Mało Warszawy tutaj…
A to przecież moje już miasto.
Od tylu lat.
Od jedenastu… Rany, już tylu???
Warszawy uczył mnie mój mąż. Tatuś M.
Bo to Jego miasto. Od zawsze.
Dziś już nie wiem, które z nas lepiej je zna.
On niewątpliwie lepszy jest w topografii. Warszawę zna intuicyjnie.
Ale jeśli chodzi o znajomość nazw ulic ;-) o historię miasta i o miejsca do trwonienia pieniędzy, hihi – to ja jestem zdecydowanie lepsza w ‘te klocki’ :-)
Warszawy uczyłam się na kilka sposobów.
Moim pierwszym nauczycielem była moja Ciotka. Przyjeżdżałam do niej często, będąc jeszcze małą dziewczynką. I ona, profesor historii, postawiła sobie za punkt honoru, żebym Warszawę poznała i…polubiła. Bo ja kochałam Kraków. Zresztą z tym miastem wiązałam swoją przyszłość…
Warszawa oczywiście mi się wtedy nie podobała, w dodatku wszystko tu było „nie oryginalne”.
- Czy to jest oryginalne, ciociu, czy odbudowane po wojnie? Bo wiesz, w Krakowie WSZYSTKO jest oryginalne… I prawdziwe.
Ciocia, rodowita Warszawianka, tylko zgrzytała zębami…
Zresztą Warszawa kojarzyła mi się najbardziej z Indianami, bo ciocia – specjalistka od Indian Ameryki Północnej – żeby umilić mi te spacery po stolicy, po drodze raczyła mnie różnymi opowieściami o kolegach Winnetou ;-)
I w końcu zaprowadziła mnie do Łazienek.
A tam Król Staś, Teatr na Wodzie, wiewiórki, łabędzie i…pawie!
I tak pokochałam Warszawę.
Potem Warszawy, takiej ‘do mieszkania’ uczył mnie mąż. Wtedy narzeczony. Nawet nie, wtedy chłopak po prostu ;-)
Najpierw na rowerze. Nie zliczę, ile godzin spędziliśmy krążąc po Śródmieściu, Powiślu, Saskiej Kępie, Dolnym Mokotowie…Najczęściej późnymi wieczorami...
Potem Warszawa objawiła mi się literacko.
Był ‘Zły’ Tyrmanda.
Trochę varsavianów.
No i książka o Warszawie dla mnie najważniejsza: Pawła Hertza „Wieczory warszawskie”. Prezent.
Z najpiękniejszą dedykacją.
Amici fures temporum.
Musiałam zrobić wielce zawstydzoną minę ignoranta i nieuka, kiedy otworzyłam książkę – prezent, wyszperaną z trudem przez Tatusia M. w którymś z antykwariatów, ale jako prawdziwy Przyjaciel okazał się łaskawy ;-) i sentencję przetłumaczył…
A rzecz miała miejsce – gdzieżby indziej – na jakiejś romantycznej ławeczce w Parku Żeromskiego na warszawskim Żoliborzu :-)
Przyjaciele to złodzieje czasu…
Z nikim innym tak dobrze czas nam nie ucieka.
I tak szybko.
***
Dziś o Warszawie, bo odbieramy wieczorem z Centralnego O., moją 'małą' chrześnicę.
Zostanie u nas przez kilka dni.
Napisałam małą, bo lat ma niespełna piętnaście, choć wzrostu kawałek ponad 180 cm (sic!)
W każdym razie dla mnie, nawet o głowę wyższa, wciąż jest 'małą' dziewczynką :-) I taką pozostanie!
Za każdym razem, kiedy nas odwiedza, dla mnie to okazja do 'zwiedzania' mojego już miasta. Bardzo to lubię. Bardzo lubię snuć się po Warszawie i pokazywać innym te wszystkie MOJE miejsca... A O. jest wyjątkowo wdzięcznym 'wycieczkowiczem' ;-)
To co? Idzie wiosna (no, chyba idzie?), więc obiecuję więcej Warszawy tutaj. I zdjęć i opowieści.
