Ktoś niedawno zadał mi pytanie, czy zdarza mi się zapominać, że jestem Mamą…
No więc owszem, zdarza mi się :-) Na przykład dzisiaj…
Wczesnym popołudniem zawiozłam M. na ‘przechowanie’ do najfajniejszego wujka pod słońcem, czyli do młodszego brata mojego Męża (na krótką godzinkę, później M. miał przejąć Tatuś), potem biegiem, z torbą ciężką od papierzysk, do Śródmieścia… Wszak to moje pracowite środy :-)
Plac Konstytucji przywitał mnie tak obłędnym, rozleniwiającym słońcem, że mając w zanadrzu kilka luźnych minut, wstąpiłam jeszcze na szybką kawę do Green Coffee :-)
Popijając dużą latte na sojowym, przeglądając papierzyska, poprawiając jeszcze jakieś dokumenty i rozsmakowując się w kawiarnianym zgiełku i w starych kawałkach Pearl Jam (swoją drogą, jak dobrze, że istnieją jeszcze kawiarnie, w których nikt nas nie karmi muzyką do windy, czyli wszędobylskim, odprężającym i mało absorbującym chilloutem!!!) - ZAPOMNIAŁAM…
Na ułamek sekundy, ale tak – ZAPOMNIAŁAM!
I myśl o tym, że zapomniałam uderzyła mnie nagle z siłą pioruna ;-)
Wow!
I nie zdarzyło mi się to po raz pierwszy, o nie…
Nie wiem, to chyba ten Pearl Jam ;-)
A może wcale nie zapomniałam, tylko po prostu przez ułamek sekundy nie wychwyciłam tego nieustającego pulsu, który nadaje mi rytm od blisko dwóch lat… Który nie pozwala zapomnieć...
Może przez sekundę przełączyłam inny kanał, inny program w mózgu…
Może całkiem bezwiednie, instynktownie, całkowicie porzuciłam na ten jeden moment odpowiedzialność za M.
Fajne uczucie!
Trwało to chwilę. Bardzo, bardzo krótką…
Sięgnęłam do kieszeni, zawahałam się przez chwilę, czy zadzwonić… Zadzwoniłam… :-)
Myśli wróciły na miejsce. Wrócił rytm… Puls…
Przelałam kawę z filiżanki do mojego kubka i ruszyłam w stronę Pięknej, śmiejąc się z samej siebie po cichu…
Potem spacer, bardzo szybki, Mokotowską… W wiosennym płaszczu… Rozpiętym!!! To po pierwsze…
Po drugie - minął mnie dystyngowany pan z fajką (sic!) - a ostatnio rozmawiałam z kimś rozżalona, że to taki rzadki teraz widok… Niepoprawne to, co powiem, ale taki zapach dobrego tytoniu upaja…
Po trzecie - z wystawy MO’52 zamrugał do mnie i zatrzepotał sarnimi rzęsami cudny charcik włoski :-) Rozkoszny widok! *
A po czwarte, na którymś skrzyżowaniu zobaczyłam jakąś fajną Mamę z Dzieckiem w nosidełku – takim samym, w jakim nosiliśmy naszego M. Stąd też dzisiejsze zdjęcie ;-)
Jaka szkoda, że z niego wyrósł… Jaki to był wspaniały wynalazek!!!
A po piąte i po szóste – wracając, późnym już wieczorem, usłyszałam (i zobaczyłam) zza szyb w Sheratonie jakąś świetną dziewczynę z gitarą (koncert?), śpiewającą pewien znakomity kawałek…
Długo tam stałam i słuchałam tego genialnego utworu… To po piąte.
Bo po szóste, to chciałam powiedzieć, że ta piosenka i ten teledysk (A.D. 1991) przypominają mi o strasznie fajnych czasach, kiedy dopiero co stałam się nastolatką, a MTV było synonimem całkiem świetnej muzyki :-) I kiedy tak o tym sobie myślałam, po raz drugi tego dnia zapomniałam, że jestem już Mamą, hehe!
No, wcale nie zapomniałam…
Tak mi tylko z głowy wyfrunęło jakoś ;-)
Dobranoc!
Albo dzień dobry!
