Skrawki naszej domowej codzienności…
Zamiatanie.
I przymiarka do Superfarmera ;-)
Pamiętam, że grywaliśmy czekając na M.
Przed południem długi mroźny spacer.
Słonecznie. Rozkosznie…
I głośne, kościelne dzwony w południe, które wzbudziły zachwyt M.
I stos nowych książek. Na Nowy Rok.
A teraz kawa na niezaśnięcie.
Bo trochę dzisiaj też płaczu i łez. Z powodu zębów... Po raz pierwszy.
W planach mieliśmy koncert. We trójkę. Wieczorem. Ale kto wie, czy planów nie zmienimy... Przez te trzonowce cholerne...
Spokojnego popołudnia!!!
trzonowce podłe...u nas też była z nimi masakra :(
OdpowiedzUsuńksiązki....o tym marzę :)
Na Gwiazdkę kupiłam mężowi grę planszową: mniej netu - ja!, mniej drzemek przed TV - On! Wieczorem gramy w grę:) Problem w tym, że żadne z nas nie jest w stanie zrozumieć instrukcji jak w nią grać;) Czekamy na kuzynkę, która podobno wie:)
OdpowiedzUsuńCudny ten pierwszy kolaż:) Mam nadzieję, że jednak uda się Wam pójść na koncert!
to jedna z nielicznych gier,które lubię.Książek zazdroszczę.POzdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńAnik, do tej pory nie było z zębami problemów... Teraz - dramat... Ech, co zrobić? Kiedyś wyrosną...
OdpowiedzUsuńDelie, a jaka to gra? Z instrukcjami to nie tylko Wy macie problem ;-) My czasem grywamy wieczorami - bardzo lubię m.in. Labirynt oraz Quoridor :-)
A z koncertem to chyba jednak się nie uda... Ale jeszcze nie wiem...
Martu, gra fajna, faktycznie :-) Na książki na razie patrzę ;-) a powinnam się zabrać za czytanie! Pozdrawiam również!
Ta: http://plansza24.pl/gry-planszowe/wsiasc-do-pociagu-europa
OdpowiedzUsuńTrochę mnie załamało to co piszą na tej stronie:
"to gra prosta i elegancka, której można nauczyć się w 5 minut." [!!!?]
Mmmmm... co za kawa!
OdpowiedzUsuńMy mieliśmy notoryczne płacze z powodu zębów i żadnej pewności, czy to rzeczywiście o zęby chodziło. Zęby wyrosły, a nagłe nocne przebudzenia jak były tak są :)
Delie, gra wygląda bardzo interesująco! Musi być ekstra! Może umówimy się kiedyś na wieczór planszowy, hmm?
OdpowiedzUsuńA tą instrukcją naprawdę się nie przejmuj - ja nawet takich obrazkowych nie rozumiem ;-)))
Małgorzato, kawa poranna :-) Z wysokim mlekiem! Taką pianę wyczarować potrafi tylko Bialetti :-)
A z zębami to słyszałam przeróżne historie - nas to jakoś omijało. Ale dzisiaj mieliśmy naprawdę ciężki dzień. I na koncert w końcu się nie wybraliśmy, odstąpiliśmy bilety :-( Ciekawe jaka noc nas czeka...
Koniecznie:) Może razem jakoś rozgryziemy:)) Ja obrazki, a Ty tekst? Albo na odwrót:)
OdpowiedzUsuńMaggie, jutro wpadnę na poranną kawę! ;)
OdpowiedzUsuńM. ma na sobie fajne rajtki.
Pozdrawiam!
Uwielbiam Super Farmera, kiedyś poznałam pana, który jest fascynatem gier planszowych i opowiedział mi historię tej gry.
OdpowiedzUsuńCytuję to, co znalazłam na stronie internetowej tego pana:
"Gdy hitlerowskie władze okupacyjne zamknęły Uniwersytet Warszawski, większość pracowników uczelni musiała szukać sposobów na przetrwanie trudnych czasów. Wybitny matematyk, profesor Karol Borsuk, postanowił zająć się produkcją gier, które z jednej strony pozwoliły na utrzymanie rodziny, a z drugiej strony mogły dać dzieciom choć trochę radości. W grze, której profesor Borsuk nadał nazwę "Hodowla zwierzątek", gracze rzucali dwiema dwunastościennymi kostkami z rysunkami zwierząt i w zależności od wyniku rzutu mogli otrzymać królika, owcę lub świnię. Im większe stado miał gracz, tym szybciej zwierząt mu przybywało. Ale graczom groziło niebezpieczeństwo - wyrzucając lisa lub wilka traciło się część inwentarza lub nawet cały dobytek. Gra nie była jednak całkiem losowa. Można było wymieniać jedne zwierzęta na inne. I w ten sposób pozyskać na przykład małego psa, chroniącego przed lisem albo dużego psa ubezpieczającego przed groźbą ze strony wilka. W sumie gra była bardzo dobrze opracowana pod względem matematycznym i dzięki dobremu wyważeniu udziału losu i strategii, trzymała do końca w napięciu.
Oczywiście wszystkie elementy gry były wykonywane ręcznie z kartonu. Nawet dwunastościenne kostki były robione tak, jak modele wielościanów na zajęcia z geometrii.
Rozprowadzana początkowo wśród znajomych, zyskała sporą popularność. Do domu profesora Borsuka telefonowali nieznajomi ludzie, pytając, czy pod tym numerem mieści się hodowla zwierzątek. "Tak, Borsuk przy telefonie" odpowiadał wtedy profesor.
Niestety większość oryginalnych egzemplarzy gry spłonęło podczas Powstania Warszawskiego. Na podstawie jednego z ocalałych, udało się ją po przeszło pięćdziesięciu latach odtworzyć, już pod nową, bardziej współczesną nazwą Super Farmer."
Poza tym kiedyś robiłam z grupką osób ooogromną wersję tej gry na festyn dla dzieci w Niemczech. Pamiętam rysowałyśmy masowe ilości obrazków i robiłyśmy duuuże kostki do gry.
Kemotko, tak, znam tę historię :-)
OdpowiedzUsuńJest niesłychana. Trafiłam na nią przypadkowo: kiedyś sprawdzałam w internacie nazwisko Karola Borsuka - mieszkam niedaleko ulicy K.Borsuka i bardzo mnie zaciekawiła ta postać. W ten sposób dowiedziałam się właśnie o grze!!! Potem ją kupiłam a w środku znajdowała się informacja na temat historii jej powstania! Nieźle, prawda?
A z tą plansza na festyn to mnie zaciekawiłaś! Coś fantastycznego!!! Wow!
W internecie, oczywiście ;-) Nie w internacie!!!
OdpowiedzUsuń