Dzisiaj odrobinę Wilanowa - autoportret w szybie (z lwem) i kawałek pałacu.
Dobrego dnia!
Ja polubiłam Warszawę od pierwszego wejrzenia:)
OdpowiedzUsuńI z każdym rokiem lubię coraz bardziej. Nie chciałabym mieszkać nigdzie indziej.
Warszawskie wspomnienia. Mam ich trochę.
W większości bardzo osobistych i ważnych dla mnie ogromnie. Chyba nie potrafię ich ująć w słowa.
Dobrej zabawy z młodą Liv:)
PS Ciocia specjalistka od Indian - wow!!!:)
Warszawę "znam" tylko ze szkolnych wycieczek. Zatem marna to wiedza. ;) Nadrobię. Wiosną ruszamy na podbój stolicy. ;) A jesienią na ślub Przyjaciółki. Nie wiem, jak to się stało, że naprawdę dobrzy znajomi zwykle zapraszani są do nas? Może nie jesteśmy tacy fajni? ;D
OdpowiedzUsuńPoproszę więcej Warszawy! Może dodam coś jeszcze do listy miejsc do odwiedzenia i, jak to nazwałaś -- do trwonienia pieniędzy. ;)
I też jestem z fan clubu Krakowa. ;)
Na relację z odwiedzin niezwykłej nastolatki niecierpliwie czekam.
Udanego dnia!
Podoba mi się określenie, że ktoś Cię "uczył" Warszawy :) Trafne. O ile łatwiej poznać, polubić i odnaleźć się w miejscu, które ktoś nam przedstawi i "wytłumaczy", a może co najważniejsze- "opowie" na wiele sposobów. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDelie, :-)
OdpowiedzUsuńJa już chyba też nigdzie indziej bym mieszkać nie chciała... Chociaż jest takie jedno miejsce. Jedno miasto. Ale nie Kraków. Już nie!
No i starość też zamierzam spędzić gdzie indziej... Nad morzem. Nad Bałtykiem... Tylko i wyłącznie.
Ściskam!
Ivi, koniecznie daj znać, jak będziesz się wybierać do stolicy! A co do wizyt Waszych znajomych, ja bym ujęła to inaczej: może to u Was jest po prostu najfajniej!!!
Ja z miłości do Krakowa już się wyleczyłam ;-)
A relacje z pobytu O. będą na pewno :-) Uściski!
Raincloud, zdecydowanie łatwiej... Cieszę się, że uniknęłam błądzenia po mieście z mapą w ręku... Naprawdę. Bo tutaj to wyjątkowo męczące... Pozdrawiam!
nie ukrywam, że za Warszawą nie przepadam choć byłam zaledwie kilka razy. może po prostu potrzebuję kogoś kto oprowadzi mnie po ciekawych miejscach? bo wiem z doświadczenia, że każde miasto, nawet najmniejsze i takie "nieciekawe" może stać się wartym uwagi.
OdpowiedzUsuńMeggie piękny wpis . Kiedyś również myślałam, że Kraków to jest moje miejsce na ziemi do póki nie okazało się, że w Krakowie nie ma takiej szkoły, którą sobie wybrałam. I w Krakowie nie będzie Taty P. który wybrał sobie szkołę w Warszawie. Więc chcąc nie chcąc Warszawa w pewnym okresie życia była też i moim miastem. Długo jednak nie wytrzymaliśmy ;)
OdpowiedzUsuńChetnie z Toba Maggie pospaceruje... :-) nie znam Warszawy wiec mysle, ze bylabym dobrym sluchaczem i rownie dobrym smakoszem wszystkich Twoich czarodziejskich miejsc...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie. M
Maggie, zamień "Warszawę" na "Kraków", i to jest o mnie!