Całą drogę nuciłam ten kawałek Kravitza – może i do Was się przyklei dziś? ;-)
*) Kiedyś niemal wybłagałam Mamę o podobnego – bardzo mi się marzył… Ten, którego sobie upatrzyłam nosił arystokratyczne imię ‘Zawsze Wdzięczna’, hehe, przynajmniej w rodowodzie… To suczka była… Zapewne znalazła innego właściciela, za to mnie wiernie dotrzymywał towarzystwa najpiękniejszy owczarek belgijski (podobny do tego, który wystąpił w ‘Czerwonym’ Kieślowskiego, pamiętacie?) o aparycji czarnego niedźwiedzia!
I mały update :-)
To, co tu wczoraj napisałam, o zapominaniu, tylko mi uświadomiło, że skoro wychwytuję takie momenty, w których jestem TOTALNIE poza, oznacza jedynie, że przez CAŁY pozostały CZAS moje myśli, bezwiednie i instynktownie, krążą wokół M. Przez cały, caluteńki czas! Niby to wiedziałam...
Zwizualizowałam to sobie jako dwa pasma, dwa równoległe tory zwojów mózgowych, hehe ;-) Ten jeden wciąż mi podrzuca obraz M. A wczoraj się zaciął! Och, 'Było sobie życie' po prostu :-)))
I mały update :-)
To, co tu wczoraj napisałam, o zapominaniu, tylko mi uświadomiło, że skoro wychwytuję takie momenty, w których jestem TOTALNIE poza, oznacza jedynie, że przez CAŁY pozostały CZAS moje myśli, bezwiednie i instynktownie, krążą wokół M. Przez cały, caluteńki czas! Niby to wiedziałam...
Zwizualizowałam to sobie jako dwa pasma, dwa równoległe tory zwojów mózgowych, hehe ;-) Ten jeden wciąż mi podrzuca obraz M. A wczoraj się zaciął! Och, 'Było sobie życie' po prostu :-)))
Maggie ohh przypomniałaś mi te cudne czasu z muzycznym MTV a nie na wpół gołymi i piszczącymi panienkami robiącymi "show".
OdpowiedzUsuńTen kawałek pana Kravitz'a lubię, oh lubię :)
A zdjęcie bardzo radosne:) wypatrzyłaś samolot ;)
MTV i muzyka. Ach, jak to dawno było:) A Lenny Kravitz bardzo mi się z tymi czasami kojarzy. Najbardziej z tego, że był wtedy facetem Vanessy Paradis, której teledysk w pustym basenie kojarzy mi się z MTV najbardziej:))) Mistrz pokrętnej logiki, to ja!:)
OdpowiedzUsuńI znowu mi, niedobra kobieto, pojechałaś po cienkiej strunie!
Plac Konstytucji i Green Coffee. Zaraz tu przyjdzie Ula i też Ci powie, że tak się nie robi. Uuuuuulaaaaa!!!! Ona mnie bijeeee!:D Całe szczęście, że rano w Green przy Konstytucji nie ma słońca. Bo tego już by było za wiele!;)
fajnie tak się czasem zapomnieć, hmmm?;)
miłego dnia Maggie!
fota cudna
Też mi przypomniałaś stare czasy, Maggie!
OdpowiedzUsuńNana, ten teledysk Paradis - strasznie go lubiłam. Dla mnie to właśnie MTV:) I jeszcze był jakiś męski duet - Eddie i ktoś jeszcze - zawsze słuchałam MTV rano i to leciało zazwyczaj przed moim wyjściem do LO. A ten kawałek lubię bardzo:)
Zdjęcie cudo! Roześmiałam się jak je zobaczyłam w całości, bo w awatarze wyglądało jak plakat propagandowy z dawnych czasów-może przez tę chusteczkę?:) Wiesz, taki "młode matki coś tam":)
Zdarza mi się zapominać o tym, że mam dziecko.
Żałuję, że już nie ma tych wyjazdów, na których zapominałam o wszystkim. Czasem trzeba;) No, w granicach rozsądku:) Ja przez długi czas miałam inne zawieszenie: patrzyłam na Syna i czasem uderzała mnie myśl - WOW, TO NAPRAWDĘ JEST MOJE DZIECKO! Tak przez pierwsze 2.5 roku:)
Agnieszko, no ja bardzo nad tym boleję... Były takie czasy, prawda? Wcale nie przyśniło mi się... Bo czasami to już tak myślę ;-)
OdpowiedzUsuńCzy to był samolot, czy mewa - nie pamiętam :-)
Nana, że tamto Green Coffee to bardzo Twoje? I Uli? Jejku... Nie wiedziałam...
