I znowu mam zaległości… Za nami wytrawny weekend. A wczoraj rajd przez Warszawę – od leniwego, przedpołudniowego spaceru po Frascati, słonecznej wędrówki Skarpą w miłym towarzystwie Hani i jej Mamy, aż po popołudniową wycieczkę na Kępę Potocką. Dłuuuga podróż metrem z powrotem, urozmaicona lekturą przecudnej książeczki o Bobo – ale to oddzielna historia na trochę później! Niedziela równie udana. Urodzinowa. Znakomita i smakowita… M. w towarzystwie uroczego pięciolatka, zafascynowany zestawem kiji do golfa i syntezatorem (takie mamusine stare pianino to żaden cud przecież!), zupełnie nie zauważał Rodziców ;-) Dla nas miła zatem chwila wytchnienia… I dwie filiżanki kawy - gorącej dla odmiany (bo zazwyczaj dopijam zimną, hehe)! I pyszny obiad. I w ogóle fajny czas jakoś… |
Bezbolesnego dla ciebie :)
OdpowiedzUsuńLubie tu wpadać i czytać...o tym jak gdzieś spokojnie płynie sobie czas wypełniony zdarzeniami...jakoś tak fajnie piszesz :))
Uściski :)
Intensywne życie towarzyskie prowadzicie! Nie nadążam!
OdpowiedzUsuńNa kręgosłup chyba by się jakaś joga przydała... codziennie zaczynam ćwiczyć i nie mogę zacząć :)
Anik, ja wiem, czy tak spokojnie? Ale miło, że zaglądasz :-)
OdpowiedzUsuńUściski serdeczne!!!
Enchocolatte, joga mnie drażni... Kiedyś uczęszczałam (przez ponad dwa lata) i doszłam do wniosku, że ten rodzaj aktywności mnie wkurza ;-))) Lubię pływać - i na tym powinnam się skupić... Bo jak pływam, myślę tylko o równym oddechu, o niczym innym... A podczas jogi myślałam tylko kiedy się skończy, hehe! Poza tym moja pani rehabilitantka jogi akurat nie chwali...
Do zobaczenia! Ma być 18 stopni w czwartek! Ja nie mogę! Wiosna!!!
Niesamowici z Was wędrowcy:)Fajnie:)
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia w sobotę:)
i ja tam byłam, wino piłam! ;)Szybkiego powrotu do pionu! bu
OdpowiedzUsuńDelie, do zobaczenia :-)
OdpowiedzUsuńBu, za każdym razem to samo - konstatacja, że spotykamy się za rzadko :-( Musimy to zmienić!!! Czekam na sukienkę!!!
niezmordowani jesteście!:)
OdpowiedzUsuńOstatnio pisałaś coś o Placu Zbawiciela. Równo sto lat temu, moi pradziadkowie brali ślub w tym kościele. Wtedy najnowszym i "najelegantszym" w Warszawie:) Bardzo lubię te okolice. Z wielu powodów.
Frascati, to dla mnie kolaż, fotomontaż, nie wiem:) Jakby wycięty z innego miasta i wklejony do Warszawy. Lubię tylko w bardzo ciepłe weekendy. Najlepiej w niedziele!:) W taki dzień byłam tam pierwszy raz i tylko taki kadr mi pasuje. Miałam napisać, że to jest dziwne miejsce. Ale się zastanawiam, czy to przypadkiem ja nie jestem dziwna...;)
szybkiego bezbolesnego pionu!
zapomniałam.
OdpowiedzUsuń"spotkanie z dziewczynami"
ach, jak Ci zazdroszczę!:)))
Nana, o Frascati coś napiszę... Prawda, to dziwne miejsce, ale niewykluczone, że i ja dziwna jestem do spóły z Tobą ;-)
OdpowiedzUsuńFrascati jest wyjątkowe z wielu powodów, ale dla mnie również, a może przede wszystkim, za sprawą pewnej lektury... Ale o tym później.
Nana, uściski!
PS Ja noszę na palcu obrączkę, którą w 1915 roku założył na serdeczny palec praprababci M. jego prapradziadek :-) Właśnie w tym kościele... Niesłychane :-) Ale Twoi byli pierwsi ;-)