych czasach… A teraz M. dostał swoje pierwsze czerwone serduszko… I w ogóle tyle się od tamtych lat zmieniło, a Orkiestra wciąż gra :-) I grać będzie. Do końca świata i o jeden dzień dłużej :-)
A druga smutna. Bo parę dni temu zmarł Krzysztof Kolberger… I ogromnie mnie zasmuciła ta wiadomość. Bardzo Go ceniłam. Najbardziej mnie zachwycił chyba w 'Scenach z życia małżeńskiego' I. Bergmana z Marią Pakulnis w Scenie Prezentacje… Lata temu… Bardzo żal… Bardzo.
Udanego popołudnia!
Mnie jeszcze czeka dobry wieczór. Z winem. I z pewną cholernie fajną Dziewczyną :-) Również (prawie) po sąsiedzku…
To może jeszcze coś takiego. Dla mnie klasyk. Do głośnego posłuchania. Na fajne, niedzielne popołudnie!!! Albo i na wieczór :-)
Do miłego!
ach, zadanie Delie i dla mnie okazało się ponad ... siły :( jedyne co dla siebie zrobiłam to czytanie książki, moje mini postanowienie, na razie trwam :)
OdpowiedzUsuńa Orkiestra ... w tym roku mi, nam bliższa, bo zbierają pieniążki na coś, co przypadło Jagnie ... urologiczno-nefrologiczne.
pozdrawiam
ale dzis u ciebie duzo ciekawego :)
OdpowiedzUsuńto łubu-dubu mnie rozbroilo :) i esperanto :) nas ominął etap tajemniczego języka u dziecka - niestety :( bo widze że ubaw niezły ;) gluś poprostu zaczał mówić ;)
Fajnie poznać dobrych sąsiadów :) zazdroszczę ;)
I muzycznie super - w sam raz na koniec weekendu :)
Ściskam :)
....a może byś to esperanto potajemnie nagrała dla nas! ;)
OdpowiedzUsuńMagdaleno, trwaj, trwaj w tym postanowieniu :-)
OdpowiedzUsuńI dużo zdrówka dla Jagny w takim razie :-) Cel szczytny -jak co roku!!!
Anik, ech no sama nie wiem co myśleć o tym dość osobliwym języku... Szczerze mówiąc nie ułatwia to komunikacji - tego Glusiowego słownika to Ci bardzo zazdroszczę ;-)
A z tym nagraniem - hmm, pomyślimy ;-)
Ja nie mialam kiedy zrobic cos dla siebie bo otatnio z okazji urodzin syna to wszystko dla niego robilam ale moze innym razem Delie propozycja zostanie spelniona... :-) Sasiadow nowych gratuluje a o smierci Kolberga czytalam i tez sie zasmucilam, wciaz mam przed oczamy gazete z artykulem o nim w jego pieknym mieszkaniu, ze bylo lepiej... wielka szkoda ze odszedl...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci Maggie i wiecej spokojnych nocy... :-) M
Serdeczności, Mamsan...
OdpowiedzUsuńTe urodziny przygotowałaś Mu piękne!!!
Ach, no też nie mogę się oswoić z tym, że Kolberger jednak przegrał z chorobą...
Trzymaj się!