poniedziałek, 31 stycznia 2011

Warszawa. Moja.


Mało Warszawy tutaj…
A to przecież moje już miasto.
Od tylu lat.
Od jedenastu… Rany, już tylu???

Warszawy uczył mnie mój mąż. Tatuś M.
Bo to Jego miasto. Od zawsze.
Dziś już nie wiem, które z nas lepiej je zna.
On niewątpliwie lepszy jest w topografii. Warszawę zna intuicyjnie.
Ale jeśli chodzi o znajomość nazw ulic ;-) o historię miasta i o miejsca do trwonienia pieniędzy, hihi – to ja jestem zdecydowanie lepsza w ‘te klocki’ :-)

Warszawy uczyłam się na kilka sposobów.
Moim pierwszym nauczycielem była moja Ciotka. Przyjeżdżałam do niej często, będąc jeszcze małą dziewczynką. I ona, profesor historii, postawiła sobie za punkt honoru, żebym Warszawę poznała i…polubiła. Bo ja kochałam Kraków. Zresztą z tym miastem wiązałam swoją przyszłość…
Warszawa oczywiście mi się wtedy nie podobała, w dodatku wszystko tu było „nie oryginalne”.
- Czy to jest oryginalne, ciociu, czy odbudowane po wojnie? Bo wiesz, w Krakowie WSZYSTKO jest oryginalne… I prawdziwe.
Ciocia, rodowita Warszawianka, tylko zgrzytała zębami…
Zresztą Warszawa kojarzyła mi się najbardziej z Indianami, bo ciocia – specjalistka od Indian Ameryki Północnej – żeby umilić mi te spacery po stolicy, po drodze raczyła mnie różnymi opowieściami o kolegach Winnetou ;-)
I w końcu zaprowadziła mnie do Łazienek.
A tam Król Staś, Teatr na Wodzie, wiewiórki, łabędzie i…pawie!
I tak pokochałam Warszawę.



Potem Warszawy, takiej ‘do mieszkania’ uczył mnie mąż. Wtedy narzeczony. Nawet nie, wtedy chłopak po prostu ;-)
Najpierw na rowerze. Nie zliczę, ile godzin spędziliśmy krążąc po Śródmieściu, Powiślu, Saskiej Kępie, Dolnym Mokotowie…Najczęściej późnymi wieczorami...
Potem Warszawa objawiła mi się literacko.
Był ‘Zły’ Tyrmanda.
Trochę varsavianów.
No i książka o Warszawie dla mnie najważniejsza: Pawła Hertza „Wieczory warszawskie”. Prezent.
Z najpiękniejszą dedykacją.
Amici fures temporum.
Musiałam zrobić wielce zawstydzoną minę ignoranta i nieuka, kiedy otworzyłam książkę – prezent, wyszperaną z trudem przez Tatusia M. w którymś z antykwariatów, ale jako prawdziwy Przyjaciel okazał się łaskawy ;-) i sentencję przetłumaczył…
A rzecz miała miejsce – gdzieżby indziej – na jakiejś romantycznej ławeczce w Parku Żeromskiego na warszawskim Żoliborzu :-)

Przyjaciele to złodzieje czasu…
Z nikim innym tak dobrze czas nam nie ucieka.
I tak szybko.

***

Dziś o Warszawie, bo odbieramy wieczorem z Centralnego O., moją 'małą' chrześnicę.
Zostanie u nas przez kilka dni.
Napisałam małą, bo lat ma niespełna piętnaście, choć wzrostu kawałek ponad 180 cm (sic!)
W każdym razie dla mnie, nawet o głowę wyższa, wciąż jest 'małą' dziewczynką :-) I taką pozostanie!
Za każdym razem, kiedy nas odwiedza, dla mnie to okazja do 'zwiedzania' mojego już miasta. Bardzo to lubię. Bardzo lubię snuć się po Warszawie i pokazywać innym te wszystkie MOJE miejsca... A O. jest wyjątkowo wdzięcznym 'wycieczkowiczem' ;-)

To co? Idzie wiosna (no, chyba idzie?), więc obiecuję więcej Warszawy tutaj. I zdjęć i opowieści.
Dzisiaj odrobinę Wilanowa - autoportret w szybie (z lwem) i kawałek pałacu.

Dobrego dnia!

16 komentarzy:

  1. Ja polubiłam Warszawę od pierwszego wejrzenia:)
    I z każdym rokiem lubię coraz bardziej. Nie chciałabym mieszkać nigdzie indziej.
    Warszawskie wspomnienia. Mam ich trochę.
    W większości bardzo osobistych i ważnych dla mnie ogromnie. Chyba nie potrafię ich ująć w słowa.
    Dobrej zabawy z młodą Liv:)

    PS Ciocia specjalistka od Indian - wow!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Warszawę "znam" tylko ze szkolnych wycieczek. Zatem marna to wiedza. ;) Nadrobię. Wiosną ruszamy na podbój stolicy. ;) A jesienią na ślub Przyjaciółki. Nie wiem, jak to się stało, że naprawdę dobrzy znajomi zwykle zapraszani są do nas? Może nie jesteśmy tacy fajni? ;D
    Poproszę więcej Warszawy! Może dodam coś jeszcze do listy miejsc do odwiedzenia i, jak to nazwałaś -- do trwonienia pieniędzy. ;)
    I też jestem z fan clubu Krakowa. ;)

    Na relację z odwiedzin niezwykłej nastolatki niecierpliwie czekam.

