Z ciastoliną mamy problem.
M. karmi nią psa ;-)))
A psu, owszem, ciastolina smakuje! I to nawet bardzo. Wszystko, co spadnie na ziemię – jego!
Zresztą i M. skusił się na mały kawałeczek. Tej apetycznie pomarańczowej.
Tfu!!!
Malowanie, rysowanie, tańce, śpiewy i wygłupy :-) Okolice dwóch lat, mimo że pod pewnymi względami niełatwe, niosą tyle nowego, tyle radości z odkrywania, z poznawania. Fajnie przeżywać to wszystko razem! Fajnie, że nic mi nie umyka…
Ostatnio ulubioną zabawą jest ta w chowanego. M. ją uwielbia! Z zapałem szuka kryjówek, po czym natychmiast (oczywiście) zdradza się chichotem ;-)
Nas natomiast zdradza pies, który psuje M. poszukiwania! Musimy więc zamykać Filipa za drzwiami... Ale wówczas jęczy ;-)
M. bardzo też lubi grę w poszukiwania – kiedy był jeszcze maleńki, Tatuś kupił Mu przytulankę z bijącym serduszkiem (sic!) – trick polega na tym, że w brzuchu zabawki znajduje się moduł naśladujący bicie (rytm i odgłos) ludzkiego serca – miał się uaktywniać na dźwięk płaczu Dziecka i samoistnie wyłączać po jakiejś chwili. Zabawka miała okazać się pomocna na przykład w nocy, kiedy Dziecko obudziłoby się z płaczem – jak rozumiem, dzięki temu modułowi Rodzice mieli się lepiej wyspać ;-) U nas się to nie sprawdziło – raz, że M. noce przesypiał, z rzadka tylko budził się, jeszcze rzadziej z płaczem, a dwa – moduł uaktywniał się przy każdym szczeknięciu psa ;-))) Co zresztą ciekawe, M. szczekanie psa ze snu nie wybudzało – chyba oswoił się z tym dźwiękiem jeszcze w życiu prenatalnym ;-) Możliwe.
Moduł-serce został więc szybko przez nas usunięty, za to sama przytulanka (żółwik) okazała się wielkim przyjacielem M.
W każdym razie teraz ów moduł sprawdza się w zabawie w poszukiwania. Zabawa polega bowiem na tym, że M. znika za drzwiami, a my w tym czasie ukrywamy ‘bijące serce’ w jakimś miejscu (musimy się naprawdę wysilić, bo nasz Syn zna już wszystkie kryjówki) – a M. po samym dźwięku próbuje odnaleźć schowany moduł. Niezły jest w tym. Naprawdę!
I robi się już taaaki samodzielny - sam zakłada buty, skarpetki, rajstopki, koszulki. Sam ubiera sobie kurtkę i czapkę. Wczoraj sam założył rękawiczki!
Kiedy zgłodnieje, biegnie do kuchni, zakłada śliniak (sic!) i wdrapuje się na swoje czerwone krzesełko gotowy na smaczne co nieco ;-)
Uwielbia zabawy w wodzie – wieczorami długie kąpiele, podczas których animuje zabawki w taki sposób, że oboje z Tatusiem M. umieramy ze śmiechu :-) W ciągu dnia nie przegapi żadnej okazji, żeby popluskać chociaż rączki w umywalce – ostatnio z uporem wrzucał różne przedmioty do kosza na śmieci. Ku naszemu niezadowoleniu, bo co chwilka trzeba było w związku z tym myć Dziecku ręce. Dopiero po jakiejś chwili zorientowaliśmy, że to był właśnie cel M. Wycieczki do łazienki i chlapanie łapek w wodzie ;-))) Spryciarz!
Do łask wrócił rowerek – pierwsze przymiarki do jazdy na nim M. poczynił już w listopadzie, jednak potem wyraźnie preferował swoje jeździdełko. Teraz rowerek jak najbardziej – kiedy tylko zrobi się cieplej, wybierzemy się na dłuższą przejeżdżkę, a raczej ‘przechadzkę’, bo to taki drewnainy laufrad, bez pedałów. Nie możemy się tez doczekać wspólnych wycieczek rowerowych – M. już w zeszłym sezonie jeździł z nami, przypięty do fotelika przy tatusinym rowerze (ja wciąż nie mam odwagi!). M. najbardziej zachwyca jazda po korzeniach albo krawężnikach, no i w żadnym wypadku nie należy się zatrzymywać ;-) Bo wtedy to rozpacz…
Och, ale to wszystko chyba jeszcze nie w ten weekend… Choć pogoda baaardzo zachęcająca do wszelkiej rekreacji. Jednak póki co, pozostaniemy przy spacerach ;-)
OK, tyle na dziś… Takie małe podsumowanie.
A o dzisiejszym przedpołudniowym spotkaniu z Krzysiem i Jego Mamą to może trochę później… Spotkaniu po dłuuugim niewidzeniu ;-) Z racji tego nie zdążyłam pstryknąć nawet ćwierć zdjęcia… Poza tym takie maleństwa jak Krzyś (ma dwa miesiące dopiero!) bardzo mnie onieśmielają – przynajmniej w sensie fotograficznym :-)
Udanego weekendu!!!
czytam Cię Maggie i przed oczami ma Jaromira jak sobie sam organizował jedzenie kiedy był w wieku M. miło powspominać :)
OdpowiedzUsuńfajnie się bawicie z tym sercem i w modelinę/ciastolinę. ja z dala trzymam chłopców od tej masy, bo nie poznałabym mieszkania! miłego wieczoru! :)
nam aparat zabrał Tata Krzysia wiec obfotografujemy sie nastepny razem!
OdpowiedzUsuńczasami chyba musi minac jakis czas...pozdrawiamy...
Cudnie tak czytać o samodzielnym M. :)) To wspaniały czas, prawda? :)
OdpowiedzUsuńA ten moduł bijącego serca to nam by się przydał...bo od 2 lat nie przespałam ani jednej nocy...:) Tylko czy to wogóle było by słyszalne przy glusiowych wrzaskach? ;)
Uściski! I miłego weekendu!
wesoło musi być w trakcie lepienia i zabawy taką ciastoliną :D nawet pies ma zajęcie haha (;
OdpowiedzUsuńEnchocolatte, ale wiesz co? Taka ciastolina jest dość łatwo zmywalna ;-)))
OdpowiedzUsuńMałgosiu, :-)
Anik, no nie wiem, może spróbujcie z taką przytulanką? Chociaż dziś się zastanawialiśmy co ten łomot ma wspólnego z biciem serca? Chyba, że producent miał na myśli dźwięki z okresu płodowego, bo to mechaniczne serce bije jak przez aparaturę USG ;-)
Gluś w nocy daje tak popalić? Jejku...
Mru, oj wesoło ;-) Psu obetnę z dziennej racji żywieniowej, jak będzie tak dalej dojadał ciastolinę ;-)