OdpowiedzUsuńKrakowa uczył mnie mój mąż.
Bo to Jego miasto. Od zawsze.
Dziś już nie wiem, które z nas lepiej je zna.
On niewątpliwie lepszy jest w topografii. Kraków zna intuicyjnie.
Ale jeśli chodzi o znajomość nazw ulic ;-) o historię miasta i o miejsca do trwonienia pieniędzy, hihi – to ja jestem zdecydowanie lepsza w ‘te klocki’ :-)
Zawsze bardzo się cieszę, kiedy ktoś "nie z Warszawy" chwali i kocha moje miasto. Miłe to bardzo :)
Miałaś Maggie dużo szczęścia, że ktoś tak cudownie pokazał Ci Warszawę :-) Szczególnie mam na myśli M., z ukochaną osobą wszytsko smakuje lepiej :-)
OdpowiedzUsuńChoć Ciocia też miała swój wkład ;-)
Mnie zawsze Warszawa pociągała, tu chciałam studiować i tak też sie stało, ale teraz mam okres jakiegoś zmęczenia, znużenia tym miastem :-( Mam nadzieję, że przejdzie...
A starość też chciałabym spędzić raczej poza Warszawą, może w górach... hmmm
Pozdrawiam ciepło :-)
A ja ze wstydem przyznam, że nie znam Warszawy - chyba tylko ze starych filmów i dworca, na który wpadłam przejazdem... :) Dlatego miło cię poczytać...
OdpowiedzUsuń(a szeptem powiem, że ja urodzona krakowianka...więc całe moje serce tam...) ;)
Ja też polubiłam Warszawę krok po kroku, dzięki M. Swego czasu nie lubiłam tego miasta i nie wyobrażłam sobie, że mogłabym w nim zamieszkać. A potem od jednej uliczki do drugiej, od jednego do drugiego wspomnienia zakochałam się i dzisiaj tęsknię. Bardzo. To dla mnie wyjątkowy post, a Wam życzę wyjątkowego tygodnia z Chrześnicą!
OdpowiedzUsuńp.s.Zdjęcie z wielu powodów dla mnie osobiste i piękne.
Maggie, nie omieszkam się odezwać. :)
OdpowiedzUsuńMaggie, już czekam na te warszawskie spacery! Bo ja, bywając tylko przechodniem i krótkotrwałym gościem w tym mieście, wciąż nie mogę się z nim polubić...
OdpowiedzUsuńA przecież tylko nadwiślańskie miasta tak naprawdę się dla mnie liczą... I choć teraz nad Wisłą już nie mieszkam, to urodziłam sie i wychowałam niemal z widokiem na przecudne wiślane S
I ten widok tak często mam pod powiekami. Jak najpiękniejszy sen...
Może jest więc jakaś szansa, że i W. dołączy do tych ukochanych nadwiślańskich?
Czaruj nas zatem warszawsko, jak najczęściej. Tym bardziej, że wciąż przed nami rodzinna eskapada do stolicy, z kilkoma obowiązkowymi punktami, do których warto i trzeba dorzucić coś ekstra!!!
bez żalu: jeśli ktoś by miał skraść choć sekundę, to kto jeśli nie przyjaciel... dla przyjaciół nie szkoda mi i godziny
OdpowiedzUsuńa Warszawa da się lubić:)
dziś się śmiało podpiszę inaczej niż zwykle
Warszawianka:)
A ja dziękuję za ten wpis podwójnie bo może już niedługo Warszawa będzie moim nowym domem...
OdpowiedzUsuń:)
Chyba pierwszy raz tu się ujawniłam zżera mnie trema...
:)
Bardzo Wam dziękuję :-) Odpisuję już 'hurtowo' i pozdrawiam wszystkich stąd i stamtąd... Warszawianki, krakowianki... Wszystkich!
OdpowiedzUsuńUlu, Polko - miło Was tu widzieć :-) Przemiło! I niech trema nikogo tu nie zżera ;-)