    Udanego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się określenie, że ktoś Cię "uczył" Warszawy :) Trafne. O ile łatwiej poznać, polubić i odnaleźć się w miejscu, które ktoś nam przedstawi i "wytłumaczy", a może co najważniejsze- "opowie" na wiele sposobów. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Delie, :-)
    Ja już chyba też nigdzie indziej bym mieszkać nie chciała... Chociaż jest takie jedno miejsce. Jedno miasto. Ale nie Kraków. Już nie!
    No i starość też zamierzam spędzić gdzie indziej... Nad morzem. Nad Bałtykiem... Tylko i wyłącznie.
    Ściskam!

    Ivi, koniecznie daj znać, jak będziesz się wybierać do stolicy! A co do wizyt Waszych znajomych, ja bym ujęła to inaczej: może to u Was jest po prostu najfajniej!!!
    Ja z miłości do Krakowa już się wyleczyłam ;-)
    A relacje z pobytu O. będą na pewno :-) Uściski!

    Raincloud, zdecydowanie łatwiej... Cieszę się, że uniknęłam błądzenia po mieście z mapą w ręku... Naprawdę. Bo tutaj to wyjątkowo męczące... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. nie ukrywam, że za Warszawą nie przepadam choć byłam zaledwie kilka razy. może po prostu potrzebuję kogoś kto oprowadzi mnie po ciekawych miejscach? bo wiem z doświadczenia, że każde miasto, nawet najmniejsze i takie "nieciekawe" może stać się wartym uwagi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Meggie piękny wpis . Kiedyś również myślałam, że Kraków to jest moje miejsce na ziemi do póki nie okazało się, że w Krakowie nie ma takiej szkoły, którą sobie wybrałam. I w Krakowie nie będzie Taty P. który wybrał sobie szkołę w Warszawie. Więc chcąc nie chcąc Warszawa w pewnym okresie życia była też i moim miastem. Długo jednak nie wytrzymaliśmy ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chetnie z Toba Maggie pospaceruje... :-) nie znam Warszawy wiec mysle, ze bylabym dobrym sluchaczem i rownie dobrym smakoszem wszystkich Twoich czarodziejskich miejsc...

    Pozdrawiam serdecznie. M

    OdpowiedzUsuń
  8. Maggie, zamień "Warszawę" na "Kraków", i to jest o mnie!
    Krakowa uczył mnie mój mąż.
    Bo to Jego miasto. Od zawsze.
    Dziś już nie wiem, które z nas lepiej je zna.
    On niewątpliwie lepszy jest w topografii. Kraków zna intuicyjnie.
    Ale jeśli chodzi o znajomość nazw ulic ;-) o historię miasta i o miejsca do trwonienia pieniędzy, hihi – to ja jestem zdecydowanie lepsza w ‘te klocki’ :-)

    Zawsze bardzo się cieszę, kiedy ktoś "nie z Warszawy" chwali i kocha moje miasto. Miłe to bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Miałaś Maggie dużo szczęścia, że ktoś tak cudownie pokazał Ci Warszawę :-) Szczególnie mam na myśli M., z ukochaną osobą wszytsko smakuje lepiej :-)
    Choć Ciocia też miała swój wkład ;-)
    Mnie zawsze Warszawa pociągała, tu chciałam studiować i tak też sie stało, ale teraz mam okres jakiegoś zmęczenia, znużenia tym miastem :-( Mam nadzieję, że przejdzie...

    A starość też chciałabym spędzić raczej poza Warszawą, może w górach... hmmm

    Pozdrawiam ciepło :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja ze wstydem przyznam, że nie znam Warszawy - chyba tylko ze starych filmów i dworca, na który wpadłam przejazdem... :) Dlatego miło cię poczytać...
    (a szeptem powiem, że ja urodzona krakowianka...więc całe moje serce tam...) ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja też polubiłam Warszawę krok po kroku, dzięki M. Swego czasu nie lubiłam tego miasta i nie wyobrażłam sobie, że mogłabym w nim zamieszkać. A potem od jednej uliczki do drugiej, od jednego do drugiego wspomnienia zakochałam się i dzisiaj tęsknię. Bardzo. To dla mnie wyjątkowy post, a Wam życzę wyjątkowego tygodnia z Chrześnicą!
    p.s.Zdjęcie z wielu powodów dla mnie osobiste i piękne.

    OdpowiedzUsuń
  12. Maggie, nie omieszkam się odezwać. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Maggie, już czekam na te warszawskie spacery! Bo ja, bywając tylko przechodniem i krótkotrwałym gościem w tym mieście, wciąż nie mogę się z nim polubić...
    A przecież tylko nadwiślańskie miasta tak naprawdę się dla mnie liczą... I choć teraz nad Wisłą już nie mieszkam, to urodziłam sie i wychowałam niemal z widokiem na przecudne wiślane S
    I ten widok tak często mam pod powiekami. Jak najpiękniejszy sen...
    Może jest więc jakaś szansa, że i W. dołączy do tych ukochanych nadwiślańskich?
    Czaruj nas zatem warszawsko, jak najczęściej. Tym bardziej, że wciąż przed nami rodzinna eskapada do stolicy, z kilkoma obowiązkowymi punktami, do których warto i trzeba dorzucić coś ekstra!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. bez żalu: jeśli ktoś by miał skraść choć sekundę, to kto jeśli nie przyjaciel... dla przyjaciół nie szkoda mi i godziny

    a Warszawa da się lubić:)

    dziś się śmiało podpiszę inaczej niż zwykle
    Warszawianka:)

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja dziękuję za ten wpis podwójnie bo może już niedługo Warszawa będzie moim nowym domem...
    :)

    Chyba pierwszy raz tu się ujawniłam zżera mnie trema...

    :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo Wam dziękuję :-) Odpisuję już 'hurtowo' i pozdrawiam wszystkich stąd i stamtąd... Warszawianki, krakowianki... Wszystkich!

    Ulu, Polko - miło Was tu widzieć :-) Przemiło! I niech trema nikogo tu nie zżera ;-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)