OdpowiedzUsuńRano słońca tam nie ma, to prawda, ale nawet ten cień wtedy mi odpowiada :-)
Wczoraj słońce po prostu wlewało się do wnętrza szerokim strumieniem... I jeszcze przy oknie usiadłam :-)
Vanessa Paradis - tak to było to - http://www.youtube.com/watch?v=_lwthVtaocc i tak - to BYŁO moje MTV!
Chwilę później przyszedł szturm z Seattle (sic!) i MTV naprawdę stało się naprawdę 'głosem pokolenia'! Hehe, ale pojechałam :-)
No były takie czasy, kiedy królowało MTV Unplugged i Eric Clapton... I Lenny Kravitz właśnie... I Enrico z Dial MTV ;-)
Kawałek temu...
Ściskam, Nana!
PS Oczywiście bardzo wtedy marzyłam o podróży do Seattle ;-)
Delie, a jaki Eddie?
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ja też pamiętam to słuchanie MTV przed wyjściem do szkoły (tylko, że była to podstawówka, hehe!) i pamiętam taki dzień, w którym z tego oglądania nie poszłam do szkoły - poranek bodaj 5 kwietnia 1994... Tatuś M. się ze mnie śmieje, jak mu o tym opowiadam, ale ja jestem od niego spory kawałek młodsza, hihi! I wtedy tamto wydarzenie mnie rozwaliło, pamiętam...
A chusteczka ze zdjęcia była jakimś totalnym nieporozumieniem - kupiłam ją 'po drodze'- chciałam jasną, bo słońce, itd., a na większości zdjęć wyglądam jak z...bandażem na głowie!!! No rewelacja!
A taki stan 'zawieszenia', że moje, że Dziecko, że o rany! - miałam bardzo na początku... Stawałam nad łóżeczkiem (stawaliśmy) i wpatrywałam się w M. jak w kosmitę, który właśnie wylądował tu, w sypialni ;-)
Z obłędnym niedowierzaniem na Niego patrzyłam...
Teraz mi już trochę przeszło, choć zdarzają się takie 'momenty olśnienia' :-)
Ściskam Cię ogromnie mocno!!!
I dziękuję za tamto zdjęcie... Choć inaczej je sobie wyobrażałam... Ale to przez Nabokova ;-)
Maggie, na szczęście takie nasze-nasze-nasze z Ulą, to jest inne Green. Ale to też wspominamy:) Ciekawe czy napiszesz kiedyś coś o takim najbardziej naszym miejscu;)
OdpowiedzUsuńa propos MTV, to ciągle się wybieram pod dom Cobaina i dotrzeć nie mogę.
Moze jutro rano, jak odstawie dziewczyny do przedszkola...
i jeszcze odnosnie update'u.
ja tak miewam nadal. choć już rzadziej.
one? te dwie? moje???
;)
Nana, poproszę fotę stamtąd :-) I szepnij Mu tam na ucho, że tu w PL też miał kilku fanów, hehe :-)
OdpowiedzUsuńKtóre to Wasze Wasze? Z ciekawości pytam...
Ach, i jeszcze ten kawałek to było moje MTV :-)
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=lwlogyj7nFE
Teraz śpiewam to M.
:-)
Rany, jakie inne były wtedy teledyski!!!
nie no, przecież nie napiszę.
OdpowiedzUsuńtylko będę czekać:)))
miejsce absolutnie przypadkowe za pierwszym razem i samo w sobie absolutnie nieszczególne. ale dla nas bardzo ważne:) gdybyśmy zapomniały się umówić w konkretnym miejscu, to i tak na pewno byśmy tam na siebie czekały. To znaczy Ulka by czekała, a ja bym się spóźniła, comme d'abitude:)
mam aparat w samochodzie:) obiecuję!
Nie pamiętam jaki Eddie. Duet dwóch facetów:)
OdpowiedzUsuńA teraz od rana słucham Vanessy:)))
Oj miewam takie chwile - baaaardzo rzadkie na razie :) Ale są :) Pierwszy raz z wyrzutami sumienia, później ze spokojem, że myslenie jednak wraca na właściwe tory ;)
OdpowiedzUsuńI to zdumienie że to MOJE dziecko o którym pisze Delie nadal czasami mi towarzyszy :)
A zdjęcie świetne - jak przodownica pracy z dzieckiem na piersi :))
Miłego dnia!
