wtorek, 29 marca 2011

Już je miałam wyrzucić, bo jakieś takie marne, nieostre wyszły…
Ale z drugiej strony…

Lubię je :-)

Jeszcze ze stycznia…


I znowu mam zaległości…
Za nami wytrawny weekend.
A wczoraj rajd przez Warszawę – od leniwego, przedpołudniowego spaceru po Frascati, słonecznej wędrówki Skarpą w miłym towarzystwie Hani i jej Mamy, aż po popołudniową wycieczkę na Kępę Potocką. Dłuuuga podróż metrem z  powrotem, urozmaicona lekturą przecudnej książeczki o Bobo – ale to oddzielna historia na trochę później!
Niedziela równie udana. Urodzinowa. Znakomita i smakowita… M. w towarzystwie uroczego pięciolatka, zafascynowany zestawem kiji do golfa i syntezatorem (takie mamusine stare pianino to żaden cud przecież!), zupełnie nie zauważał Rodziców ;-)
Dla nas miła zatem chwila wytchnienia… I dwie filiżanki kawy - gorącej dla odmiany (bo zazwyczaj dopijam zimną, hehe)!
I pyszny obiad.
I w ogóle fajny czas jakoś…
Wczoraj długi wieczór z A&B :-) Z Dziewczynami… Uwielbiam to określenie – zawsze mi poprawia humor! Długi wieczór, dzbanki z winem, duża latte ‘na koszt firmy’ ;-)
I roześmiana droga do metra… I całe mnóstwo opowieści…


Dziś za to dla niemiłej odmiany walczę z bólem kręgosłupa… Już, już myślałam, że pokonałam wroga ;-) ale coś czuję, że ponownie zawitam na rehabilitacj...
W każdym razie pisze dziś poziomo. Z pionami jest gorzej:-(

Udanego popołudnia!
Bezbolesnego :-)

9 komentarzy:

  1. Bezbolesnego dla ciebie :)
    Lubie tu wpadać i czytać...o tym jak gdzieś spokojnie płynie sobie czas wypełniony zdarzeniami...jakoś tak fajnie piszesz :))
    Uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Intensywne życie towarzyskie prowadzicie! Nie nadążam!
    Na kręgosłup chyba by się jakaś joga przydała... codziennie zaczynam ćwiczyć i nie mogę zacząć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anik, ja wiem, czy tak spokojnie? Ale miło, że zaglądasz :-)
    Uściski serdeczne!!!

    Enchocolatte, joga mnie drażni... Kiedyś uczęszczałam (przez ponad dwa lata) i doszłam do wniosku, że ten rodzaj aktywności mnie wkurza ;-))) Lubię pływać - i na tym powinnam się skupić... Bo jak pływam, myślę tylko o równym oddechu, o niczym innym... A podczas jogi myślałam tylko kiedy się skończy, hehe! Poza tym moja pani rehabilitantka jogi akurat nie chwali...

    Do zobaczenia! Ma być 18 stopni w czwartek! Ja nie mogę! Wiosna!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowici z Was wędrowcy:)Fajnie:)
    Do zobaczenia w sobotę:)

    OdpowiedzUsuń
  5. i ja tam byłam, wino piłam! ;)Szybkiego powrotu do pionu! bu

    OdpowiedzUsuń
  6. Delie, do zobaczenia :-)

    Bu, za każdym razem to samo - konstatacja, że spotykamy się za rzadko :-( Musimy to zmienić!!! Czekam na sukienkę!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. niezmordowani jesteście!:)

    Ostatnio pisałaś coś o Placu Zbawiciela. Równo sto lat temu, moi pradziadkowie brali ślub w tym kościele. Wtedy najnowszym i "najelegantszym" w Warszawie:) Bardzo lubię te okolice. Z wielu powodów.
    Frascati, to dla mnie kolaż, fotomontaż, nie wiem:) Jakby wycięty z innego miasta i wklejony do Warszawy. Lubię tylko w bardzo ciepłe weekendy. Najlepiej w niedziele!:) W taki dzień byłam tam pierwszy raz i tylko taki kadr mi pasuje. Miałam napisać, że to jest dziwne miejsce. Ale się zastanawiam, czy to przypadkiem ja nie jestem dziwna...;)

    szybkiego bezbolesnego pionu!

    OdpowiedzUsuń
  8. zapomniałam.
    "spotkanie z dziewczynami"
    ach, jak Ci zazdroszczę!:)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Nana, o Frascati coś napiszę... Prawda, to dziwne miejsce, ale niewykluczone, że i ja dziwna jestem do spóły z Tobą ;-)
    Frascati jest wyjątkowe z wielu powodów, ale dla mnie również, a może przede wszystkim, za sprawą pewnej lektury... Ale o tym później.

    Nana, uściski!

    PS Ja noszę na palcu obrączkę, którą w 1915 roku założył na serdeczny palec praprababci M. jego prapradziadek :-) Właśnie w tym kościele... Niesłychane :-) Ale Twoi byli pierwsi ;-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję :-)