Delie, może Charles&Eddie? To? http://www.youtube.com/watch?v=4RabmPacOU0&feature=related
OdpowiedzUsuń:-)
Maggie, ten teledysk Vanessy mi pasuje do mojego woreczka. Jakby co to mam ich całę serię-może trafisz na Nabokova:)
OdpowiedzUsuńTak, tak!!!!
OdpowiedzUsuńMiałam nie pisać na blogu, bo nie mam czasu. Ale musiałam:))) Przez Ciebie i Nanę:)
oj tak, ten Freddie to tez moje MTV:)
OdpowiedzUsuńDelie, jak tylko przeczytałam wpis Maggie, od razu zapuściłam Vanessę i katuję:D
nana, a myślisz, że co ja robię?:) Na szczęście mam w pracy słuchawki:)))
OdpowiedzUsuńŚwietny post i zdjęcie:-)
OdpowiedzUsuńA pamiętacie "November Rain"?
OdpowiedzUsuńNo ba!
OdpowiedzUsuńZ Guns'n'Roses to same mam legendy :-)
Trochę to obciach był, teraz tak myślę, ale kurczę - no mieli moje serce ;-)
A November Rain i Don't Cry oczywiście to były pozycje kultowe... Teledysk do tej pierwszej obejrzałam z milion razy... Do drugiej - dwa miliony ;-)
No mówiłam: back to '90 :-)
Ja jeszcze kochałam teledyski Aerosmith-ten z Live Tyler obejrzałam pewnie z milion razy właśnie!:) Chciałam być dokładnie taka:) W sumie nadal bym chciała:)))
OdpowiedzUsuńLiv miało być:)
OdpowiedzUsuńHmm, a ja tego akurat nie lubiłam ;-) I wcale nie chciałam być jak ona... Tzn. chciałam być jak Liv, ale ta z 'Ukrytych pragnień' :-) W sumie nadal bym chciała ;-)
OdpowiedzUsuńUściski, kochana!
Taka jak ona w sensie wyglądu, a nie tańca na rurze. Maggie, please!:)
OdpowiedzUsuńNo, boską ma urodę... Szalenie mi się podoba ta babka :-) I te duuuże usta :-) Mniammmm...
OdpowiedzUsuńI nie jest bardzo chuda, to też w niej lubię:)
OdpowiedzUsuńTo http://www.sofeminine.co.uk/star/pictures-275165-liv-tyler.html i to http://mobini.pl/upload/files/129/525/204/650/480/213_Liv_Tyler_j8.JPG
OdpowiedzUsuńMoje ulubione!!!
Jaki fajny wpis, lekko sie czytalo i buzia mi sie smiala do samej siebie...:-) ja chyba niestety nigdy nie zapomnialam, przynajmniej nie moge sobie czegos takiego przypomniec ale na poczatku wiem, ze tez patrzylam na to malenstwo z wielkimi oczami, ze to naprawde moje... :-)
OdpowiedzUsuńA zdjecie Maggie bomba, przynajmniej dla mnie...!!! Sciskam. M
Naprawdę? I nie wyglądam jak traktorzystka? ;-)
OdpowiedzUsuńUściski, Mamsan :-)
Serdeczne!!!
Wstyd przyznać, pierwszy raz KOMPLETNIE zapomiałam o Ł. gdy miała 10 miesięcy i odwiedziłysmy koleżankę z noworodkiem. Wzięłam go na ręce i odpłynęłam. Otrzeźwił mnie hurgot w łazience gdzie Ł. poraczkowała za kotem:)
OdpowiedzUsuńto:
OdpowiedzUsuńhttp://www.jsrpages.co.uk/scanst/tyler/liv-tyler-25.jpg
i to:
http://www.dailystab.com/blog/wp-content/uploads/2008/08/liv_tyler-gap.jpg
Maggie, tak się nie robi ;)
OdpowiedzUsuńA to nasze - nasze miejsce... Ja bym czekała albo wręcz odwrotnie, pisała Nanie smsa, że szukam miejsca do zaparkowania :D
Olu, nieźle... ;-)
OdpowiedzUsuńAle coś mi się wydaje, że i Ł. o Tobie też w tym czasie zapomniała! W końcu kot to baaardzo ciekawy osobnik ;-)
Delie, ja ją wolę w kolorze ;-) Zdecydowanie!
Ula, wiedziałam, że mnie zbesztasz ;-) Nana mnie ostrzegała... Że przyjdziesz tu i krucho ze mną będzie...
NIE WIEDZIAŁAM... Bym się nie znęcała, słowo! ;-)